Kochani..
Nawet nie wiem co i jak mam napisać..
Z dietą jest ok. Z ćwiczeniami trochę gorzej..
A ostatnie dni były koszmarne..
Za długo było spokojnie i stabilnie.. W sumie powinno mi się to wydać podejrzane..
Od
roku ganiamy po lekarzach, szpitalach, przychodniach z moja babcią, Aż w
końcu po roku usłyszeliśmy diagnozę: nowotwór żołądka.
Płacz, strach, zagubienie.. co dalej?..
Pamiętacie jak opisywałam sytuacje z moim byłym?
Jakieś dwa wpisy temu?
Zadzwonił
do mnie jakieś 5-10 minut po tym jak się dowiedziałam o nowotworze
babci. Nie spojrzałam nawet kto dzwoni, odruchowo odebrałam telefon. A
że głos mi drżał to P. od razu spytał co się dzieje. Na początku nie
chciałam nic mówić, nie chciałam z nim rozmawiać i żałowałam, że
odebrałam telefon.
On drążył temat, pytał czy może jakoś pomóc a ja w
pewnym momencie nie wytrzymałam, zaczęłam płakać i powiedziałam, że
może pomóc jeśli zna jakiegoś dobrego onkologa. Chwila milczenia i
niepewne pytanie kto potrzebuje i co się dzieje.
Powiedziałam mu o
diagnozie, o tym, że to ja muszę porozmawiać z babcią, o tym że to ja
muszę wszystko załatwić i nie wiem od czego zacząć, że w szpitalu nie ma
miejsca i są chore terminy, a tu trzeba działać szybko.
P: Ok! Zadzwonię do Ciebie za 5 min! Tylko koniecznie odbierz!
Trochę mnie to zirytowało, a późniejsza rozmowa wyglądała tak:
P:
Dobra, słuchaj. Mój wujek pracuje w szpitalu na onkologii tam jest
bardzo dobry profesor specjalista, jego przyjaciel. W najbliższych
dniach zgłosisz się tu i tu podasz nazwisko swoje i powiesz że babcia
jest pacjentką mojego wujka i tego profesora (nie będę tutaj rzucała
nazwiskami), pokażesz skierowanie, a oni już znajdą miejsce. Jeśli będą
jakieś problemy dzwonisz od razu do mnie. Jasne?
Ja: ...e?
P: Nie
martw się, już wszystko załatwione, gadałem z wujkiem. Zrobią wszystkie
dokładne badania i na pewno zajmą się jak należy..
Ja: Wiesz... nie wiem co mam powiedzieć..
P: Nic nie musisz mówić, tylko działaj szybko i obiecaj, że jak będą jakieś kłopoty to dasz znać, dobrze?
Ja: Aha.. Dlaczego to robisz? Przecież potraktowałam Cie okropnie i posłałam do diabła.
P: Przestań. I tak wiem, że nie możesz beze mnie żyć (śmiech).
Ja: Bezczelny jak zawsze.
P: Za to mnie wciąż kochasz.
Ja: KochaŁAM. Co chcesz w zamian?
P:
Aż takie masz o mnie złe zdanie? Chcę Cie zobaczyć uśmiechniętą jak
tulisz w ramionach swoją zdrową babcie. Nie robię tego żebyś czuła się
wobec mnie dłużna. Wiesz, że dla Ciebie zrobię wszystko..
Ja: Dziękuję Ci.
P:
Głowa do góry, piękna! Babcia wyzdrowieje. Nowotwór to jeszcze nie
wyrok i w tym stadium powinien być do opanowania, a tam są naprawdę
świetni specjaliści i zrobią co w ich mocy. Dopilnuje tego.
Ja: Dziękuję..
P: Proszę. Pozdrów narzeczonego..
Rozmawiałam
z Babcią.. Nie powiedziałam jej do końca prawdy.. Nie byłam w
stanie.Ale dużo udało mi się załatwić - skierowanie, miejsce w dobrym szpitalu już w przyszłym tygodniu, dwa badania dodatkowe... i to dzięki P. Życie potrafi
zaskakiwać - Jeszcze kilka dni temu miałam nadzieję, że więcej Go nie
spotkam i mówiłam takie rzeczy, że normalny człowiek nie powinien się do
mnie nigdy więcej odezwać.. A on się znowu pojawia i daje mi nadzieje
na ratunek babci.
Zobaczymy co dalej...
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
angelisia69
23 stycznia 2014, 16:24Uuu przykre to ale niestety takie sa realia moja kochana.Moja babcia i dziadek takze to mieli i niestety pozegnalam sie znimi.Ale to bylo dawno,teraz medycyna poszla naprzod,jest mozliwosc zycia z nowotworem nawet X lat,to nie jest wyrok,mozna nawet uleczyc go operacyjnie jesli nie jest zlosliwy.Pozatym dobra dieta i zdrowy styl zycia i bedziesz miala okazje cieszyc sie razem z babcia wieloma wspolnymi latami.Zycze ci wytrwalosci i nie zalamuj sie naprawde.Rak to nie wyrok-swiete slowa!!!
Miklara
23 stycznia 2014, 16:12Powodzenia w walce o zdrowie i życie babci. Jest takie powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Mnie w podobnej sytuacji w jakiej jest Twoja babcia pomogła dawno niewidziana koleżanka. Nigdy nie wiadomo kto w życiu może nam pomóc.
Lililajj
23 stycznia 2014, 16:10Swój prawdziwy charakter ludzie ujawniają właśnie w takich sytuacjach. Wtedy tak naprawdę możemy poznać człowieka. Nawet nie mogę napisać, że wiem co czujesz, bo byłoby to klamstwo. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie twojego bólu, ale tak jak napisałaś w tytule rąk to nie wyrok, to tylko diagnoza. Jestem pewna, że twoja babcia to silna kobieta, którą wyzdrowieje, a wiesz dlaczego? Bo ma fantastyczną wnuczke dla której warto żyć!
Asiunia88
23 stycznia 2014, 16:00Wzruszylam sie czytając to :)