Udało się, bez problemu wytrzymałam wczoraj przerwy 8:30- 13:30 i 13:30-17:00, a potem 17:00-8:30.
Na obiad była pomidorowa i krokiety, a potem zamiast kanepek melon i przysmak świętokrzyski (córka sobie zażyczyła) i pół paczki cheetosów ( na pół z córką), wszak była sobota. Przysmak świętokrzyski to wspomnienie dzieciństwa, babcia smażyła mi też, gdy byłam mała...Wczoraj przeszłam tylko 5600 kroków, ropadało się i niechciałam zamoczyc nóg w sandałach, przeziębienie murowane dla mnie, a juto wracam do pracy. Pilnuję wydatków, mam na co zbierać. Wczoraj wydane:
-35,20zł -wody gazowane, mąka, ( córka i mąż)słodycze, chrupki i kocia saszeta
Dzisiejsze śniadanie z jajem. Lodówka zaczyna świecić pustką. Teraz tak robię, by nic nie marnować, wymyślam jedzenie z tego co zostało w lodówce, dzisiaj też muszę wymyślić obiad i kolację. A jutro lodówkę załadować jakąś paczką. A potem....zapomnieć o jedzeniu. Nauczyć się myśleć o jedzeniu tylko wtedy, gdy muszę je przygotować, czy zakupić i myśleć jako o lekarstwie, paliwie w utrzymaniu zdrowego ciała,jak o darze, z którym nie można przesadzać i się napychać. Tak bywam łapczywa i zachłanna i to mi się zaczęło nie podobać w sobie. Wcześniej tego tak nie widziałam. Byle sie napchać i poczuć sie przyjemnie, czy to od tak, bo mi sie nudzi, bo jestem zdenerowana, smutna, podekscytowana. To było chore i to chcę już bardzo uleczyć.