- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Znajomi (10)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 63405 |
Komentarzy: | 378 |
Założony: | 30 kwietnia 2010 |
Ostatni wpis: | 21 marca 2015 |
Postępy w odchudzaniu
Dziś znów miałam niemiłą niespodziankę. Chciałam zamówić jakiś nieduży catering na otwarcie mojej firmy, bo zaprosiłam kilka osób. Poszłam do takiej fajnej knajpki. Powiedziałam im co chcę, a oni na to, że policzą i coś mi zaproponują. Zadzwonili do mnie i podali cenę 950 zł !!!!!!!!!!!!!!!! aż mnie zatkało z wrażenia. Dzieląc to na osoby wyszło mi ponad 50 zł na łebka. Oni chyba oszaleli, jak siostra mojego mężą płąciął 80 zł na głowę za chrzciny i to na dodatek w święta. Dodam, że miał to być tylko szwedzki stół z zimnymi zakąskami. Chyba ich powaliło, że im tyle zapłacę. Jeszcze bardziej mnie wkurzyli, jak powiedziałam, że nie spodziewałam się takiej ceny i że muszę naradzić się z mężem bo nie wiem czy taką gotówkę mi wyłoży i wtedy z miejsca panienka zjechała mi do 800 zł (bez żadnego targowania się z mojej strony). Po prostu chcieli mnie skroić na kasę. Jak ludzie tylko słyszą, że kancelaria to już myślą, że ja na pieniądzach śpię. Debile jedne. Nie chodzi o to że jestem skąpa, tylko że denerwuje mnie jak ktoś stara się mnie naciągnąć na kasę. Tak samo jak denerwuje mnie, kiedy dzwonię do firmy i chcę żeby coś dostarczyli. Jak tylko powiem że mieszkam na wsi, to od razu jestem inaczej traktowana. Najlepszy przykład miałam ostatnio na serwisie od piecyka gazowego. Zadzwoniłam jeszcze w sierpniu. Przyjechali w tym tygodniu, po mojej wielkiej awanturze, kiedy ty opieprzyłam przez telefon i powiedziałam im, że tylko dlatego mnie zbywają, że mieszkam na wsi, bo gdybym była z miasta byliby 3 dni po zgłoszeniu. I że myślą, że jak podaję adres na jakąś wieś to jestem ciemną babą co to kagankiem w domu świeci a za potrzebą chodzi do wychodka za stodołą. Po mojej gadce od razu termin i godzinę podali, bo do tego czasu było tylko zadzwonimy za tydzień, zadzwonimy za 2 tygodnie.
Oj ale mam nerwa. Waga w ryzach, choć chciałabym żeby wreszcie spadła.
Pomysł z karmieniem świnki za nieuleganie grzeszkom został i przeze mnie recypowany. Z tej okazji nawet świnkę kupiłam, żeby tylko moja była i żeby mi bachory tam nie grzebały (Bachor - określenie pieszczotliwe). Do świnki będę wkłądać 2 zł (chwilowo na więcej mnie nie stać), za każdy wieczór kiedy nie obeżrę się na noc. Wczoraj zapracowałam na swoje 2 zł naprawdę ciężko. Może to jest dobry sposób motywowania się. Póki co lepszego nie zdołam wymyśleć, a więc będę trzymać się tego.
Go, Go, Go
Tyle mam latania z tym moim biznesem. Koszty się mnożą, a ja jestem u kresu wytrzymałości, bo jakoś budżet nie chce mi się rozciągnąć. Mój mąż uż dostaje wysypki jak mu mówię, że potrzebuję kolejnych pieniędzy.
Na dietę nie mam czasu, choć pilnuję się żeby się nie obżerać. Waga jednak trzymana jest w ryzach, więc chociaż to dobre. Jak zacznę pracować to wrócę do diety, może uda mi się jeszcze trochę zrzucić.
Zwykły choć zalatany. Organizacja własnego biznesu mnie tochę pochłania. Zaobserwowałam jednak, że choć mam więcej pracy i takich organizacyjnych zadań to jakoś udaje mi się to wszystko pogodzić. Podzieliłam pracę tak, że jednego dnia robię prace domowe, a drugiego zawodowe. Naprawdę zafunkcjonowało.
Waga dziś trochę podskoczyła, ale to pewno wina @. Obiecuję, że jak zacznę pracę to wrócę do porządnej diety i będę się pilnować.
Miałam małe zawirowanie. Wczoraj moja teściowa podniosła mi ciśnienie na maksa. W piątek zostawiłam u niej dzieciaki, bo wczoraj miałam szkolenie. Po południu zadzwoniłam, że jak chłopcy chcą to mogą jeszcze do dziś zostać. Wieczorem chciałam z nimi pogadać to zadzwoniłam jeszcze raz i dowiedziałam się, że moja teściowa poszła z dzieciakami do kościoła mój młodszy synuś i syn siostry mojego męża (8 i 6 lat) siedli sobie w ostatniej ławce - mamusia w pierwszej - a w połowie mszy poszli do domu nic nikomu nie mówiąc. Spacerowali prawie przez całe ich miasteczko, przez 3 przejścia dla pieszych, rondo i most na rzece!!!!!!!!!! Jak to usłyszałam to się tak wpieniłam, że myślałam że ją rozedrę. I bachora od siostry męża zaraz za nią. Ja po prostu nie rozumiem jak można pozwolić, żeby 6 letni bachor nie znał żadnej granicy i nie ruzmiał słowa "nie możesz". Ale teraz mam czyste sumienie. Chciałam dobrze - chciałam. Woziłam dzieci do babci - woziłam. Babcia okazała się nieodpowiedzialna - okazała się. Teraz niech zapomni, że do niej w ogóle pojadę. Jestem na nich obrażona. Cały dzisiejszy dzień mi zepsuli i jeszcze przez nią się z mężem pokłóciłam. Nabuzowana jestem jak diabli.
Jutro ważenie, a ja mam @ i pewnie przywalę. No i pewnie te 2 kawałki tortu też zrobią swoje.
Tyle się ostatnio dzieje, żę nie wiem za co najpierw się złapać. Jestem potwornie zakręcona. Idę na żywioł i nad niczym ostatnio nie panuję. Zwłaszcza nad dietą. Choć się pilnuję waga trochę podskoczyła. Przyczyna - jak zwykle - wieczorne podjadanie.
No po prostu nie mogę. Cały dzień jest dobrze, ale przychodzi 21 a ja rzucam się na co popadnie. Potem mam wyrzuty sumienia, jestem na siebie zła, ale kolejny dzień i jest to samo. Gdyby to udało mi się wyeliminować były sukces.
Mam dziś wścieczkę. Wczoraj pokłóciłam się korespondencyjnie z mężem (przez telefon). Doprowadził mnie po prostu do szału. Wygarnęłam mu, jak zaczął mi marudzić, że teraz jak otworzę kancelarię to już mnie w domu nie będzie. Ciśnienie mi podskoczyło na maksa. Nic mnie tak ostatnio nie wkurza jak takie teksty. Ludzie po prostu wiedzą lepiej, jakie są moje założenia co do ilości pracy i czasu tam spędzanego. Nikt nie rozumie moich tłumaczeń, że nie jestem pracoholiczką i nie mam zadatków na takową. Że cały ten mój biznes to nie jest moje życie, tylko moja praca. Już mi się znudziło tłumaczyć, bo wszyscy i tak wiedzą lepiej.
No i jeszcze ten mój głupi mąż, takie durnoty wygaduje do spółki. Nie cieszy się, że się udało, że może w końcu jakiś normalny pieniądz zarobię. Zamiast tego martwi się, że obiad będzie na 17 a nie jak do tej pory na 13. No to nawet anioł by wyszedł z siebie i stanął obok.
Przez to wszystko, wczoraj było obżarstwo i na wadze rano pokazało się 84,1 kg. I to też mnie wkurza.
W końcu waga pokazała dzić 82,9kg. Bardzo mi się to spodobało. Paska na razie nie przesuwam. Zrobię to jak będzie 82,5.
Dziś mój szwagier walnął mi komplement, że ostatnio to jakoś tak lepiej wyglądam, bo i włosy mam nowe (zrobiłam sobie trwałą, ale nie chamskiego barana, tylko taką fajną z ładnym lokiem) i oko umalowane. No nawet i on zauważył. Nawet moja siostra, któa waży 50 kilo stwierdziła, że ładnie wyglądam i że ładnie schudłam. Skończy mnie komplementować, jak zacznę mieścić się w rozmiar 38 (ostatnio coraz bardziej mam na to ochotę).
Dziś byłam z chłopcami na Uniwersytecie dziecięcym. Chłopcy dumni, bo dostali indeksy i poczuli się bardzo ważnymi studentami. Jakoś tak miło, mi dzisiaj. Katuję piosenkę od jednej z moich dziewczyn. Ona mnie w dobry nastrój wprawia.
Niby pownnam być zadowolona????
No właśnie. Przedwczoraj dowiedziałam się, że mój wniosek o dotację na rozpoczęcie działalności został rozpatrzony pozytywnie. Dostanę więc kasę na urządzenie i wyposażenie kancelarii. Będzie stylowo i ładnie, choć meble z BRW. Wybrałam najdroższe jakie mieli, a co tam.
Dzisiaj waga pokazałą 83,1 kg. Czyli do zniknięcia tej nienawodzonej 3 w środku brakuje mi już tylko 200 gram. Jutro mam nadzieję to osiągnąć.
Powinnam być zadowolona. Ale oczywiście nie jestem. Jestem za to zła na siebie. Chodzi o to jak dużo czasu ucieka mi przez palce, a ja coraz bardziej pogrążam się w różnych zaległościach domowych i pracowych. Na moje papiery patrzeć już nie mogę. Mam odruch wymiotny jak je widzę, ale nie chce mi się do nich siąść. Mówię sobie, że po południu, potem, że wieczorem, i w końcu odkładam na następny dzień. Z jednego dnia robi się kolejny i kolejny i zanim się oglądam to już mija tydzień. Tak samo jest z pracami domowymi. Efekt tego jest taki, że łazienka jest zapuszczona jak diabli, okna ... lepiej nie mówić, a pranie wywala mi się z kosza. Do tego wsyzstkiego drzewka w ogrodzie tak zarosły, że prawie ich nie widać. Nie mam roacjonalnego planu, żeby z tych zaległości wyjść. Nie jestem dobrą gospodynią. Wszystko robię na pół gwizdka, bo po prostu się nie wyrabiam. Niech mi ktoś poradzi jakiś dobry sposób na racjonalne gospodarowanie czasem.