Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mamaPuszysta

kobieta, 47 lat, Za Górą

168 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 lutego 2015 , Skomentuj

W czwartek dałam plamę - nie udało mi się ściągnąć z łóżka na poranne bieganie (dla przypomnienia: wt i czw biegam przed pracą). Wieczorem co prawda miałam długi 1,5 godz. spacer ale nie uznałam, żeby mi to zrekompensowało poranne lenistwo.

Zatem w piątek pobudka o 5.30 i odpaliłam Skalpel. Jejka już chyba prawie rok  nie ćwiczyłam.  No i odczucia super, super i jeszcze raz super.

Po pierwsze -  o 6.30 rano miałam już z głowy ćwiczenia. 

Po drugie - mam całkiem niezłą formę -  wykonałam wszystkie ćwiczenia, nawet przy brzuszkach nie wymiękłam. (przypominają mi się moje początki z Chodakowską jakieś 2 lata temu kiedy, nie powiem,  trochę czasu mi zajęło żeby zrobić całe ćwiczenia bez pauz i odpuszczania)

Po trzecie - czuję (a lubię czuć :)) zakwasy w miejscach o których zapomniałam że znajdują się tam mięśnie, szczególnie z tyłu tuz pod i w okolicach pośladków;          tak,  tak - zawsze twierdziłam że Skalpel cudnie podnosi pośladki.

Poza tym przyjrzałam się dokładnie mojemu jadłospisowi i zwiększyłam dyscyplinę w tym zakresie (np w ogóle nie kupuję gotowych surówek tylko przyrządzam sama; w tych kupionych na bank jest cukier).

Waga się odwdzięcza - dzisiaj rano 76,4.

Jestem dobrej myśli - mam niezłą formę fizyczną, niedługo przyjdzie wiosna, znów zacznę dojeżdżać do pracy rowerem,  dzień robi się coraz dłuższy. Zatem jest nadzieja na zwiększenie aktywności i w perspektywnie nad zupełnym przejęciem kontroli nad swoją wagą.

Na dodatek w momencie tworzenia tego optymistycznego wpisu słoneczko wychodzi nam z zza chmur. Super!

Na zakończenie jeszcze jedna konkluzja: 

we wtorek rano kiedy wybiegłam z domu o 5.50 to klęłam w duchu na czym świat stoi że muszę biegać, że tak zimno, że tak rano, że tak ciężko i w ogóle. I uświadomiłam sobie, że z takim trudem człowiekowi udaje się wypocić te cholerne -  dajmy na to -  300 kcal (średnio 0,5 godz. biegania) a to zaledwie 1 (słownie: jeden) spożyty pączek . Wniosek z tego taki, że każdy głupi pączek, każdy głupi kawałek ciasta, cukierek ma znaczenie.

3 lutego 2015 , Skomentuj

Niestety waga zwyżkuje.

Co gorsza nie udaje mi się nad tym zapanować - ogarniam paszczę, wchodzę po schodach, regularnie biegam ( w sumie tygodniowo ok 35 km).

25 stycznia 2015 , Komentarze (1)

Niestety, nie jest dobrze, Dopada mnie efekt jo - jo: wczoraj wieczorem na wadze ujrzałam 79,3 kg. 

Czyli przywaliłam ponad 10 kg przez 13 miesięcy.

No ale kiedy się ma apetyt na wszystko, w szczególności na słodycze to nic dziwnego.

@ przyszła, organizm w końcu odpuścił z zatrzymywaniem wody, ale na wadze i tak tragedia.

No cóż...

Muszę na nowo zacząć liczyć kalorie i przestrzegać pory posiłków. Bo inaczej nie przestanę się kręcić wokół własnego ogona.

Z pozytywów - dzisiaj zainicjowałam bieganie z Endomondo. Super, zacznę ogarniać to bieganie - czas, dystans prędkość.

Cudnie się dzisiaj biegało po bielutkim śniegu: 12 km, 1 h 40 min (w tym rozgrzewka). Spalone ok. 900 kcal.

P.S. zapomniałam, że dzisiaj niedziela a więc obowiązkowe łyżwy na lodowisku - soczysta godzinka:)

20 stycznia 2015 , Skomentuj

Waga jak widać.

Mam nadzieję, że waga ciut się zmniejszy po @.

Jednakże sama zapracowałam na taki stan, mam na sumieniu sporo grzeszków:

- w ub tygodniu wypadło mi zupełnie bieganie (lenistwo, lenistwo i jeszcze raz lenistwo).

- na domiar złego strasznie ciągnie mnie do słodkiego, nie potrafię się oprzeć słodyczom (głupota, głupota i jeszcze raz głupota).

Poza tym kiepski nastrój, w ciuchach coraz ciaśniej i nie mogę się doczekać wiosny.

Wiszą nade mną zaległe sprawy, (tak, tak prokrastynacja niestety)

4 stycznia 2015 , Komentarze (3)

Leżę sobie na łóżeczku i czuję jak cudnie bolą mnie mięśnie nóg (nota bene dawno nie odczuwalne).

To zasługa 120 min spędzonych dzisiaj na lodowisku.

Raniutko było jeszcze 60 min biegania.

3 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Muszę się pochwalić.:)

Jakoś tak mimochodem udało mi się aktywnie rozpocząć Nowy Rok.

1 stycznia 40 min biegania (pierwsze bieganie po krótkiej przerwie spowodowanej choróbskiem)

2 stycznia 1- godzinny spacer tytułem powrotu z pracy (jakoś tak nie miałam ochoty na skorzystanie z publicznego środka transportu).

3 stycznia - 1 godz na łyżwach + 2 x 15 min rowerkiem (udało mi się wrócić przed tym, zanim zaczął prószyć śnieg)

Poza tym całkiem porządnie namachałam się przy porządkach.

Waga całkiem całkiem (ups, żeby nie zapeszyć) - 75,3 kg.

1 stycznia 2015 , Komentarze (2)

Wiem wiem już nastał Nowy 2015 r. 

Jednak ja dzisiaj odczuwam nastrój pożegnania ze starym. Od rana krąży mi po głowie podsumowanie minionego roku.

W wielkim skrócie:

No cóż, nie był zły ten 2014 rok. 

Nie dałam się efektowi jo - jo.

Dieta stała się moim stylem życia.

Cały rok upłynął mi pod znakiem aktywności fizycznej.

Czuję się dobrze sama ze sobą.

Wczoraj na wadze wieczorkiem wyświetliło mi się 76,1 kg.

16 grudnia 2014 , Komentarze (4)

Ostatnia waga wyprowadziła mnie z równowagi. Emocje wywaliłam w poście (dziękuję za komentarze!), a potem przemyślałam sprawę na spokojnie i doszłam do wniosku, że nie ma co się denerwować tylko trzeba robić swoje.

Skoro nie chudnę to trudno, kiedyś waga musi w końcu pójść w dół.

Tak więc dzisiaj rano o 5.20 pobudeczka na bieganie. Zajęło mi to 60 min.

Paszcza ok.

Do tego od tygodnia regularnie grejpfrut każdego dnia. W sumie to wyszło samoistnie, nie planowałam. Któregoś dnia uśmiechnął się do mnie grejpfrut w warzywniaku. No i kupiłam, mimo że chyba z 10 lat nie wzięłam do ust tego owocu. 

Gorzki jak cholera, buzię wykręca w trakcie konsumpcji i dłuuugo po. Niemniej jednak tak podświadomie czuję, że powinnam się zaprzyjaźnić na dłużej z tym smakiem. Może organizm się domaga?  No i nie przeczę, gdzieś tam jest w mojej świadomości, że może okazać się pomocny w odchudzaniu.

15 grudnia 2014 , Komentarze (6)

Dzisiaj wieczorem na wadze 77,4.(strach)

Załamka, nic więcej nie jestem w stanie z siebie wydusić.

Rano biegałam 1h 35 min.

W czwartek przed pracą 40 min.

We wtorek 1 h 10 min.

4 x w ostatnim tygodniu jechałam rowerem do/z pracy (2x20min).

Sporadycznie korzystam z windy (V piętro).

Nie żrę, nie objadam się słodyczami, nie jadam w ogóle przetworzonej żywności.

Uważam na to co jem, staram się pilnować jeżeli chodzi o kalorie.

Wysypiam się.

W nagrodę 1,5 kg na plusie w przeciągu niecałego tygodnia.

:(

10 grudnia 2014 , Komentarze (3)

Plan był nawet niezbyt ambitny: 73 kg bez napinki do końca roku.

Rzeczywistość wygląda następująco: od początku listopada biegam regularnie 3 razy w tyg, średnio 4 razy w tyg. dojeżdżam rowerem do pracy.

Paszcza ogarnięta.

I co?

I ....dooopa. 

Waga od początku tego tygodnia to oględnie mówiąc po- raż-ka.

Dzisiaj rano 75 kg i nie powiem, we wtorek było o kilogram więcej/

No cóż, nie mam już pomysłu co do sposobu pożegnania się na dobre chociażby z jednym kilogramem,

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.