Oczywiście dopadło mnie przeziębienie, ten tydzień był na prawdę trudny, czułam się fatalnie, kładłam się spać właściwie zaraz po tym jak położyłam synka. Ale od wczoraj już lepiej. Dziś wielkie sprzątanie, bo trochę zaległości mi się narobiło przez ten tydzień, ale sprzątanie = spalone kalorie :) Wreszcie się trochę ruszę, ostatnio nawet na spacery nie wychodziłam. Na szczęście synuś nie zaraził się ode mnie (tran działa cuda, polecam).
Apetyt mnie opuścił, żywiłam się głównie owsianką, budyniem, czymkolwiek co nie podrażnia gardła. Na wagę nie wchodzę, nie czuję się niestety ani odrobinę lżejsza więc na razie się z nią nie przeproszę. Ostatnio pokłóciłyśmy się kiedy przestała pokazywać 2 cyfry. I chciałabym się z nią pogodzić dopiero gdy zacznie pokazywać je ponownie.
Już w poniedziałek dowiem się czy to, że nie mogę zrzucić swojego balastu da się "wyleczyć". Spróbuje trochę też pobiegać w tym tygodniu, na siłownie jeszcze nie idę, nie lubię ćwiczyć z katarem.
Idę właśnie robić śniadanie. Synuś nie śpi już od 7, ale nie chciało nam się wstawać wcześniej. Teraz rozrabia wraz z tatą :) Uroczy widok. Na śniadanie płatki orkiszowe z bananem i rodzynkami. Lubię :)
roogirl
20 lutego 2016, 20:30Trzymam kciuki za powrót wyśnionej wagi.
angelisia69
20 lutego 2016, 14:36a u mnie mimo tranu ktory dawalam i innych specyfikow,to syn ciagle choruje a ja nawet kataru :P Milego weekendu
EfemerycznaOna
20 lutego 2016, 13:53Zdrowka Ci życzę i dwucyfrowki też