Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Chcę zmian, dlatego zaczynam najpierw od siebie.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 34220
Komentarzy: 249
Założony: 18 listopada 2008
Ostatni wpis: 29 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mewka23

kobieta, 39 lat, Płock

169 cm, 86.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 sierpnia 2009 , Skomentuj

....u przyjaciółki. Tak aktualnie wyglądam. Jednym słowem tragedia!!!

14 sierpnia 2009 , Komentarze (2)

Tak to już bywa, że jak remont to czegokolwiek, a bałagan w całym domu i nic nie można znaleźć.
Zawartość jednego pokoju mieści się w dwóch pozostałych i na korytarzu ( dzięki Bogu korytarz jest zamykany). Nie mogę znaleźć wagi:( Chętnie bym się zważyła, bo przez ostatni tydzień dieta się mnie trzymała i jazda na rowerze też i czuję że trochę mniej mnie jest z czego się bardzo cieszę.
Muszę pochwalić się, że moje nogi nabierają ładnego kształtu. Łydki zgubiły 2 cm w obwodzie. Jednak ten rower to wspaniała rzecz.
Ostatnim razem jak sobie pomarudziłam tu o braku pracy, tak wczoraj byłam na rozmowie w sprawie owej pracy w przedszkolu ( praca w zawodzie) i na staż. I czekam, bo z przedszkola się mieli dziś odezwać i jakoś cisza,a z tego stażu nie wiadomo kiedy się odezwą i czy w ogóle się odezwą. No nic, będę czekać i szukać wagi.

11 sierpnia 2009 , Skomentuj

Fakt 1. Nie było mnie trochę tu i bardzo się stęskniłam, dlatego wracam.
Fakt 2. Źle, jest źle. Waga zatrzymała się na 84.50. Musi spaść.
Fakt 3. Jest o wiele lepiej z ruszaniem się. Pokochałam jazdę na rowerze i ćwiczenia na mięśnie brzucha. Codziennie, no prawie codziennie przeznaczam 1h 15 min na ćwiczenia.
Fakt 4. Życie czasem staje do góry nogami.
Po otrzymaniu tytułu magistra, przyznaje się bez bicia myślałam, że jak mnie nie chcą w zawodzie to będą mnie chcieli gdziekolwiek indziej. Byłam tak naiwna, że codziennie rano wmawiałam sobie, iż pójdę, zarejestruję się w urzędzie pracy jako bezrobotna i na dniach pracę znajdę. Jak nie pracę to staż, po którym kochany pracodawca zaproponuje stałą pracę. W tym miejscu powinnam zdobyć nagrodę w kategorii : Miss naiwności i głupoty.
Poszłam, zarejestrowałam się. Od razu przy rejestracji pani urzędniczka "postawiła mnie na ziemię" mówiąc: Przyjdzie Pani za miesiąc to Pani zaproponujemy pracę bądź nie.
Chwila ciszy. " A jakbym chciała ubiegać się o staż?"
" AaA to za dwa tygodnie się pani zgłosi, ale do koleżanek."
Więc zgłosiłam się do tych koleżanek. A one na to: " Na razie nie mamy żadnych ofert stażu. Dopiero za 10 dni będziemy mieli pełną ofertę, proszę przyjść."
Już nie mówię o tym, że każda wizyta w urzędzie pracy nie należy do ulubionych. Człowiek ma poczucie winy, że jest bezrobotnym. Można zaryzykować tu stwierdzenie, że jest to trochę upodlające człowieka, ale to może tylko ja mam takie wrażenie.
 Po 10 dniach zgłosiłam się po staż. Z całej palety stażu , były tylko staże do sklepów lub na pracownika gospodarczego, ale jak to pani powiedziała: " dla Pani z takim wykształceniem jest jeden staż jako pracownik biurowy". Biorę , patrzę - w sekretariacie w jednej ze szkół średnich. Dobra biorę!!!!. Na drugi dzień z samego rana, lecę do szkoły zanieść cv, oczywiście roześmiana od ucha do ucha.Wchodzę, mówię co i jak a pani: " Bardzo mi przykro, ale było już tylu chętnych, że staż jest juz nieaktualny". I wtedy poczułam się naprawdę jak bezrobotna. Wracałam do domu i byłam najpierw smutna, potem zła, a jak weszłam do domu to już mi było wszystko jedno.
Zaczęło się uruchamianie wszystkich znajomości jakie człowiek i jego rodzina posiadają i jedna myśl: " chcę do pracy". Jutro znów wybieram się do urzędu. O matko!
Oczywiście oprócz całego procesu poszukiwania jakiejkolwiek pracy, przez cały miesiąc przeiwujały się inne problemy jak: kłótnie (z rodzina na porządku dziennym), skoki nastroju ( pracuję nad tym). Ale też: wieczory spędzane z J co równa się - duuużo jedzenia, spotkania ze znajomymi co równa się - duuużo jedzenia, w następną sobotę ide na wesele -   jeszcze więcej jedzenia!
Jednak muszę przyznać,że z tego wszystkiego to nabrałam takiej motywacji do zmiany wyglądu, że napiszę o tym za 2 kg.

10 lipca 2009 , Komentarze (6)

Od dziś jestem szczęśliwą Panią Magister:)

30 czerwca 2009 , Komentarze (3)

10 lipca mam obronę pracy magisterskiej.... i nic w tym dziwnego,ale ja się tego okropnie boję już teraz. Nie wiem dlaczego, wszyscy się pukają w głowę jak im mówię, że się boję, ale naprawdę przeżywam to jakby nie wiadomo co miało się wydarzyć w czasie tej obrony.
Jutro mam zadzwonić do promotor, da mi pytania na obronę - 2 pytania, jedno pytanie będzie od przewodniczącej komisji i to będzie najgorsze pytanie bo z metodologii badań pedagogicznych. Dlatego uczymy się całej metodologii, bo nie wiadomo z czego przyjdzie nam odpowiadać:( .........ja jestem naprawdę głupia. Od momentu złożenia pracy (18 czerwca) żadnej nocy dobrze nie przespałam (już tak to przeżywam).
Oczywiście, z tego wszystkiego dieta raz jest a raz jej nie ma. Jedynie  25 km na rowerze jest przejechane prawie codziennie.Teraz jak jest tak ciepło to schodzę z tego roweru cała mokra, ale wtedy chociaż wiem, że przejechałam te kilometry. Na wagę nie wchodzę od dwóch tygodni, bo nie mam zamiaru psuć sobie humoru jeszcze tym,że stoi w miejscu,ale o zgrozo, poszła w górę..
......ale to i tak nic w porównaniu z tym jak ja się tej obrony boję, a w sumie nie tej obrony co mojej promotor,która jest dla mnie dziwną osobą i mam nieodparte wrażenie, że dostane od niej takie pytania, że..uuuuuuu....boję się cholernie!!!!!

15 czerwca 2009 , Komentarze (1)

H. Bergson

Istnieć, znaczy zmieniać się,
zmieniać się - to dojrzewać,
dojrzewać zaś - to nieskończenie
tworzyć samego siebie.

8 czerwca 2009 , Skomentuj

Lepiej, lepiej, jest lepiej. Wychodzę z tej małej depresji.
Dziś: 20 km przejechane, 8 minut absu zrobione, Linea łyknięta, belissa łyknięta i humor całkiem niezły.
Dla jeszcze lepszego humoru wyskoczyłam dziś na małe zakupy.
Jako wielka fanka napoju pod tytułem: herbata, odkryłam w osiedlowym sklepie spożywczym bardzo dobrą herbatę, białą herbatę z mandarynką. To nic że ekspresowa. Cały czas jestem na liściastej zielonej i potrzebowałam smakowej odmiany. W następnym sklepie za to, już takim trochę większym niż osiedlowy spożywczy i z większym asortymentem wpadła mi w oko filiżanka. Prosta biała filiżanka z brązową obwódką. Tak mi się spodobała, że wzięłam od razu, zapomniałam talerzyka do niej.
Jak wróciłam do domu i tak na nią popatrzyłam to stwierdziłam,że muszę jutro wrócić i dokupić jeszcze drugą filiżankę dla J i dwa talerzyki. to nawet niezły pomysł. W weekend zrobimy sobie popołudnie z białą herbatą w filiżankach. Na pewno mu się spodoba:)

6 czerwca 2009 , Komentarze (2)

....dlatego robi porządki, ogląda tv i robi mnóstwo innych rzeczy, aby się nie uczyć!
Przedwczoraj wyciągnęłam z dna biurka pamiętnik, który pisałam na przełomie podstawówki i liceum. W głowie mi się nie mieści,że mogłam takie głupotki wypisywać, uśmiałam się do łez:). jedyny problem jaki przez lata się nie zmienił i ciągle jest to odchudzanie. Tylko że wtedy ważyłam 11 kg mniej i teraz mówię,że z tymi 73 kg na 169 cm wzrostu to naprawdę źle nie było....no a teraz to jest dopiero problem.
Moje przemyślenia w ciągu ostatnich paru dni są następujące:
1. Jak się zatnę to potrafię schudnąć, ale niestety cały czas przegrywam ze złymi nawykami.
2. Kończę z przekonaniem, że nadwagę mam w genach i nigdy nie schudnę. Fakt, mój tata jest gruby, mama ma tendencję do tycia, babcie też. Ale moja mamita po urodzeniu mojego brata schudła 25 kg.Mój brat swojego czasu też przytył, bo obydwoje jesteśmy chowani na babcinym gotowaniu i przekonaniu, że dziecko szczęśliwe to dziecko najedzone. Też schudł 20 kg. Można? Można!
3. Rower, rower, rower. Ruch jest zbawienny dla mojego ciała. Z ręką na sercu przyznaje, że schudłam 3 kg i widzę poprawę. nogi wyglądają lepiej, ćwicząc abs brzuch już się nie wylewa i jest faktycznie bardziej płaski.
4. I na koniec - niestety nikt za mnie nie schudnie, więc może przestać się okłamywać i wziąć się do roboty. Tak dobrze mi szło już i wszystko się posypało:((
 To tak , by było wszystko. Od początku miesiąca naprawde jestem w dołku, a nawert moge powiedziec - w lekkiej depresji. Miałam tyle czasu i go zmarnowałam:(

2 czerwca 2009 , Komentarze (1)

........przejechałam 20 km, zrobiłam 8 minut absu, nic nie jem od 16 i zła jestem wciąż na siebie. Od czasu kiedy założyłam konto to mogłabym już ważyć chyba ze 60 kg a ja cały czas stoję w miejscu. Tracę czas, po prostu go marnuje wmawiając sobie że się odchudzam!! J już nic nie mówi, bo i po co jak tyle czasu i w sumie nic, ja najchętniej popłakałabym ze złości na własną osobę i tak to właśnie wygląda.Tragedia.
Wczoraj jak już leżałam w łóżku to tak sobie pomyślałam, że teraz to mi jest ciężko 3 kg zrzucić,a za jakiś czas człowiek będzie chciał mieć dzieci. W ciąży się tyje.Jak utyję to pewnie dojdę do 100kg.......to jest chyba koszmar i trzeba się  już obudzić!!!!!!!

1 czerwca 2009 , Skomentuj

Jestem na skraju załamania nerwowego!!!Waga pokazała 85 rano i cały dzień chodzę jak z krzyża zdjęta:( ...i co z tego że mam @ jak tu powinno być ze 3 kg mniej a jest 1 kg więcej. Wprost nienawidzę siebie za to - nie mogę nawet 3 kg schudnąć.
Plan działania na czerwiec jest. Nawet sobie zakupiłam Lineę z tej okazji, może razem z rowerem i 8 minut abs da radę 3 kg w miesiąc zrzucić..........a wszystko przez to, że ciągle coś się musi zadziać i to wspólnego z jedzeniem. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zamknąć się w domu przez najbliższy miesiąc i nie pokazywać ludziom na oczy.
Idę spać. Jutro dalej będę się wyżalać. dobranoc

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.