- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
27 listopada 2008, 22:35
poniedziałek, 10:19
Cześć Kobietki
Dopadła mnie choroba, więc, żeby ludzi nie straszyć, wzięłam dwa dni urlopu. Przydadzą się na lekki oddech, bo już ledwo zipię. Chyba nie lubię być dyrektorem.
Gruppciu - chodziłam na aerobic z elementami kickboxingu - pewnie podobne działanie. Dużo wykopów, ciosów, podskoków.
Jagia - chcę tam pojechać! Przepiękne widoki. Poproszę o plan podróży.
wtorek, 19:02
Aga - mogę opisać Ci wszystko że szczegółami, tylko nie wiem czy wszystko Cię interesuje czy jakieś konkrety. Tutaj czy na priv?
wtorek, 19:14
Pisz tutaj, każda na pewno chętnie skorzysta.
Ze zmian w wyglądzie - zrobiłam makijaż permanentny i się goję:)
Ze zmian w diecie - brak zmian, za to napadowe jedzenie:(
środa, 20:32
Aga - podziwiam odwagę. Ja się boje takich pół trwałych ingerencji w moje struktury 😛
To napiszę Ci tutaj. Jak będziesz mieć dość to daj znać. Nie wiem czy dam radę na raz.
Lecieliśmy Ryanair z Modlina do Malagi. Koszt 2 biletów plus bagaż rejestrowany 20kg ok 1700 zł. Wracaliśmy do Gdańska, bo zależało nam na konkretnej godzinie wylotu. Auto wynajmowaliśmy w Marbesol Rent a Car 388 EUR za auto na 12 dni. Obsługa w porządku, warunki atrakcyjne. Minus to limit 2000 km, po którym trzeba było się stawić w wypożyczalni w celu nie wiem jakim w zasadzie. Wypadło nam 3 dni przed końcem, zapytali ile jeszcze km nam potrzeba, dopisali długopisem na umowie i tyle. Dom wynajęliśmy w Fuengiroli, ok. 30 km od Malagi. Miasto nadmorskie, ale bez uroku, przeciętne. Plus to miejsce w dobrym punkcie do wycieczek tam gdzie chcieliśmy. Dom był komfortowy, właściciel super a cena mega atrakcyjna 3000, na 2 osoby wyszło ok. 1500 zł. 2 sypialnie, 2 łazienki, salon, kuchnia z aneksem w pełni wyposażona, patio z niewielkim basenem, leżaczki, grill, pralka, żelazko itp. Na powitanie dostaliśmy 2litrową butlę Malagi i paczkę suszonych fig w pudrze. W Fuengiroli jedliśmy też najlepszą paellę i ciasto do kawki. Jedzenie dość dobre, chociaż do włoskiego mu daleko. Głównie ryby i owoce morza, ale jak ktoś nie lubi (ja) to też da radę. Ryżyk z paelli pycha. Warto jeść potatas bravas, fritate, tanie, smaczne, sycące. Plus potrawy z kuchni arabskiej. Trzeba uważać na opis dań z ziemniaków, w jednej knajpie pod nazwą cienko krojonych i opiekanych plasterków ziemniaków z jajkiem i szynką iberico kryły się chipsy, bezsmakowe jajo sadzone i zwęglone słone skwarki. Bleh. Generalnie nie podają w lokalach surówek, tylko łyżkę rozgotowanych warzyw (ziemniak, cukinia, brokuł) polanych jakimś tłuszczem. Mięsa i ryby nawet jak prosisz well done to wyglądają jakby jeszcze były żywe. Tak było prawie wszędzie. Polecam szynkę iberico i hiszpańskie sery. W hipermarketach są całe ich alejki. Na prawie każdym deptaku są sklepy z szynką, gdzie na miejscu kroją plastry z całej giczy i można nam kupić bocadillo, czyli kanapki z tą szynką wielkości pół bagietki za 5 EUR. Nie polecam ich mortadeli, to nie jest ta sama co we Włoszech. Ciasta i słodycze są mega słodkie, nawet do gorzkiej kawy ciężko im dać radę. Bardzo dobra malaga i wino z pomarańczy. Pycha. Z części kulinarnej tyle.
Z pamiątek warto przywieźć wino z pomarańczy, szynkę iberico, szafran, ciastka z wodą pomarańczową - takie kruche, bardzo dobre, figi w pudrze. Wachlarze, ale nie te najtańsze za 5-15 euro. Bardzo ładne są już od 20 EUR, ale niektóre z koronki lub jedwabiu i ręcznie malowane potrafią kosztować nawet kilkaset do kilku tysięcy euro. Szale ręcznie haftowane. Na stoiskach z pamiątkami są całkiem ładne fabryczne ok 30-40 EUR, ale w sieci ichniej Cepelii (nie pamiętam nazwy) są haftowane ręcznie jedwabną nicią od 80 EUR. Mój kosztował 105 EUR i jest piękny, każdy pyta skąd go mam. Warto tez kupić biżuterię w stylu hiszpańskim, też są tańsze i droższe warianty. Bilety wstępu warto kupić wcześniej, my większość kupowaliśmy jeszcze w Polsce na stronach internetowych obiektów. Kilku nie kupiliśmy i nie były już dostępne na datę która nas interesowała. W przypadku Caminho del Rey trzeba pamiętać, że przy gorszej pogodzie nie ma wstępu i koszt biletu nie jest zwracany.
O zwiedzaniu będzie w cz 2
Edytowany przez jagia środa, 20:36
Wczoraj, 13:45
Hej....to dzisiaj będzie więcej do czytania na forum......
Obiecałam, że Wam napiszę co u mnie.
Niestety z góry przepraszam, ale nie czytałam wpisów i nie wiem co się u Was dzieje. Poczytam na spokojnie i wtedy się odezwę.
Spadło na mnie zbyt dużo na pozór normalnych zdarzeń, które w końcu wywołały lawinę.
Wczoraj, 13:46
Pamiętacie pewnie jak nieraz pisałam Wam o tej mojej koleżance z pracy co nieraz już straszyła, ze odejdzie, albo na krótko naprawdę odchodziła oczywiście za każdym razem „szantażując” szefa. W końcu odeszła na dobre. W ciągu 5 minut. Nic nikomu nie przekazując. Przyszła podała rękę, powiedziała cześć (po ponad 3 latach pracy razem) i wyszła. Wszystko spadło na mnie. 2 stanowiska. Tylko, że ja o wielu tematach nie miałam pojęcia jak ona to robi i gdzie te dokumenty trzyma. Musiałam zostawać po godzinach. Pracowałam po 10-11 godzin dziennie. W końcu szef zatrudnił nową osobę niby na jej miejsce. Na początku jednak ten chłopak robił wszystko i nic. Bardziej chodziło o to aby się rozeznał co dzieje się w firmie.
W międzyczasie moja budowa zaczęła mi już coraz bardziej działać na nerwy. Za każdym razem gdy zaszantażuje mojego M to coś ruszy na chwilę. Później znowu kolejne tygodnie czy miesiące stoi. Na pana, który zrobi nam odwodnienie wokół domu czekamy już chyba trzeci miesiąc. Ogrodu dalej nie mam. Dalej mam śmietnik na podwórku. Jest mi wstyd przed ludźmi. Ile mogę to sama zrobię, ale nie jestem w stanie ogarnąć wszystkiego. Już nieraz miałam ochotę sprzedać to w takim stanie jakim jest i kupić cos małego gotowego, ale ceny poszły tak potwornie w górę, że mnie nie stać. Mogłabym sama zająć się tą budową żeby dalej ciągnąć i żeby wreszcie ten syf się skończył, ale to chyba nie o to chodzi żebym znowu wszystko robiła JA. Dlatego odpuściłam szantaże emocjonalne wobec mojego M. Moja teściowa już też przestała pytać. Nie wiem co będzie dalej.
Moja córka wymyśliła, że jak zajdzie w ciążę to przed porodem przyjedzie do mnie do Giżycka urodzić i posiedzi ze 3 miesiące aż przyleci po nia mąż. To wszystko przy założeniu, że wyjeżdża w lutym do Afryki i tam się boi rodzić w ich szpitalu. Mój M jak się o tym dowiedział to dostał szału. Nie chodzi o moją córkę tylko o to, że chce się przeprowadzać do Afryki z dziećmi. Rodzić tam się boi, ale jej córki jak dojrzeją i założą swoje rodziny to gdzie będą rodzić??? Też u nas??? Staram się więc na razie tematu w domu nie ciągnąć. Co ona tym dzieciom zapewnia
Wczoraj, 13:47
Mój ojciec trochę się pozbierał po śmierci swojej partnerki, ale niestety mnie zadręcza telefonami i płaczem. Zbliżają się święta i już mi płakał, że nie wie co ma sam robić. Do nas nie przyjedzie bo jest na tyle chory, ze trzeba by było po niego jechać te 460 km. A z drugiej strony jak by się pojechało to już musiała bym zostać. Teraz problem z teściową bo ona tak długo nie może siedzieć w aucie więc albo oleje ojca na święta i zostanę z teściowa i M, albo zaczniemy spędzać święta osobno.
Moja mama gorzej się czuje. Nie może nic jeść bo zaraz ma rewolucje. Maja jej robić dokładniejsze badania czy nie ma przerzutów.
Teraz wróćmy do mojej pracy i do mnie. Mój szef na początku listopada poleciał do USA. W tym czasie ten nowo przyjęty chłopak zaczął się uczyć obsługi klienta i robienia umów i ofert na łodzie. Ja od 9 listopada miałam zatwierdzony urlop. Skoro tamta dziewczyna odeszła i mnie nie będzie to ktoś musi te oferty robić jak szef wróci. A ja urlopem się z nim rozmijałam. Chciałam się odstresować i oderwać od wszystkiego. Chciałam być daleko od domu i od pracy. Wykupiłam wczasy dla mnie i M na Wyspach Kanaryjskich na tydzień. Miałam nadzieje, że trafie na jakieś zadupie gdzie będzie słaby zasięg. W sobotę wieczorem gdy już się pakowałam zadzwoniła pani z Travelplanet, że musi odwołać mój wyjazd bo hotel sprzedał więcej miejsc niż mają. Zaproponowała mi gorszy hotel, daleko od plaży i od jakiegokolwiek miasta jeśli dopłacę ponad 2 tys złotych. Powiedziała, że mam prawo odmówić i oni oddadzą mi pieniądze. Odmówiłam. Na szybko zaczęłam czegoś szukać, ale było za późno. Nie pasowały tez daty bo musiałam najpóźniej w następna niedzielę być w Polsce. M wracał do pracy. Poszukaliśmy na szybko hotelu z basenem i padło na Jastrzębią Górę. Hotel przy plaży. Ciepły basen. Dobre jedzenie. Było fajnie przez pierwsze 3 dni dopóki nie zaczęli wydzwaniać z pracy. Okazało się, ze ten nowy się nie sprawdził. Zaczął robić poważne błędy. Jak nie odbierałam od koleżanek to szef sam wydzwaniał. Musiałam przez telefon udzielać instrukcji dziewczynom co mają robić i gdzie szukać. Od piątku szef dzwonił z pytaniem czy już wypoczęłam i czy już wracam. Powiedziałam, ze nie bo mam hotel zapłacony do niedzieli. Wrócilam „zmeczona” w niedzielę do domu. Poprałam rzeczy, trochę posprzatałam. M rano w poniedziałek poszedł do pracy. Ja na szczęście miałam jeszcze 1 dzien urlopu. Nie dałabym rady pracować. Zostałam w łóżku do godziny 13:00. Strasznie mnie złamało. Takiego kryzysu to nawet nie miałam po śmierci Magdy.
Poszłam do pracy we wtorek. Wtedy też się dowiedziałam, że od środy mam home office bo szef z szefową i córka wylatują znowu do USA na 10 dni i ja musze wziąć do domu psa.
Wczoraj, 13:47
Była też 1 dobra wiadomośc. Ta dziewczyna, która tak nagle odeszła zrozumiała, ze popełniła błąd i zaczęła płakać i wydzwaniać do szefa żeby ja przyjął z powrotem. No i przyjął. Na gorszych warunkach i na okres próbny. Od środy. W domu nie jestem w stanie zrobić wszystkiego co powinnam dlatego z ta dziewczyną w pewnym sensie się uzupełniałyśmy. Podejrzewam tez, że gdybym nie musiała zostać z psem to by jej nie wziął już tak teraz na szybko.
Z psiakiem było dobrze przez pierwsze 2 dni. Później nagle dostała biegunki i wymiotów i zaczęła mi mdleć i słaniać się na nogach. Pojechałam z nia do weterynarza. Dostała kroplówkę (3 godziny) i leki do domu. Wczoraj byłam znowu na kroplówce i dzisiaj znowu. Jutro ostatni raz. Zrobili jej usg i się okazało, ze ma zaawansowany nowotwór wątroby. Przekazałam to szefowej żeby była świadoma jak stanie się u mnie jakieś nieszczęście. Od tej pory nie mam spokoju. Wydzwania co 15 minut jak się czuje piesek, A czy się napił? A czy ma humorek? A może bym ja wykąpała bo ona lubi i wtedy bym zobaczyła czy ma humorek czy go nie ma. Podała mój nr telefonu swojej drugiej córce, która studiuje w Gdańsku. Od tej pory na zmiane wydzwaniają do mnie co trochę i musze włączać kamerkę i one z nia przez ten telefon gadają. Pies jest tak słaby, ze śpi, ale one ja wołają i każą budzić. Nie mam życia. Nie mogę oglądnąc spokojnie filmu, zjeść obiadu ani wyjść do toalety.
Dostałam tabletki na biegunke dla psa i pomogło, ale dzisiaj w nocy zaczęło się od nowa. Ja wtedy nie spię bo musze jej pilnować. Ona załatwia się wszędzie tylko nie na te maty (podkłady z apteki) co powinna. Piore dywany, myje podłogi, a M chodzi wk………bo już nieraz w nocy w jej kupę wlazł. Moja praca leży. Powiedziałam dziewczynom, że nie dam rady. Nie będę siadac do komputera po godzinie 14 gdy wracam z weterynarii. Ja tez mam swoje życie. Tzn chciała bym mieć. Właściciele wracają po pieska w piątek wieczorem.
Jaki mam plan na najbliższą przyszłość? W piątek jak będzie jakiś sklep jeszcze otwarty to po oddaniu psa jade na zakupy żeby całą sobote i niedziele przesiedzieć z M w domu. Zamierzam ogladac filmy i zamawiać pizzę - bez sera bo tylko taką mogę jeść. Mam dosyć psa, dosyć budowy, dosyć pracy, dosyć rodziny i zaczynam serdecznie nienawidzić telefonów. Coraz mniej do niego zaglądam. Może też dlatego przestalam zaglądać na forum. Tu nie chodzi o Was tylko ja jestem już tym wszystkim potwornie zmeczona.
Listopad to zawsze najgorszy miesiąc w roku. Chcę żeby się już skończył. W poniedziałek jak pójde do pracy będzie już grudzień. Nowy miesiąc, nowa nadzieja.
Wiem, ze może tabletki – jakies leki - by mi pomogły. Tylko, że ja wiem tez to, ze jak „zlikwiduję” niektóre przyczyny powstania tych wszystkich stresujących dla mnie sytuacji to ja tez się wyciszę i wrócę do normy. Dlatego potrzebuje czasu.
Wczoraj, 17:43
Vita, zacznij medytować. Całkiem poważnie mówię. To zajmuje 15-20 minut, a M.na pewno pomoże pilnować psa.
Z moich obserwacji wynika, że spokój najłatwiej osiągnąć odmawiając. Odmówiłam przyjęcia córki na okres wakacyjny, odmówiłam kilka razy noclegu w moim domu. Cóż... Dzwoni, jest miła, jak ostatnio przyjęłam ją na weekend to pobyt był bez zarzutu.
Nie wiem czy bym przyjęła córkę z noworodkiem na 3 miesiące. To są kłopoty, nieprzespane noce, a ona jest dorosła - zachodzi w ciążę na własną odpowiedzialność. Istotne jest jak Ty to czujesz. Nie masz obowiązku pomagać dorosłym dzieciom.
Co do mnie, jak usłyszałam, że Młoda z ojcem wymyśliła, że u mnie zamieszka, to wpadłam w panikę. Potem jeszcze miesiąc nie mogłam się pozbierać, że jej nie chce, a cała reszta świata lepiej wie, co matka ma robić i jak się poświęcać. Hmmm... mamy przed sobą już krótką perspektywę życia i prawo do decydowania w czyim towarzystwie i jak chcemy ten czas spędzić.
Tulę i niezłomności dla samej siebie życzę. Buziaki 😘