- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (14)
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 39046 |
Komentarzy: | 199 |
Założony: | 19 lutego 2009 |
Ostatni wpis: | 26 kwietnia 2015 |
Masa ciała
Kolejny tydzień, kolejny kilogram.
Po dwóch tygodniach diety schudłam 4 kilogramy. Jutro czeka mnie kolejne ważenie, zobaczymy, czy coś drgnęło, czy też na razie nie.
Ciuchy na mnie inaczej leżą. Oddałam Mamie jej marynarkę i chodzę w swojej, dopasowanej. Spódnica, którą noszę do pracy miesiąc temu opinała mi się na tyłku, teraz leży ładnie. I nawet po całym dniu stania w pracy nie mam aż tak opuchniętych łydek, żebym nie mogła spokojnie zapiąć suwaka kozaków.
Jest dobrze.
Jutro rano, jak wrócę z pracy, a zani pójdę spać, muszę się zważyć. Minął tydzień diety, zobaczymy, jak mi idzie. Co prawda mam @, ale to nie znaczy, że nie mogłam schudnąć. Dziewczyny w pracy powiedziały, że widać po mnie, że schudłam. Chyba trochę bardziej mi poprawiają samopoczucie niż naprawdę coś zauważają, ale nie powiem, od razu mi lepiej. Plus wcisnęłam moje cycki w marynarkę, w którą ostatnio się nie mieściły (ładna, dopasowana). Minus, marynarka jest w rozmiarze 46. Ale robi się, robi.
Ponadto już postanowiłam, że kupię sobie karnet i od lutego zacznę chodzić na zajęcia (będę mogła wybierać między różnymi aerobikami, zumbami itd. w zależności od dnia) dwa razy w tygodniu. Mój Narzeczony ma przemyśleć czy w tym czasie nie wybrać się na siłownię. Dla mnie to by było ekstra, bo ktoś by mnie motywował do ćwiczeń.
A tak całkiem na marginesie, to jutro jedziemy podpisać umowę i wpłacić zaliczkę za salę weselną.
Och dziewczyny,
Prawda jest taka, że rok temu nie poszłam na dietę. A raczej szybko ją przerwałam. Jednak w międzyczasie moja przyjaciółka zaczęła liczyć kalorie i chodzić na basen i schudla kilkanaście kilogramów w kilka miesięcy. Coś pięknego. Długo się zastanawiałam, nawet spróbowałam, ale znowu nie wyszło. Nie umiem odchudzać się sama. Mam tak słabą wolę, że jeśli nie mam bezpośredniego wsparcia w domu, to mi to nie wychodzi. Ale wreszcie... Moja Mama i jak od dziś (a właściwie już wczoraj) jesteśmy na diecie. Mama chwaliła się ile zjadła. Ja natomiast się zważyłam. Niestety, znowu 90 kg. Czyli to co osiągnęłam w 2010 poszło.... Trzeba zacząć od początku. Ale będę silna. Muszę tylko zmienić nawyki żywieniowe. No i może wreszcie dorosnąć do ćwiczeń. To śmieszne, że mając tyle lat wciąż jestem taka leniwa.
Obiecuję sobie nie jeść śmieciowego jedzenia. Będzie to o tyle prostsze, że już nie studiuję. Nie mam więc ciągłego dostępu do zdradliwych fast foodów. Moja ostatnia wizyta w kebabie zakończyła się natomiast rozstrojem żołądka, więc też mi się odechciewa (no dobra, to nie przez kebab tylko alkohol, ale na jedno wychodzi). Alkoholu też już nie będę pić. Zresztą, skoro i tak non stop robię za kierowcę, to nie dziwne, że gdy raz w miesiącu wypiję więcej niż jedno piwo to następnego dnia umieram. Ale dosyć. Koniec z piwem, śmieciowym żarciem i piciem. Trzeba będzie zastąpić napoje gazowane wodą. Może sobie kupię w Lidlu wyciskarkę do owoców i będę robiła sobie niesłodzone soki?
Trzymajcie kciuki. Wróciłam.