Dzień zaczął się idealnie! Pobudka o 7:30. BCAA, rozgrzewka, 40-minutowy trening - tym razem up & down the hill. Zauważyłam, że dużo mi daje robienie treningów z podbiegami na zmianę z treningami ze zwykłym bieganiem. Nogi mam coraz silniejsze, a strome górki sprawiają coraz mniej problemów :).
Pracę zaczynam o 13:30 więc mam czas na takie poranne wyjścia - w dni kiedy zaczynam o 9:30 pozostaje mi tylko rower i po powrocie do domu robię HIIT w ogródku. Jak ja uwielbiam sport! Żałuję, że kiedyś nie byłam taka aktywna, ale lepiej późno niż wcale.
Świąteczna pogoda była wyjątkowo - taka sobie. Kwiecień zaczyna się ładnie na wyspach. Chociaż wiatry, które wieją nieprzerwanie przyprawiają mnie o schizofrenię...
Taką miałam pogodę podczas dzisiejszej, porannej przebieżki :). Jak widać na załączonym obrazku - górek do trenowanie mi nie brakuje... a bywają NAPRAWDĘ strome :P.
Po bieganiu streching, prysznic i oczywista oczywistość - pyszne śniadanko. Post-workout smoothie. Dzisiaj wyszedł mi za rzadki - dodałam za dużo zielonej herbaty. Na jedną osobę wystarczy około pół kubka płynu.
A w smoothiesie znalazły się:
- zielona herbata słodzona stewią
- garść zielonej pietruszki
- 3 łyżki namoczonych płatków żytnich
- 1 łyżka namoczonych żytnich otrębów
- mrożone czarne owoce leśne - na oko - pewnie z dwie garście
- łyżka hemp protein
- dosłownie kilka kropel syropu klonowego - była końcówka
Po zmiksowaniu dziad wyglądał tak :):
Jak już wspominałam był trochę za rzadki, ale za to jak zwykle smaczny. Na wierzch posypałam 3 pokrojonymi śliwkami suszonymi.
Czas na szykowanie się do wyjścia. Dzisiaj pogoda piękna więc i humor lepszy :). Przed pracą II śniadanko i kawka na mieście - czyli to co misie lubią najbardziej :D. Mam nadzieję, że ten miesiąc okaże się owocny w kwestiach wyników treningowych oraz w znalezieniu nowej, lepszej pracy... Obyyyyy :)