Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Szczęsliwa mama = szczęśliwe dziecko!


Moja mama doprowadza mnie do stanu.... nie wiem jak to nazwać ale w końcu wybuchnę, słowo daje wybuchnę!. M ma ponad 40 kg nadwagi, mój brat, który ma 13 lat też sporo jej ma. Codziennie słysze bo jestem gruba, bo nie ma na mnie ładnych ciuchów, bolą mnie plecy bo ona ma czas cwiczyc a ja nie, bo inne wpieprzają za dwóch a są chude a ja prawie nie jem i ciągle tyje. Ty jestes młoda tobie było łatwo schudnąć,
A przepraszam, czy ja schudłam sama z siebie? Tak poprstu obudziłam się i włożyłam spodnie 2 rozmiary mniejsze? To jest pól roku mojej ciężkiej pracy i planowania kiedy muszę pogodzić szkołe codzienne treningi gotowanie sobie obiadu ( i często drugiego mojej rodzinie, oczywiscie innego bo oni nie zjedzą pieczonego mięsa, tylko smarzone ) do tego sprzątam piorę, ucze sie, do matury, robie pracę dyplomową, projektuje czesto pomagam młodym w nauce. Nauczyłam się tak planować żeby znalezc na to czas, mimo, ze nie raz nie dwa jestem zmęczona czy nie wyspana nie narzekam. Przyzwyczaiłam się i daje rade bo to chyba normalne,  że wiele rzeczy trzeba ze sobą pogodzić. Krew mnie zalewa jak widze ją grającą na komputerze po pracy a potem płaczącą bo ona nie ma czasu dla siebie a na dodatek bałagan.
Od dziecka byłam gruba i słyszałam ze z tego wyrosnę. Jako 13 latka potrafiłam 3 dni nic nie jesc zeby schudnąć. Bo skąd miałam wiedzieć, że sobie niszcze zdrowie? I uwaga, moja mama tego nie zauważyła. Jadłam dopiero jak zaczynałąm się naprawdę zle czuć.
Nie miałam przyjaciół bo moja pewność siebie spadła poniżej zera. Teraz kiedy zaczynam żyć tak jak ja tego chcę, jak będę szczęsliwa, to ona zarzuca mi ze mi to z nieba spadło a ja leze po szkole do góry brzuchem albo ćwicze a ona zasuwa ( grając na komputerze..?) W życiu kanapki do szkoły mi nie zrobiła, obiadu na stół nie postawiła. Przychodzę po 10 lekcjach o 18 do domu i słysze: pyszny ten sos, wszystko zjedliśmy. Przestałam się tym przejmowac dawno temu. Ale jak słysze, że ona tez sobie chce pojesc słodyczy ( zasugerowałam dzieciom, ze przechowam im słodycze po mikołaju, codziennie coś będą dostawac ale nie wszystko na raz) oddam jej te słodycze, przestaje walczyć z wiatrakami, poddaje się, chciałam, żeby chociaz mój brat miał inne dziecinstwo niż ja, ostatnio płakał bo ktoś powiedział do niego gruba świnio. Nie dziwie mu sie, mnie najpierw przezywali, pózniej zaczeli bić. To jest dziecko skąd ono ma wiedziec, ze powinno jesc 5 posiłków z warzywami i owocami.. Moze ktoś je powinien nauczyć? Czy nie od tego jest mama?
Więc drogie wspaniałe mamy, nauczcie swoje dzieci jak jeść, żeby poprostu były szczęśliwe:) Bo miłością nie jest batonik dla dziecka z nadwagą bo chce, tylko nauczenie go zdrowego rozsądku.
Wiem, że ten wpis może nie jest na temat, ale siedziało to we mnie od zawsze.. Moja mama tego nigdy nie zrozumie, ja przestaje z tym walczyć i dziękuję, że mam was, tu przychodze i widzę szczęsliwe osoby które codziennie wygrywają swoje małe i duże bitwy:)

Trening zaliczony na obiad zupa z soku pomidorowego i pieczona roladka z kurczaka z pesto i surówka :) Na kolację przewiduję malsankę i jabłko. Więc wracam do gry!
  • Macrocosme

    Macrocosme

    2 stycznia 2014, 19:05

    Bardzo mądry wpis, też mam problemy z mamą, no może sporo mniejsze, ale jednak!!! Masz całkowitą racje, szczególnie teraz, kiedy Polska jest najszybciej tyjącym społeczeństwem. Mam nadzieję że zachowanie Twojej mamy się zmieni, że może wywrzesz na niej jakiś wpływ. Powodzenia!

  • Patisonek_89

    Patisonek_89

    2 stycznia 2014, 18:57

    Jak najbardziej popieram Twoje zdanie! Niedawno zostałam matką a sama odkąd pamiętam mam problem z wagą i wiem jedno - że POSTARAM się nauczyc moje dziecko jeść zdrowo, bo mnie niestety nikt tego nie nauczył i efekty tego widać :(

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.