Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
11th day


Waga stoi w miejscu, ale mam poważny problem z etapem stabilizacji. Dwie uczty w tygodniu i jeden dzień proteinowy mnie przerosły. Nie daję rady. Poprzedni tydzień przebiegł w miarę grzecznie, ale w weekend byłam w Londynie i pofolgowałam sobie-zjadłam trochę słodyczy i się spiłam hehehe (tego nie żałuję ) Powiedziałam sobie, że w te dni mogę. Jestem na wymarzonej wycieczce, przeleciałam się samolotem, muszę odpocząć. I wszystko byłoby cudnie gdyby nie fakt, że nie mogę "wyjść"  z tego weekendu. Jem śniadanie, obiad i kolację zgodnie z dietą, ale te słodyczeeeeeeeeeee...Nie mogę się opanować. Nie wcinam ciastek z kremem a np. biszkopty, ale powinnam pochłonąć powiedzmy 2, a nie ładować do buzi jedno za drugim. Muszę to w sobie jakoś przezwyciężyć, bo przecież nie po to tyle walczyłam. Smażone tłuste mięso mnie nie ciągnie, ziemniaki i sosik też nie, a tak je kochałam...Tylko ta miłość do czekolady jakoś przejść nie chce.Achhh
Postanawiam więc spowiadać się tutaj co zjadłam i trzaskać sobie po rękach sięgających coś słodkiego.
Może jakieś rady? Cenne doświadczenia? Na Was można liczyć
  • 19685

    19685

    10 listopada 2011, 11:13

    Ja też poległam na słodyczach. Niby na wagę to nie wpłynęło, ale na psyche tak. Moją pomocą było zdjęcie z czasów maksymalnej wagi + cicha zaduma, czy chcę do tego wrócić. Potem zacisnęłam zęby. I byłam już grzeczna. Tylko w ramach ulgi objadam się dukanowskim pysznym sernikiem, albo do twarogów wszelakich dodaję też słodzik. Owoc do zjedzenia też wybieram maksymalnie słodki. Dasz radę, warto.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.