Temat: Jak będziesz miała dziecko... czyli o narzekaniu

Hej, mam wśród swoich znajomych i rodziny taką koleżankę i kuzynkę, które za każdym razem "straszą' macierzyństwem. Odkąd jestem w ciąży na każdym! spotkaniu to robią, wygląda to tak: niedługo zobaczysz jak to jest pakować dziecko i siebie na wakacje, jak się os.ra po pachy, jak zacznie ząbkować, jak nie prześpisz każdej nocki, jak usiądzie na środku chodnika i nie będzie chciało iść, jak będzie ciągle chore, jak będzie miało skok rozwojowy, bunt 2latka itd. itp. 

Jestem w ciąży więc na pytanie jak się czuję odpowiadam, że np. ciężko mi w nocy się przekręcać w łóżku bo brzuch i plecy mnie bolą, ooo to zobaczysz za chwile jak będziesz miała większy brzuch. Mam się oszczędzać bo w ciągu 2 tygodniu szyjka się skróciła o 1 cm = psss... mi to się stało przez jedną dobę. Mogę dalej wymieniać, zastanawiam się co się stało, że nie słychać od niektórych kobiet niczego pozytywnego. Raczej każda kobieta jest świadoma decydując się na dzieci, że z takimi sytuacjami przyjedzie jej się zmierzyć. 

Nawet jak temat dotyczy zupełnie czegoś innego np. rozmawiamy o pracy, to koniecznie trzeba dodać no bo z dzieckiem to nie tak prosto wyjść rano z domu bla bla.... 

Zanim dzieci się pojawiły w ich życiu mogłam od nich słyszeć o tym, że nie ogarniają bo praca, studia, dom... Że tak ciężko... Sama byłam w takim miejscu, kiedy pracowałam na 3 zmiany, studia, dom, hobby itd. ale nigdy w ogółe  nie przyszło mi do głowy żeby komuś mówić, że zobaczysz jak będzie 'jak będziesz miał to i to'... 

Czy to wynika z frustracji ? One tego nie wiedziały ? Zrobię sobie dziecko bo każdy ma i teraz będę opowiadać jak to jest do du.py? Nie mam pojęcia skąd się bierze takie piep.rzenie ?

Kompletnie nie wiem jak reagować na tego typu teksty bo takie słowa zaczynają padać w 3/4 rozmowie... Co myślicie ? :D 

menot napisał(a):

Szczerze? Zawsze byłam mega spokojna i opanowana i w pewnym sensie oczekuję tego samego od innych. ALE. Małe dziecko to jest kompletny chaos, emocje i brak samokontroli. Ja długo kompletnie nie mogłam zaskoczyć o co do diabła jej chodzi i co mam zrobić, żeby się uspokoiła. I testowałam każde rozwiązanie...i często właśnie warknięcie i podniesienie głosu było tym, co działało. Wolałabym, żeby działała logiczna argumentacja, prośby i przytualasy, ale niestety jest inaczej. Dziecko kompletnie mi przewaliło w głowie jakim jestem człowiekiem, jakie mam zalety i wady, jaki mam charakter. Potrafiła mnie doprowadzić do granicy załamania nerwowego, bo kompletnie nie mogłam jej zrozumieć. Ba, kiedyś tak mnie wściekła, że w furii opie...iłam sąsiada, który na mnie naskoczył tak, że byłam gotowa go pobić.A każda jedna osoba, która mnie zna bez dziecka, powiedziałaby, że jestem spokojna, opanowana, ciężko mnie zdenerwować, nie podnoszę głosu, nie przeklinam itd. No ale ja zawsze mówię, dla mnie posiadanie dziecka to jest totalny rollercoaster. Jakbym nie była matką, to być może nigdy bym się nie dowiedziała, że jak się mnie dostatecznie przyciśnie, to wchodzę w berserk mode.

U mnie to samo :D Ja zawsze byłam oazą cierpliwości i nic nie wyprowadzało mnie z równowagi. Nic. Dałabys mi wiadro kaszy manny pomieszanej z makiem, to bym Ci to rozdzieliła na pełnym czillałcie 😂 Za czasów bezdzietnych wydawało mi się, że będę super spokojną, zrównoważoną mamą pełną pomysłów do zabawy i nigdy nie krzyczącą na dziecko, tylko spokojnie tłumaczącą. O naiwności 😂😂😂 Dziecka moje kochane czasem tak mnie potrafią do furii doprowadzić, że ja się sama sobie dziwię jak mi się mogło odmienić o 180 stopni. Serio. Ale żeby nie było - to nie jest tak, że ja 24h/dobę chodzę na wqrwie dzień w dzień. Ale potrafi się zdarzyć sporadycznie, że szlag mnie trafia po prostu na miejscu. Ja nie mówię, że to jest w porządku, nie twierdzę, ze to jest normalne, czasem się zastanawiam czemu taka poebana byłam w danym momencie i nie umiem tego logicznie wytłumaczyć. Po prostu przychodzi taki moment krytyczny, że już z tej bezsilności wyłącza Ci się mózg po prostu. W życiu przed erą dzieci nie podejrzewałabym się o to, że tak mnie będzie ktoś potrafił wyprowadzić z równowagi.



Pasek wagi

Dlatego właśnie matki często mówią "zobaczysz, jak będziesz miała dziecko". Bo pewnie dla wielu to jest doświadczenie graniczne, które dramatycznie zmienia podejście do życia i redefiniuje nas jako ludzi. Tak podniośle mówiąc. Nie wiem, może wiele kobiet wchodzi w macierzyństwo jak w rękawiczkę - często tych, które najmniej się tego po sobie spodziewały, ale niektóre mają pod górę. Ja byłam pewna, że będę spoko matką - cierpliwą, taką wiecie, interesującą się rozwojem dziecka, relacjami, psychologią itd. A wyszło szydło z worka, że zostałam królową domowego chaosu :D Całe szczęście, że moje dziecko, jak się okazuje, cholerycznego charakteru po mnie nie odziedziczyło i z upływem czasu tych starć jest raczej mniej niż więcej. Dzięki ci panie.

menot napisał(a):

Szczerze? Zawsze byłam mega spokojna i opanowana i w pewnym sensie oczekuję tego samego od innych. ALE. Małe dziecko to jest kompletny chaos, emocje i brak samokontroli. Ja długo kompletnie nie mogłam zaskoczyć o co do diabła jej chodzi i co mam zrobić, żeby się uspokoiła. I testowałam każde rozwiązanie...i często właśnie warknięcie i podniesienie głosu było tym, co działało. Wolałabym, żeby działała logiczna argumentacja, prośby i przytualasy, ale niestety jest inaczej. Dziecko kompletnie mi przewaliło w głowie jakim jestem człowiekiem, jakie mam zalety i wady, jaki mam charakter. Potrafiła mnie doprowadzić do granicy załamania nerwowego, bo kompletnie nie mogłam jej zrozumieć. Ba, kiedyś tak mnie wściekła, że w furii opie...iłam sąsiada, który na mnie naskoczył tak, że byłam gotowa go pobić.A każda jedna osoba, która mnie zna bez dziecka, powiedziałaby, że jestem spokojna, opanowana, ciężko mnie zdenerwować, nie podnoszę głosu, nie przeklinam itd. No ale ja zawsze mówię, dla mnie posiadanie dziecka to jest totalny rollercoaster. Jakbym nie była matką, to być może nigdy bym się nie dowiedziała, że jak się mnie dostatecznie przyciśnie, to wchodzę w berserk mode.

U mnie znowu zupełnie odwrotnie, potrafilam opieprzyć faceta, po tym jak przez dłuższy okres czasu nie spałam i na wykończeniu byłam. Wystarczyło, ze krzywo kołdra leżała i była awantura, potrafiłam na teściowa wrzeszczec, na siostrze się wyżyć bez powodu, ale do dziecka zawsze byłam opanowana i jak trzeba było - stanowcza, choć to nieradzenie sobie z nim było powodem moich wybuchów. Ale u nas tez inna sytuacja, wiedziałam doskonale, ze wrzaskiem nic nie osiągnę, a nawet odwrotny skutek - dziecko będzie jeszcze bardziej marudne a ja jeszcze bardziej wykończona. Ale tez jak widać idealna nie jestem, obrywało się mojemu otoczeniu, bo nie potrafiłam się inaczej obejść z emocjami jakie sie we mnie tworzyły. Na szczęście otoczenie rozumiało moje zachowanie. Najlepiej obrazującym przykładam byłam wstając w nocy z wyrzutami do mojego, ze mi kołdrę zabrał i chrapie i w ogóle spać jak człowiek nie umie, żeby frustracje wyrzucić, po czym wchodzę do wyjącego co 20 min dziecka i śpiewam kołysankę z uśmiechem na ustach. No chore 😃

O, mojemu chłopu też się oberwało :D Przez dwa lata żyłam w stanie ciągłej wojny domowej, ale Wanda tak mi dała popalić w pakiecie z zamknięciem w domu z powodu covida, że nie wiedziałam jak się nazywam. To było od groma pracy, żeby sobie jakiś system koegzystencji wypracować. Dla mnie to było szczególnie trudne właśnie dlatego, że nigdy nie potrzebowałam kontrolować emocji, bo jestem taka spokojna i wszystko normalnie po mnie spływa. A tu nagle z dnia na dzień musiałam uczyć się umiejętności panowania nad sobą 24/7 pod nawałem emocji, którą większość ludzi nabywa w wieku lat sześciu pi razy drzwi. Już jest dużo lepiej, ale co mnie przeciorało, to moje 😵

Heehe, i jest, że marudzę, ale dla mnie to serio jest kosmos, jak posiadanie dziecka wpływa na człowieka. A na żywo jakoś głupio o tym gadać.

Wilena napisał(a):

roogirl napisał(a):

Wilena napisał(a):

Natte napisał(a):

Michalkaa napisał(a):

Obserwujac rodziny dokoloa widze, ze to jakie bedzie dziecko, w duzej mierze zalezy od rodzicow, ci spokojni, ogarnieci, ustabilizowani,  kochajacy sie, nie maja wiekszych problemow. Kolezanka ma dzieci w wieku 7 i 15 lat, od zawsze mowila, ze oboje byli aniolami, przez pierwsze kilka miesiecy praktycznie tylko spali i jedli, malo plakali, byli pogodni. Historii o kupie bylo kilka, ale teraz wszyscy sie z nich smieja. Pakowanie itd tez juz nie jest takie jak 30 lat temu, jak czegos zapomnisz to zawsze mozesz dokupic, przeciez wszystko jest dostepne. To, ze komus jest ciezko, nie ozbacza, ze tobie tez, zreszta w polsce ludzie lubia narzekac i straszyc, najlepiej im powiedz, ze nie masz ochoty takich rzecxy sluchac.

To akurat jest bardzo niesprawiedliwy komentarz, bo na chorujące dziecko, albo alergiczne chociażby i nie zdiagnozowane, płaczące i nieśpiące nawet najszerszy uśmiech nie pomoże.. Każdy tak mówi dopóki jego samego to nie spotka. Zrzucanie wszelkiej odpowiedzialności na rodziców jest absurdem.

Chore dziecko to jedno, ale źle traktowane i wychowywane w atmosferze ciągłej nerwówki dzieci to drugie. Byłam ostatnio na zakupach, dziewczynka przy kasie zaczęła trochę marudzić czy jej mama kupi kinder niespodziankę, a ta ją ofunkęła tak, że mnie zmroziło. Nic strasznego to dziecko nie robiło, nie krzyczała, nie rzucała się na ziemię, po prostu parę razy zapytała o to samo. Jak dla mnie to nie jest powód, żeby wściekłym i podniesionym tonem odpowiedzieć dziecku "daj mi spokój, zobaczysz w domu, ostatni raz cie zabrałam, cicho już bądź". Ludzie się zaczęli odwracać i gapić, nie dlatego że dziecko robiło cyrk, tylko ta matka. 

I jak zwykle matka najgorsza, bo nic takiego dziecko nie zrobiło. Nie wiesz co było wcześniej, a już oceniasz. Matka nie ma prawa być nigdy zła i zmęczona. Trzeba być zawsze uśmiechniętym i idealnym. Matka jest tylko człowiekiem i też jej czasem mogą puścić nerwy i może już nie wytrzymać. Jak się człowiekowi nawarstwi to wybucha nawet od powtórzenia 1 zdania 3 razy.

No dla mnie to nie jest normalne. Ja w ten sposób się do bliskich mi osób nie zwracam. Ani do męża, ani do rodziców, ani do dziadka który słabo słyszy i trzeba czasami powtórzyc piec razy, ani do dzieci kuzynek, czy znajomych którymi się opiekuję. Do mnie też nie przypominam sobie żeby rodzice się w ten sposób odnosili. Oczywiście nie mam dzieci, więc każdy mi zaraz może napisać "zobaczysz jak będziesz miała swoje". Ale tutaj się dyskusja sprowadza do punktu wyjścia. Ja po prostu mam nadzieję, że dla mnie nigdy takie reakcje nie staną się czymś normalnym, co można próbować usprawiedliwiać. Patrząc po swoim otoczeniu to nie, też nie każdy w ten sposób reaguje, nie każdy podnosi głos na dzieci, nie każdy wprowadza nerwową atmosferę. 

Btw. Serio uważacie (teraz piszę też do osób które wcześniej się wypowiedziały, bo ciężko zacytować wszystkie odpowiedzi), że cokolwiek usprawiedliwia takie reakcje? W pracy też tak reagujecie? Że jak szef był dla Was niemiły, to potem na niego podnosicie głos i jesteście opryskliwe? Gdybyście się posprzeczały z mężem, to uważacie ze miałby prawo potem być dla Was wredny? Wątpię, myślę że jakby ktoś taki temat założył nawet tutaj na forum, to byłyby głosy, że "niezależnie od tego co było wcześniej, to się normalnie rozmawia, a nie wyzywa na drugiej osobie". Ja nie wiem, jakoś wśród dorosłych to się ocenia inaczej, a jak ktoś ma pięć lat i nie bardzo może się obronić, to hamulce puszczają.

Oczywiście, że nie usprawiedliwia. Jest to naganne i społeczeństwo potępia, dlatego ja jestem bardzo złą matką, której nie raz się zdarzyło, że puściły nerwy. Nie raz z bezsilności płakałam, klęłam. Nie raz byłam smutna, rozczarowana, zła i miałam różne przykre myśli. Jak i wiele kobiet zapewne, ale nie można o tym mówić, bo to wszystko nie wpisuje się w obraz matki idealnej, która zawsze nad sobą panuje. Jak powiedziałaś nic nie usprawiedliwia jak ci puszczą nerwy przy dziecku :)

Pasek wagi

Dlatego idealnym podsumowaniem będzie znany cytat: "Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono" :D Każdej z nas się kiedyś tam coś WYDAWAŁO jak sobie teoretyzowałyśmy 😂 

Pasek wagi

roogirl napisał(a):

Wilena napisał(a):

roogirl napisał(a):

Wilena napisał(a):

Natte napisał(a):

Michalkaa napisał(a):

Obserwujac rodziny dokoloa widze, ze to jakie bedzie dziecko, w duzej mierze zalezy od rodzicow, ci spokojni, ogarnieci, ustabilizowani,  kochajacy sie, nie maja wiekszych problemow. Kolezanka ma dzieci w wieku 7 i 15 lat, od zawsze mowila, ze oboje byli aniolami, przez pierwsze kilka miesiecy praktycznie tylko spali i jedli, malo plakali, byli pogodni. Historii o kupie bylo kilka, ale teraz wszyscy sie z nich smieja. Pakowanie itd tez juz nie jest takie jak 30 lat temu, jak czegos zapomnisz to zawsze mozesz dokupic, przeciez wszystko jest dostepne. To, ze komus jest ciezko, nie ozbacza, ze tobie tez, zreszta w polsce ludzie lubia narzekac i straszyc, najlepiej im powiedz, ze nie masz ochoty takich rzecxy sluchac.

To akurat jest bardzo niesprawiedliwy komentarz, bo na chorujące dziecko, albo alergiczne chociażby i nie zdiagnozowane, płaczące i nieśpiące nawet najszerszy uśmiech nie pomoże.. Każdy tak mówi dopóki jego samego to nie spotka. Zrzucanie wszelkiej odpowiedzialności na rodziców jest absurdem.

Chore dziecko to jedno, ale źle traktowane i wychowywane w atmosferze ciągłej nerwówki dzieci to drugie. Byłam ostatnio na zakupach, dziewczynka przy kasie zaczęła trochę marudzić czy jej mama kupi kinder niespodziankę, a ta ją ofunkęła tak, że mnie zmroziło. Nic strasznego to dziecko nie robiło, nie krzyczała, nie rzucała się na ziemię, po prostu parę razy zapytała o to samo. Jak dla mnie to nie jest powód, żeby wściekłym i podniesionym tonem odpowiedzieć dziecku "daj mi spokój, zobaczysz w domu, ostatni raz cie zabrałam, cicho już bądź". Ludzie się zaczęli odwracać i gapić, nie dlatego że dziecko robiło cyrk, tylko ta matka. 

I jak zwykle matka najgorsza, bo nic takiego dziecko nie zrobiło. Nie wiesz co było wcześniej, a już oceniasz. Matka nie ma prawa być nigdy zła i zmęczona. Trzeba być zawsze uśmiechniętym i idealnym. Matka jest tylko człowiekiem i też jej czasem mogą puścić nerwy i może już nie wytrzymać. Jak się człowiekowi nawarstwi to wybucha nawet od powtórzenia 1 zdania 3 razy.

No dla mnie to nie jest normalne. Ja w ten sposób się do bliskich mi osób nie zwracam. Ani do męża, ani do rodziców, ani do dziadka który słabo słyszy i trzeba czasami powtórzyc piec razy, ani do dzieci kuzynek, czy znajomych którymi się opiekuję. Do mnie też nie przypominam sobie żeby rodzice się w ten sposób odnosili. Oczywiście nie mam dzieci, więc każdy mi zaraz może napisać "zobaczysz jak będziesz miała swoje". Ale tutaj się dyskusja sprowadza do punktu wyjścia. Ja po prostu mam nadzieję, że dla mnie nigdy takie reakcje nie staną się czymś normalnym, co można próbować usprawiedliwiać. Patrząc po swoim otoczeniu to nie, też nie każdy w ten sposób reaguje, nie każdy podnosi głos na dzieci, nie każdy wprowadza nerwową atmosferę. 

Btw. Serio uważacie (teraz piszę też do osób które wcześniej się wypowiedziały, bo ciężko zacytować wszystkie odpowiedzi), że cokolwiek usprawiedliwia takie reakcje? W pracy też tak reagujecie? Że jak szef był dla Was niemiły, to potem na niego podnosicie głos i jesteście opryskliwe? Gdybyście się posprzeczały z mężem, to uważacie ze miałby prawo potem być dla Was wredny? Wątpię, myślę że jakby ktoś taki temat założył nawet tutaj na forum, to byłyby głosy, że "niezależnie od tego co było wcześniej, to się normalnie rozmawia, a nie wyzywa na drugiej osobie". Ja nie wiem, jakoś wśród dorosłych to się ocenia inaczej, a jak ktoś ma pięć lat i nie bardzo może się obronić, to hamulce puszczają.

Oczywiście, że nie usprawiedliwia. Jest to naganne i społeczeństwo potępia, dlatego ja jestem bardzo złą matką, której nie raz się zdarzyło, że puściły nerwy. Nie raz z bezsilności płakałam, klęłam. Nie raz byłam smutna, rozczarowana, zła i miałam różne przykre myśli. Jak i wiele kobiet zapewne, ale nie można o tym mówić, bo to wszystko nie wpisuje się w obraz matki idealnej, która zawsze nad sobą panuje. Jak powiedziałaś nic nie usprawiedliwia jak ci puszczą nerwy przy dziecku :)

To nie chodzi o to, żeby o tym nie mówić. Tylko bardzo wiele zależy oprócz tego co się mówi, od tego jak się to mówi, jak często i do kogo. Co innego sobie ponarzekać od czasu do czasu z koleżanką która ma podobne podswiadczenia, czy się wypłakać mamie jak jest bardzo źle. A co innego wiercić przy każdej możliwej okazji dziurę w brzuchu dziewczynie, która tego wcale nie chce słuchać, sama jest w ciąży i myśli pewnie o tym, żeby się jakoś psychicznie pozytywnie nastroić do porodu, a nie żeby wysłuchiwać "dobrych rad" na każdym kroku i słyszeć tylko jak jej napewno będzie ciężko i jak to jej życie się zamieni w koszmar. Na tej samej zasadzie jak się pokłócę z mężem, to jasne - może sobie pogadam z przyjaciółką na temat "wiesz co mój znowu wymyślił". Ale nie będę nieustannie truła dziewczynie, która za miesiąc bierze ślub i chodzi cała szczęśliwa z jednej strony i zestresowana przedślubnymi przygotowaniami z drugiej strony, że małżeństwo to takie ciężkie bywa. W sensie co ona ma z tą informacją zrobić? Nie brać tego ślubu? Oddać dziecko do adopcji? Po prostu takie komentarze niczego nie wnoszą. A też nie z każdym ma się tak bliską relację, żeby musiał robić za powiernika i nadstawiać rękaw żeby się wypłakać. 

Wilena napisał(a):

roogirl napisał(a):

Wilena napisał(a):

Natte napisał(a):

Michalkaa napisał(a):

Obserwujac rodziny dokoloa widze, ze to jakie bedzie dziecko, w duzej mierze zalezy od rodzicow, ci spokojni, ogarnieci, ustabilizowani,  kochajacy sie, nie maja wiekszych problemow. Kolezanka ma dzieci w wieku 7 i 15 lat, od zawsze mowila, ze oboje byli aniolami, przez pierwsze kilka miesiecy praktycznie tylko spali i jedli, malo plakali, byli pogodni. Historii o kupie bylo kilka, ale teraz wszyscy sie z nich smieja. Pakowanie itd tez juz nie jest takie jak 30 lat temu, jak czegos zapomnisz to zawsze mozesz dokupic, przeciez wszystko jest dostepne. To, ze komus jest ciezko, nie ozbacza, ze tobie tez, zreszta w polsce ludzie lubia narzekac i straszyc, najlepiej im powiedz, ze nie masz ochoty takich rzecxy sluchac.

To akurat jest bardzo niesprawiedliwy komentarz, bo na chorujące dziecko, albo alergiczne chociażby i nie zdiagnozowane, płaczące i nieśpiące nawet najszerszy uśmiech nie pomoże.. Każdy tak mówi dopóki jego samego to nie spotka. Zrzucanie wszelkiej odpowiedzialności na rodziców jest absurdem.

Chore dziecko to jedno, ale źle traktowane i wychowywane w atmosferze ciągłej nerwówki dzieci to drugie. Byłam ostatnio na zakupach, dziewczynka przy kasie zaczęła trochę marudzić czy jej mama kupi kinder niespodziankę, a ta ją ofunkęła tak, że mnie zmroziło. Nic strasznego to dziecko nie robiło, nie krzyczała, nie rzucała się na ziemię, po prostu parę razy zapytała o to samo. Jak dla mnie to nie jest powód, żeby wściekłym i podniesionym tonem odpowiedzieć dziecku "daj mi spokój, zobaczysz w domu, ostatni raz cie zabrałam, cicho już bądź". Ludzie się zaczęli odwracać i gapić, nie dlatego że dziecko robiło cyrk, tylko ta matka. 

I jak zwykle matka najgorsza, bo nic takiego dziecko nie zrobiło. Nie wiesz co było wcześniej, a już oceniasz. Matka nie ma prawa być nigdy zła i zmęczona. Trzeba być zawsze uśmiechniętym i idealnym. Matka jest tylko człowiekiem i też jej czasem mogą puścić nerwy i może już nie wytrzymać. Jak się człowiekowi nawarstwi to wybucha nawet od powtórzenia 1 zdania 3 razy.

No dla mnie to nie jest normalne. Ja w ten sposób się do bliskich mi osób nie zwracam. Ani do męża, ani do rodziców, ani do dziadka który słabo słyszy i trzeba czasami powtórzyc piec razy, ani do dzieci kuzynek, czy znajomych którymi się opiekuję. Do mnie też nie przypominam sobie żeby rodzice się w ten sposób odnosili. Oczywiście nie mam dzieci, więc każdy mi zaraz może napisać "zobaczysz jak będziesz miała swoje". Ale tutaj się dyskusja sprowadza do punktu wyjścia. Ja po prostu mam nadzieję, że dla mnie nigdy takie reakcje nie staną się czymś normalnym, co można próbować usprawiedliwiać. Patrząc po swoim otoczeniu to nie, też nie każdy w ten sposób reaguje, nie każdy podnosi głos na dzieci, nie każdy wprowadza nerwową atmosferę. 

Btw. Serio uważacie (teraz piszę też do osób które wcześniej się wypowiedziały, bo ciężko zacytować wszystkie odpowiedzi), że cokolwiek usprawiedliwia takie reakcje? W pracy też tak reagujecie? Że jak szef był dla Was niemiły, to potem na niego podnosicie głos i jesteście opryskliwe? Gdybyście się posprzeczały z mężem, to uważacie ze miałby prawo potem być dla Was wredny? Wątpię, myślę że jakby ktoś taki temat założył nawet tutaj na forum, to byłyby głosy, że "niezależnie od tego co było wcześniej, to się normalnie rozmawia, a nie wyzywa na drugiej osobie". Ja nie wiem, jakoś wśród dorosłych to się ocenia inaczej, a jak ktoś ma pięć lat i nie bardzo może się obronić, to hamulce puszczają.

Nie napiszę, że zobaczysz jak będziesz miała swoje ale powiem jedno: porównanie opieki nad dziećmi kuzynki z opieką nad własnym mija się z celem. Zupełnie czym innym jest okazjonalne zajmowanie się czyimś dzieckiem, a czym innym stała opieka nad własnym. Ja akurat mam nie najbardziej męczące dziecko, dodatkowo opieką też się mocno dzielimy z mężem a i tak jak przychodzi gorszy czas ząbkowania czy po prostu gorszy okres syna to bywa ciężko i sama chętnie wystrzeliłabym się w kosmos. Nie muszę tego robić bo nie jestem 100% czasu z dzieckiem i mam czas się dla niego zregenerować a jeśli ktoś prawie tak ma to świetnie rozumiem, że kiedyś może wybuchnąć.

A przykład z szefem - no założę się, że jeśli z tym irytującym szefem miałabyś spędzać cały dzień i jeszcze wstawać do niego w nocy to też kiedyś mogłabyś w końcu wybuchnąć :D

Pasek wagi

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.