Pamiętnik odchudzania użytkownika:
tarantula1973

kobieta, 51 lat, Gorzów Wielkopolski

164 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 marca 2011 , Komentarze (1)

Nareszcie mogłam się najeść. Dzisiaj od rana bez jedzenia, bo robiłam wyniki. Jutro wizyta u reumatologa. Jak ja nie lubię pobierania krwi. jak zwykle wydziwianie nad żyłami, już laborantka chciała pobierać z dłoni...na szczęście druga laborantka znalazła żyłę na przegubie...ufff. To co ja poradzę na te moje żyłki????

Jedzeniowo dzisiaj rozpusta : jogurt z chrupkim musli i drożdżówa - muszę sobie osłodzić dzisiejszy dzień! w domu wczorajsze spagetti. Na kolację zrobię jakąś surówkę.

Koleżanka była wczoraj u diabetologa i ta zaleciła jej dietę : bez chleba, ziemniaków, makaronów... a ja teraz chleb wpierniczam jak durna. No nie mogę sobie kagańca założyć?!

Chcę przejść na SB ale jestem psychicznie nie przygotowana. Nie mam koncepcji jak sie do tego nastawić.

29 marca 2011 , Skomentuj

Cudownie uzdrowiona przez lekarza!!

Byłam wczoraj u endo (nowa lekarka), nasiedziałam się od 13 do 15stej, po czympani doktor mnie przyjęła, jedząc banana robiła mi usg tarczycy i.....eureka!! To co 2 endokrynologów i 2 radiologów brało za guzy (na to właśnie byłam operowana 10 lat temu) to nie guzy, tylko ogniska o zmienionej echogeniczności. Czyli to co spędzało mi sen z powiek, właściwie nie było niczym ważnym. No i super. następna wizyta pod koniec roku, zero skierowań na krew, zero badań. Jest dobrze. Może następnym razem okaże się, ze wogóle nie mam niedoczynności i Hashimoto.

Psychicznie do SB jeszcze nie przygotowana. Chociaż w sobotę jadłam wg wskazań SB. Nastawiam się i nastawiam...chyba potrzebuję kopniaka w d.u.p.s.k.o.

Dzisiaj jem:

musli, kawa

kaszka manna błyskawiczna, mały sok Kubuś

sałatka a właściwie surówka z sałaty lodowej, ogórka, rzodkiewek i kukurydzy.

W domu spagetti, kolacja - nie wiem jak zwykle. Macie jakieś pomysły???

No i ćwiczeń brak, wczoraj niby miałam czas, nawet się rozpędziłam do steppera i jakoś mi nie wyszło. Tutaj też mi potrzeba mobilizacji, bo licznik bije, czas ucieka.

25 marca 2011 , Komentarze (2)

weekend się zbliża, nareszcie.

Psychicznie przygotowuję się do rozpoczęcia SB. Mam tyle wątpliwości, bo chudnę na I fazie, jak przechodzę na II to już za duży luz dla mnie i nie umiem się poskromić. Coś jednak muszę ze sobą zrobić. To nie ulega wątpliwości. Yyyyhhh czasem bym chciała pozbyć się apetytu.

Wczorajszy dzień jakiś taki nerwowy, napięty, ciągle na podniesionym głosie - w pracy i w domu. Jakieś drętwe gadki, złośliwości....Do tego ten nieznośny ból pleców i ból głowy...

Kładłam się spać z bólem głowy, wstałam też z bólem głowy, rozdrażniona, nie wiem jak przetrwam ten dzień. Miałam pokusę zostać w domu, na myśl o telefonie do kierownicy i wydukaniu, że dziś nie przyjdę, zerwałam się na równe nogi. ja chyba z grobu nawet wstanę do pracy...

Jedzeniowo standard póki co : musli, sałatka z tuńczykiem, na obiad ryba i surówka z kapusty kiszonej. Nie mam koncepcji obiadowych. Wogóle nie mam koncepcji na swoje życie. Dopadła mnie depresja.

24 marca 2011 , Skomentuj

Słońce w GW. I ciepło...suuper. Tylko nie mam lżejszego okrycia wierzchniego. Muszę coś zakupić, tylko jak - nic mi się nie podoba.

Byłam wczoraj u gina. Na polmed. No pełna kultura, lekarz na mnie czekał a nie odwrotnie, ąę - wersal.

A teraz wiadomość tygodnia : córka marnotrawna wraca na SB. Muszę przejrzeć , co tam jadłam i zrobić zakupy. Jednak ta dieta najbardziej mi leżała, najlepiej się czułam na niej i widziałam efekty. Tak więc uwaga SB - przybywam!!

Przeziębienie mija jakoś, mniej kaszlę, lepiej się czuję tylko ten nieznośny ból w plecach - jakbym się przypiekła na słońcu. Nie wiem, wydaje mi się, że ma to związek z kaszlem, napewno nie jest to od ćwiczeń( nie jest bo ćwiczeń nie ma) i nie jest to od złego spania.

Poza tym blablabla... jedzenie na okrągło to samo, wczoraj na kolację zrobiłam paluchy drożdżowe (przepis od mojej mamy) - wyszło 8 szt. - zjadłam 2 małe z dżemem wiśniowym. Po prostu nie mam siły bronić się przed pokusami.

Wpadłam wczoraj w samozachwyt (narcyzm to się nazywa) od paru ładnych lat uważam, że wyglądam beznadziejnie. wczoraj wychodząc z przychodni obejrzałam sie w lustrze (takim ogromnym) i stwierdziłam : wyglądam dobrze. Jestem w szoku, po raz pierwszy od dawna oceniłam swoją sylwetkę, ubiór na plus. Chciałabym, żeby tak zostało.Nawet jeśli byłoby to lustro wyszczuplające. Ja chcę to lustro do domu !!!!

23 marca 2011 , Komentarze (1)

Słońce, słońce , słońce i ciepło!!!

oczywiście wczoraj nie poszłam na zebranie wspólnoty. Czułam się fatalnie, jakbym miała zejść z tego łez padołu. Na dodatek byłam sama w domu. W pracy siedziałam cały dzień nad sprawozdaniem i miałam już dość !! Mózg mi sie gotował, oczy bolały i łzawiły, wyglądałam jak wampir. Na dodatek serce mnie bolało (no serio serio) i w płucach... jednym słowem grypa pewnie się za mnie brała. A tu jeszcze szefowa sterczy nad głową. Kiedy wymęczyłam to sprawozdanie to z uśmiechem powiedziała : "no raz w roku to mozna się przemęczyć". No faktycznie można się przemęczyć, zlecić pracownikowi, postać nad głową i skasować 5 tysiaczków. Tak, tak można się pomęczyć

W domu zaaplikowałam sobie polopirynkę, flonidan na alergię (te oczy- o dziwo pomogło, dziś też wzięłam), rutinoskorbin. Dziś trochę lepiej, chociaż w plecach boli....

No i dziś też mój wielki dzień : idę po 4 latach do gin. Taaa szok, zdziwienie, lol jak mawiały dzieci. Tak się dba o swoje zdrowie. Jak to mówią należy unikać pośredników

W związku z samopoczuciem diety nie było, gdyż zakupiłam chleb wieloziarnisty i się go najadłam jak nienormalna. I pytam się siebie: CZY JA TAK MUSZĘ !!! otóż chyba jak tak robię to muszę

Dzisiaj tak jak zwykle rano wciągnęłam musli, popiłam kawą. Później kanapka, kaszka, jabłko, woda. W domu mam szczawiówkę z jajkiem. Kolacja?? Otworzę lodówkę, popatrzę co tam jest...

PiW wrócił z pracy wczoraj po 20stej. Normalnie zamęczą mi faceta. Cały dzień na 2 kanapkach i butelce mineralnej - ten to ma dietę

Otóż numer sezonu : złożyłam już PIT ( 36 gdyż małżonek miał dywidendy w kwocie 20 zł., tak tak 20 zł. polskich), po czym otrzepałam się, ze nie wypełniłam jednej rubryczki!!! . Dzisiaj zabrałam się za korektę, która chciałam wysłać elektronicznie - nistety koputer w pracy i panowie admini nie dopuszczają takiej możliwości. I słusznie praca jest od tego, żeby pracować, a nie korygowac pity. Tak więc jutro czeka mnie spacer w godzinach pracy (ale godziny z urlopu) do US w Gorzowie Wlkp. No jak ja mogłam tak dać d.u.p.y???? No jak???Wiadomo - księgowa...pod latarnią najciemniej

22 marca 2011 , Komentarze (2)

Chyba mnie coś bierze... jakoś niewyraźnie się czuję od wczoraj. Zażyłam już garść rutinoskorbinu, polopirynkę, może jakoś się wybronię. Nic dziwnego, dziecko było chore - teraz kolej na mnie.YHH nienawidzę chorować

Moje jedzonko na dziś to:

musli, kawa

kaszka manna błyskawiczna jabłko

sałatka z tuńczyka, papryki, ogórka i pomidora

w domu: kasza jęczmnienna + wątróbka drobiowa + ogórki chilli ( produkt mojej teściowej)

kolacja : jajeczko ( uwielbiam jajeczka)

W tzw. międzyczasie : woda, herbata, kawa

Idę na zebranie i juź mam dosyć!! Czemu, czemu... i tak to zebranie będzie nieważne

Kurczak na butelce piwa wygląda tak:

bierze się kurczaka niedużego, przyprawia solą, papryką słodką i odstawia się do lodówki na 12 godzin (aha, trzeba mu wyciąć szyję, temu kurczakowi). Później nasadza sie kurczaka na butelkę z piwem (otwartą, trzeba odlać z niej 1 szklanę) i takiego "na stojąco" włożyć do piekarnika. Piec w 180 stopniach, po pół godzinie zacząć polewać kurczaka piwem, które wcześniej odlaliśmy do szklanki. Polewa się go co 15 minut. 20 minut przed końcem pieczenia temperaturę zwiększyć do 200 stopni ( pieczemy kuraka ok. 2 godziny, ale to już każdy według siebieustala ile go piecze, ważne żeby go polewać). Tak upieczony kurczak ma kruche mięsko, i super chrupiącą skórkę. Fakt, w domu wali piwskiem podczas pieczenia, ale warto się przemęczyć. W mięsie tego piwa zupełnie nie czuć, nawet moje dziecko jadło. Po tym eksperymencie wiem, że już inaczej kurczaka nie upiekę jak tylko w piwie.

21 marca 2011 , Komentarze (1)

I już poniedziałek...czy ten czas zwariował? Leci jak głupi. Rano jak budzik zadzwonił to się zastanawiałam, czy aby napewno muszę wstawać, czy to rzeczywiscie poniedziałek czy może mi się jeszcze śni i jest niedziela i mogę się wylegiwać...Niestety, prawda okazała się brutalna - poniedziałek, a moje chore poczucie obowiązku nie pozwoliło mi wziąć zielonego urlopu, tak więc gniję w pracy.

Rano było -1, teraz świeci słońce, a mi jest zimno jak diabli, normalnie się trzęsę, chociaż nie jestem lekko ubrana, rece mam lodowate...no trup chodzący.

Zamknęli dzisiaj Warszawską, tramwaje nie jeżdżą...jak ja tego nie lubię, będę musiała 104 po pracy jeździć, a ona już tak załadowana pod AWF podjeżdża, że ludzie jak sardynki w puszce się gniotą. Popatrzę na zastępczą, ale tam z kocioł będzie i korki cholerne.

Dziecko jeszcze dzisiaj zostawiłam w domu, bo jak ma iść i całą klasą spierniczyć z lekcji, to lepiej niech siedzi w domu. Na tańce też jej nie puszczam, bo kaszle jak gruźlik (pan doktor powiedział, że jeszcze tydzień będzie kaszleć). A za ok. 2 tygodnie test szóstoklasisty....jeny stresa będę miała, chociaż córa świetnie się uczy.

Dzisiaj w pracy i w domu mam same zdrowe rzeczy do jedzenia :

gotowane warzywa z serii hortex stimeria - słoneczny mix, pół litra maślanki owocowej, pudełeczko jogurtu naturalnego z kiwi i odrobiną kakao, na obiad pieczony na butelce piwa kurczak, gotowane brokuły. No i rano było musli z mlekiem 0,5 % i kawa ze słodzikiem. Najmniej zdrową rzeczą jest kaszka manna błyskawiczna (taka, co tylko wodą gotowaną się zalewa i już). Nie wiem co mnie napadło... co prawda lubię zdrowe jedzonko ale żeby tak??? i jeszcze żebym tyle słodyczy nie wpierniczała.. no i te nieszczęsne placki ziemniaczane w sobotę. Nasmażyłam się jak głupia, naścierałam ziemniorów na tarce, nasmażyłam, bo PiW miał przyjechać z pracy ok. 15stej ... a on przyjechał po 21 i placki z mikrofali jadł. Następna sobota też się taka zapowiada, więc zrobię coś dla mnie i córki a on dostanie kanapki na kolację, a co.

Na szczęście w niedzielę woda już była cały dzień, bo serio już miałam torbę spakowaną na basen, tylko nie byłam pewna czy tam czasem nie odcieli. wogóle na basen to by się przydało pójść...

Tydzień mam bardzo pracowity : jutro na zebranie wspólnoty mieszkaniowej - będzie zapewna kilka osób i całe zebranie psu na budę (jak zwykle, ale obowiązek obowiązkiem jest), środa do lekarza po południu, w czwartek wydaje mi się zebranie w szkole...Kurcze 3 popołudnia zajęte, nie ma szans na stepper czy takie tam. Przetrwać przetrwać do piątku...

19 marca 2011 , Komentarze (3)

Słońce się pojawiło w GW.

Właśnie objadłam się plackami ziemniaczanymi...wiem, wiem niezdrowo i okropnie niedietetycznie. Ukarzcie mnie za to!!

Córcia chora - wirusowe zapalenie gardła. Oczywiscie pan doktor nic nie przepisał - dobrze, że chociaż osłuchał i obejrzał gardło.

Na koniec w.kur.w miesiąca : ZNOWU NIE MA WODY!!!

MOŻNA DOSTAĆ SZAŁU!!! Szkoda, że w Chwalęcicach sobie nie odetną te wszystkie szychy z urzędu i wodociagów!! Jutro pewnie też nie będzie cały dzień, dadzą po 23 i co? Jak się umyć?? Jak ja nienawidzę pwik w gorzówku!!!

18 marca 2011 , Komentarze (2)

No i nie ma słoneczka. Ponuro, szaro, wieje wiatr, no zimno jednym słowem. Ale na szczęście już prawie weekend.

Ja nie wiem, ale czas tak szybko leci... dopiero był poniedziałek. Może tylko ja mam takie wrażenie, jakby wszystko przyspieszyło.

Co dziś jadłam? Jadłam nawet skromnie, bez szaleństwa słodyczowego, bez zachciewajek. Miałam co prawda pokusę rano, żeby do soku wiśniowego dokupić parę ciastek ale niee... chociaż raz mi się udało być silna

A więc :

musli, kawa, kanapka z żółtym serem, sok, jogurt naturalny + mango i brzoskwinie (kilka kawałków) ze słoika, kaszka manna błyskawiczna- kubek.

Obiad - zupa owocowa z makaronem

Kolacja- jak zwykle nie mam koncepcji... może zjem, może nie zjem

Wczoraj zaliczyłam jeszcze przygodę z browarem czeskim, który po Karpaczu zalega mi w lodówce. Miałam taką chęć na coś zimnego z gazem... szampana nie było, wody z gazem też nie, więc pozostał browar... mmmm nigdy jeszcze mi tak piwo nie smakowało

Przy takiej diecie już się nie dziwię, że waga stoi w miejscu jak zaczarowana. Muszę się wziąć w garść, bo zamiast chudnąć to utyję.

Humor się poprawił, focha schowałam do kieszeni, jest ok.

Weekend zapowiada się z literaturą i czasopismami, gdyż nie miałam czasu w tygodniu zagłębić się w te rzeczy. Nawypożyczałam książek, nawet jedną japońską, napisaną w latach 70-tych a wieszczącą zatonięcie wysp japońskich. Po jej ukazaniu się w Japonii wybuchła masowa histeria, bo ludzie myśleli, że to fakty. Książka podobno pełna naukowych terminów, ale również fajnie opisuje życie japończyków. Fascynuje mnie Japonia, ich kultura. Wiem, że to teraz tak głupio wypada- u nich trzęsienie ziemi, tragedia, a ja tu wyskakuję z taką książką.

PiW idzie na piłkę kopaną jutro, podobno to ich ostatni mecz, bo klub ma kupę długów a miasto się na nich wypięło. Nie od dziś wiadomo, że GW żużlem stoi i w żużel ładują kasę jak w kaczy kuper nadzienie. Ale swoją drogą mamy koszykarki, był czy może jest stilon, jest piłka wodna...smutne to, że nie promuje się sportu w ogóle a tylko jedna dyscyplinę. I mówię to ja, zatwardziała fanka żużla. Nieładnie Panowie Włodarze, nieładnie...

idę dziś z córą do lekarza, bo kaszle paskudnie i tak się zastanawiam, w jakim wieku można już "dzidzię" samą puścić na wizytę, jak jest chora? Bo ja pamiętam, że jak miałam 13 lat to sama do lekarza szkolnego chodziłam. No ale teraz jest pewnie inaczej, teraz jest moda, żeby babcia siedziała w domu jak dzieciak ze szkoły przychodzi, żeby rodzice do gimnazjum wozili i odbierali... Moja córa sama od 2 lat jeździ na tańce na drugi koniec GW, na angielski...ma komórkę mamy swoje umówione "strzałki", mamy zasady kontaktu,  fakt martwię się o nią, ale wiem, że nie moge jej do końca życia podcierać tyłka i chodzić za nią krok w krok.. Byc moze to złe podejście.

17 marca 2011 , Komentarze (1)

ZImno, szaro i mokro w GW od 2 dni. Patrzę za okno i najchętniej schowałabym się pod koc...i znowu marzy mi się tropikalna plaża.

Nastrój jest jaki jest, więc nie dziwne, że dieta poszła w odstawkę. wczoraj marzyły mi się wafelki czekoladowe. Mówisz - masz, za 15 minut przyszedł kolega z woreczkiem ciasteczek czekoladowych ( chyba 8 szt.). Kumpela zjadła 1 - ja pozostałe...

Dzisiaj z premedytacją poszłam rano do sklepu i zakupiłam sobie 4 szt. ciastek francuskich z jabłkami (takie małe ciasteczka), zjadłam je i nie mam dosyć.

Poza tym moje menu wyglądało dzisiaj tak:

kawa musli, kaszka manna błyskawiczna, jabłko, sok wiśniowy (330 ml), kanapka z chleba wieloziarnistego z sałatą, szynką i serem.

Na obiad oczekuje ryż i curry z piersi kurzej, na kolację może jakaś sałatka z tuńczykiem.

Nie mam już pomysłu na jedzenie, codziennie to samo bo tak szybciej a mi ciągle brakuje czasu.

Ćwiczenia fizyczne oczywiście nie występują, znów miałam słomiany zapał, córka ma grypę, biegać nie mam z kim. Samo dno.

Dziś w firmie imieniny "Jego Excelencji", wszystkie wazeliny poleciały z kwiatami a teraz wtryniają placki. a niech im w tyłki wejdzie. " jego excelencja ma wszystkich w d.u.p.i.e a ja nie mam zamiaru przycałowywać bo on jest prezio.

A tam. Mam focha i tyle. I proszę słoneczko, żeby wylazło zza chmur

                  

        

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.