Ja pierdziele, ależ te święta mnie rozleniwiły. Coś nie mogę wrócić na prawidłową drogę dietkowo- ćwiczeniową. Orbi zakurzony, smutny zerka na mnie, a ja udaję, że go nie widzę. Dobrze, że mam zumbę raz w tygodniu, to się poruszam, ale poza tym szkoda gadać!
Święta minęły oczywiście w rozpuście kulinarnej, później była podróż służbowa i same smakołyki. Nastepnie nadszedł weekend. Weekend "pływał" w piwie. Fajnie się bawiłam, do momentu, kiedy trzeba było w poniedziałek rano wstać do pracy! Masakra! 8 godzin przesiedzieć za biurkiem z bolącymi oczami i łupiącą głową - to była tortura!
Postanowiłam, że nie będe już tak miała w pracy i nie tknęłam wczoraj ni kropelki alkoholu, ale za to na obiadek mężuś zrobił kaczuszkę w jabłkach. No i jak sie oprzeć? Mówię "daj kawałek kaczuszki- nóżkę, ale bez ziemniaków, tylko z surówką". No i niesie talerz, a na nim co? oczywiście ziemniaczki, kaczunia z pysznie przypieczoną skórką i suróweczka z sosem vinagret. I schudnij tu człowieku
Siwa79
17 kwietnia 2012, 20:13Oj,żeby tak mój mażon mi kiedyś cosik upichcił;)a może lepiej nie..bo pewnie kuchnię sprzątała bym jeszcze przez tydzień;)
kubinka
17 kwietnia 2012, 14:27wejdź w współpracę z orbim :) a obiadek miałaś na prawdę smakowity mmmm
cel70
17 kwietnia 2012, 13:29u mnie też dopiero od dziś dietkowo! trzymaj się, walczymy dalej :)
znudzonaona
17 kwietnia 2012, 13:20:-) mam to samo , z po świetach . Niby coś tam się gibnę , ale to tak by nie być zła na siebie . Może dziś bedzie lepiej :-) Pozdrawiam !!