Wczoraj syn zniósł mi rowerek stacjonarny do pokoju z TV. Pokręciłam 32 minuty, 3 km, spalone kalorie 150. Dzisiaj z rana też już zaliczyłam kolejną półgodzinną jazdę na rowerku (spalone 150 kcal). Przede mną spacerek do przychodni i po zakupy (ok. 4 km). Jestem leń do ćwiczeń, ale muszę zmobilizować się. Muszę, bo chcę. Chcę, bo muszę. I wiem, że jest to dla mojego dobra...Tylko tak mi się nie chce... To jest do zmiany. Wiem, że po tygodniu mobilizacji (zmuszania się) - nabiorę ochoty. Dobry film i jazda!
Znowu zaparcia. Nie zważyłam się na czczo z samego rana - po śniadaniu i wypiciu kilka szklanek płynów jest to bez sensu. Odpuszczę sobie dzisiaj ważenia, odłożę to na jutro. Tylko jest we mnie taka niepewność - jestem uzależniona od codziennego ważenie. Próbuję z tym walczyć - bezskutecznie. Właściwie nawet nie chce mi się z tym walczyć.
Wczoraj jadłam kaszę jaglaną. Dzisiaj kontynuacja. Nie jestem głodna, nie mam "smaka" na coś innego i to jest super.