Zmiany....
Pojawiły się dość niespodziewanie?
Otóż przeprowadziłam się, nareszcie się przeprowadziłam. Wczoraj w nocy! Propozycja jak z nieba od kompletnie obcego mi człowieka, nowego współlokatora, którego w życiu nie widziałam na oczy i nie zamieniłam z nim słowa.
." Jadę do Lublina, słyszałem, że się tam wybierasz, jak masz ochotę mogę cię zabrać ze sobą. To jak?"
Czy miałam ochotę? Absolutnie nie... Oczywiście, że nie. Więc myślę jak to elegancko odmówić propozycji "z nieba". Jestem niespakowana, nieogarnięta i zdołowana. Nie, nie i jeszcze raz nie...
Poza tym nie należę do osób z którymi rozmowa klei się jak lep na muchy. O czym będziemy prawić przez dwie godziny? Bo oczywiście moje cudowne myśli mówią mi " Jesteś nieciekawa, kto by chciał z tobą rozmawiać, nie masz nic ciekawego do powiedzenia, nie masz przeżyć z którymi byś chciała się dzielić z innymi ludźmi i tak dalej i tak dalej"
Może rzeczywiście nie mam, jestem typem milczka.... albo tak sobie
wmawiam. Ale co stoi na przeszkodzie aby mieć chwile, śmieszne i smutne?
I się z nimi dzielić? Absolutnie nic... tylko ja sama i moje myśli.
Na szczęście kolega okazał się kimś w stylu "buzia mi się nie zamyka" :)
" Przyjadę wieczorem, jak nie będziesz jeszcze spakowana to ci pomogę.
Dzyń, dzyń, dzyń....jak to?....Czyli dobrzy ludzie istnieją?
Dobra miała.... bierzemy kozę za rogi, jedziemy!!
Więc dziś, teraz siedzę w nowej kuchni, piję pyszną kawę, słucham muzyki i się uśmiecham. Uśmiecham z nadzieją, bo jak można nie dostrzec zmiany, która jest jak grom z jasnego nieba? Tak namacalna, że nie można jej nie zauważyć. Zignorować i powiedzieć, nie, dziś jestem smutna zdołowana i nie mam ochoty na życie?
A waga? .... nie wiem, nie ważyłam się, ćwiczyłam sporadycznie. Widocznych zmian w swoim ciele nie zauważyłam. Ale za to w mojej głowie....pojawia się coś przyjemnego, pięknego i dobrego.
Zaraz biorę się za rozpakowywanie, sprzątanie i układanie rzeczy.
Teraz mam plan poszukania pracy, którą będę mogła pogodzić z studiami dziennymi. Bardzo zależy mi na osiągnięciu 100% niezależności. Może się nie da? .... Nie wiem, spróbuje! Tylko się trochę boje... szlag.... głupia pipa :D
Dziękuje za komentarze, przyprawiły mają twarz dziś o uśmiech...jeszcze szerszy. Dziękuje:)
I tak sobie myślę, że nie chodzi tu tylko o utratę kilogramów. Tak to jest kluczowe.... ale przy okazji zmieniają się wszystkie akcepty naszego życia... tak przy okazji. Może zaczęłam od aspektów życia. Ale myślę, że zaraz waga zacznie lecieć jak z bicza strzelił. Ot tak... oczywiście przy mojej pomocy, bo dziś rozpoczynam projekt BIEGANIE.:)
Trzymajcie się i bądźmy dzielne i piękne. Dla siebie...