Nieważne ile razy upadniesz, ważne, ile się podniesiesz.
Niektórzy w stresie tyją, inni chudną. Stres taki sam, a przynajmniej jakiś pożytek z chudnięcia. Ja tyję.
Odkąd dodałam ostatni wpis, doszłam do wagi 68 kg w którymś momencie. Potem się trochę ogarnęłam, długo było 66, potem 65... W niektórych momentach 62. Potem znowu 65. Teraz, od jakiegoś miesiąca, jem dużo zdrowiej, ograniczyłam mięso bardzo, nabiału też nie jem prawie w cale, głównie warzywa i owoce, kasza, ryż. Powiem Wam, że najpyszniejsze, ale drogie, jest mleko orzechowe.
Obecnie siedzę w Niemczech, mnóstwo tutaj sklepów bio, a w sieciówkach też są specjalne działy bio.
Nie mam wagi, ale tak myślę, że ważę z 61 kg. Nogi trochę zmalały. Mało tutaj ćwiczyłam, parę razy w domu, parę biegałam. Jestem tu jeszcze ponad miesiąc i mam zamiar w pełni to wykorzystać.
Chciałam zrobić 7 dniową głodówkę, ale wytrzymałam tylko 1,5 dnia, potem zjadłam banana, brzoskwinię i pomidora z kotletem z kaszy. Zrezygnowałam, bo mam tutaj trochę czasu dla siebie, pracuję 5 h dziennie, nie chcę sobie psuć samopoczucia, a poza tym, nie chcę wzbudzać podejrzeń, że coś jest ze mną nie tak, bo nie mam siły itd. Czytałam dużo na ten temat, to niegłupi pomysł, ale musiałabym wyjechać gdzieś sama nad jezioro i wylegiwać się w słońcu całymi dniami, bez zmartwień. Kolejnymi dwoma powodami było to, że nie będę robiła lewatywy, a resztki w układzie sprawiły, że czułam się źle i to, że zafascynowała mnie koncepcja Intermittent Fasting. Już dawno o tym myślałam. I czuję, że to coś dla mnie. Odchudzanie to ciągłe poszukiwanie- informacji, produktów, treningów itd. Może tym razem znalazłam coś dla siebie.
Jutro zjem normalnie, ale mniej, bo jednak przeszłam te 1,5 dnia głodówki (od wczoraj) i nie będę się obżerać. Wybrałam opcję "eat, stop eat". Co drugi dzień jem normalnie, a potem jem do 500 kcal. Wiem, że to jest ok, bo raz nieświadomie w sumie, zastosowałam to- zjadłam parę brzoskwiń i poszłam na rolki, a następnego dnia wstałam pełna energii i czułam się świetnie. W normalne dni będę jadła do 2000 kcal. Jeśli podliczy się bilans dwudniowy- wychodzi dieta ok 1200 kcal. Kto powiedział, że trzeba każdy dzień liczyć osobno, skoro żyjemy w każdej sekundzie każdej godziny. Poza tym, za IF są też inne reakcje organizmu.
Do tego chcę biegać, jeździć na rolkach, chodzić na spacery. Za 2-3 tygodnie pójdę na większe zakupy, bo jest tutaj primark.
To dopiero (kolejny) początek, ale jestem dobrej myśli. Jeszcze ze 2 miesiące i będę idealna. Znowu weszłam w ten stan, który miałam 3 lata temu, gdy schudłam. Po drodze było tylko zawieszenie, brak siły i świadomość własnego wyglądu, na który przez większość czasu pozwoliłam sobie mieć "wyjebane" i dobrze, bo zaakceptowałam pewne rzeczy póki są jakie są, co nie znaczy, że nie mogą być lepsze. Akceptacja to nie miłość, a ja bym siebie chciała pokochać, bo jestem jedyną osobą, która mnie nie opuści od urodzenia do śmierci.