dzień 16-ty - obżarstwo
dziś imieniny szefowej....
toż to istna sodoma i gomora;)
4 rodzaje palcków, sernikowy torcik... to na dzień dobry...
po pół godzinie śniadanko - zamówione w restauracji... bułeczkowe kanapki, jajecznica, smazone kiełbaski i paróweczki z wody... jest godzina 10-ta a już myślą o zamówieniu pizzy (bo przeciez zanim przywiozą...)....
a ja? ja szary mały żuczek siedzę i patrze i wącham i nie daje się :D
dziś na wadze 60,1....
może jutro dostanę nagrode za to ze jestem taka silna i zobacze 5 z przodu...
Dzień 15ty
:) jest nieźle ... mogłoby być lepiej gdyby nie sobotnie spotkanie pod nazwą :20 lat po maturze.... Nie chciało mi się wszytskim tłumaczyć, ze nie jem bo jestm na diecie... i tak musiałam się tłumaczyć z nie picia ;)
więc.. wypiłam barszczyk, zjadłam devolaya z surówką, trochę greckiej sałatki i kawał murzynka do kawy... Rano w niedziele waga pokazała 1kg do przodu... (w sobotę było 60,1 kg w niedziele 61,1 kg dziś poniedziałek jest 60,5 kg) ale za to cm poleciały...
przez 2 tyg.:
szyja: -1 cm
biceps: -2 cm
piersi: -3 cm
talia: -9 cm
brzuch: -9 cm
biodra: -5 cm
udo: -3 cm
łydka: -4 cm
razem: 36 cm :D :D :D
kg: -4,4 kg
Poza tym:
cudna pogoda, motorkiem zrobiłam prawie 200 km tak jeżdżąc "w koło komina"... chatka wysprzątana i tylko piffffka mi się chce ...
Przez ostatni tydzień tylko raz byłam na fitnesie... od dziś poprawa. 4* w tygodniu.
Gdy zobacze z przodu 59... wprowadzam jeden konwencjonalny posiłek :)
dzień 10-ty
jestem z siebie dumna:)
w sobotę oparłam się grillowi (szaszłyki, karkóweczka, sałatki, placuszki) a dziś pysznościom urodzinowym Marcinka... (serniczek, biszkopt z galaretką z truskawkami, szarlotka, owoce: brzoskwinie, ananasy, kiwi, winogrona, sałatka grecka i 5 rodzajów pizzy)...
Głodzilla mnie skręca, ale mam taki power że mogłabym góry przenosić :D
PS dziś rano na wadze 60,8 kg
1 tydzień
grzecznie...
cm ubyło,
3,5 kg mniej
oby tak dalej...
jeszcze tydzień ścisłej, potem zaczną się schody :(
dzień 1
... który to już z kolei dzień pierwszy? ... :(
poweekendowo:D
cuuudnie, cuuudownie, miodzio mniamuśnie ;)
w pracy Ci bardziej zawistni odwracali głowy i udawali że nie widzą ani mnie w kasku ani mojego motorka, Ci bardziej przyjaźni wydawali z siebie achy i ochy... były pytania "a Ty sie nie boisz?, ja bym się bała";) spojrzenia facetów bezcenne :D normalnie 10 kg mniej na wadze;)
zlocik superaśny... żarełko, pifko, wódeczka... ale co tam kaca nie było a i waga okazała się łaskawa pokazując tylko kg więcej ;) dziś zacisnę pasa, ciut więcej poćwicze i bedzie git :) mam tak naładowane bateryjki, że do piątku mi wystarczy ;) uwielbiam ten stan... :D :D :D
miłego poniedziałku :-*
czwartkowo....
... jakie to życie jest dziwne... endorfiny wyciekają uszami i w jednej chwili trace humor... z powodu jednego głupiego tel. od pani kierownik która obecnie jest na urlopie... echhh szkoda słów... nie będe sie kopała z koniem... nie nawidze takich chwil...
dietka super... dziś na wadze pokazało 60,9 kg... nadal jestem "wielka"... echh przegwizdane mieć 153 cm wzrostu :(
jutro przyjeżdzam do pracy motorkiem i mam gdzieś czy mnie zagryzą ("bo wkońcu jestem matką i powinnam uważać na siebie a motor to jest dla szaleńców i po co kusić los, bo przeciez to ma tylko 2 kółka")... Przyjadę moim fazerkiem, wejde w kombinezonie do biura, pójde sie przebrać i przez 8 godzin bedę robiła swoje... o 15,30 przebiorę się i pojade na zlocik motocyklowy 130 km od Poznania. Po drodze mężuś z ekipą bedzie już na mnie czekał... Mam zamiar się "zresetować" oczywiście nie grzesząc zbytnio ;) jednak "umartwiac" się nie mam zamiaru.
Jutro się pomierze. Właściwie powinnam zrobić to w sobotę, kiedy to dotarło do mnie że zrobiłąm sobie kuku wielkim obżarstwem...
...a w słuchawkach Bednarek "chodź ucieknijmy stąd, nie chce już oddychać tym zatrutym powietrzem"... CUUUDNE...
pomierzyłam się jednak dziś... nie będzie mi się chciało wstać przed 5tą by latać z miarą jak kot z pęcherzem...
poleciały cm... najwięcej w tali bo aż 4 cm, piersiątka 2 cm, brzuch 3 cm.... no niby czuję się ciut mniejsza.... miara ta sama ... aż nie możliwe ze aż tyle mnie ubyło :D może po prostu 21.06 byłam jakaś nadmuchana i wyniki są przekłamane ...
środowo-powtorkowo
... w poniedziałek po pracy zabrałam koleżankę do domciu... miałyśmy ćwiczyć, skonczyło się sałatką grecką, serkiem pleśniowym i jednym piwkiem... no nie potrafiłam jej odmówić... wczoraj już grzeczniutko... dziś na wadze 62,2 więc jest super. Oby tak dalej :) tak bym chciała widziec choćby 59,9...
znalazłam w szafie fajną "starą" spódniczkę... pedzie pasowała za jakies 4 kg... moze się wyrobie tego lata by ją włożyć...
a to wogóle to ŻYCIE JEST JAKIEŚ TAKIE CUUUUDNE :) nie uważacie?
poniedziałkowo ;)
niedziela była... leniwa... cuuuudownie leniwa... do 16tej wylegiwałam się w wyrku... wstałam, zrobilam sobie domowe spa... dzis moje ciałko jest mięciutkie i głaciutkie jak pupcia niemowlaczka ;) waga ładnie leci w dół co bardzo cieszy i dodaje skrzydeł. Dziś w pracy placuszek kruszon łypie na mnie okiem,ale skoro przez weekend odmówiłam sobie grilla i piwka to ejmu też powiem NIE :) nagroda pokaże się jutro rano gdy stanę na wadze ;) dzis zaczynam z Mel B. wciągnęłam koleżankę z pracy... we dwie zawsze raźniej;) muszę tylko wyczochrac laptopa od starszej córci (hmmm a może ją też namówie na wspólne ćwiczenia?-taaaa to jest myśl:)) :D trzymajcie się cieplutko i nie dajmy się poniedziałkowemu stresowi i głodomorze :)
leniwie...
Leże w wyrku z tabletem i czytam Wasze pamiętniki... wpadłam na szatański pomysł... a może by tak podjąć 30 dniowe wyzwanie z Mel B?... głowa mówi "TAK ZRÓBMY TO" a ciało ma ogromnego lenia...