Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zainteresowania: teatr, muzyka, książki, filozofia, psychologia, nauka, ludzie, świat. Dlaczego chcę schudnąć? Chcę się sobie podobać i nabrać pewności siebie, by zawojować świat!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 4190
Komentarzy: 74
Założony: 7 stycznia 2011
Ostatni wpis: 16 stycznia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
koala1992

kobieta, 32 lat, Łódź

172 cm, 67.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 stycznia 2015 , Komentarze (5)

Pomiary:


WAGA: 72,6kg (NIE MA TRAGEDII, PRZYBYŁO JAKIEŚ 2KG)

SZYJA: 35CM

BICEPS: 30CM

PIERSI: 101CM

TALIA: 83CM

BRZUCH: 99CM

BIODRA: 100CM

UDO: 52CM

ŁYDKA: 36CM


Dobra - bierzemy się do roboty! Muszę pamiętać o robieniu zakupów i wcześniejszym przygotowaniu posiłków, bo jak tego nie robię, to zaczynam podjadać i ,,improwizować", dając sobie przy tym wielką swobodę. Mnóstwo pozytywów ... !!!

No przecież nie jest tak źle - póki co około 6kg do zrzucenia - to tylko 6 tygodni! :D I piękna sylwetka! 1,5 MIESIĄCA ...


NAJGORZEJ TO JEST Z ALKOHOLEM. Jakiś czas temu zdążyłam się już przyzwyczaić, ale to strasznie dziwne. Ciągle się przecież chodzi z kimś ,,na piwo", relaksujesz się przy tym, integrujesz z nowo poznanymi ludźmi ...


15 stycznia 2015 , Komentarze (1)

No tak, tym razem tendencja się sprawdziła ... Brak wpisów = brak motywacji i sukcesów ... Przyznaję - zawaliłam. Wiem, wiem, nie ma, że boli, nie ma usprawiedliwień. Chcę tylko się wytłumaczyć, co nie znaczy usprawiedliwić. Miałam dość ciężkie święta, co związane było z jednym z członków rodziny, było mi smutno, moja wigilia trwała właściwie godzinę i w dodatku była taka ... niechlujna ... Ktoś przyszedł, ktoś wyszedł, jedna ryba, druga ryba ... dziękuję. A potem to już się rozhulałam, cały czas powtarzając sobie, że jutro to ogarnę, jutro do diety wrócę, że raz do roku ... No i codziennie były preteksty żeby tak sobie powtarzać. Aż do sylwestra, gdzie zagościłam u ludzi, u których stoły pachniały od schabów i tym podobne. No przecież muszę coś zjeść żeby się nie upić, prawda? I to COŚ lądowało w moim brzuchu stosunkowo co godzinę. Nie mówiąc o ilości alkoholu, które spowodowały, że to wszystko znów odkładało się to tu, to tam ... I tak ciągle desperacko chwytałam się każdego gorszego nastroju, każdej okazji, przeszkody ... Więc po sylwestrze był kac - no przecież trzeba porządnie zjeść, ostatnia pizza na dobry nastrój i uroczyste zakończenie roku oraz powitanie nowych możliwości ... Potem: ,,no, jeśli zaczynać, to od poniedziałku" lub ,,nie przygotowałam posiłków - zacznę od jutra", czy też ,,jest do dupy i wszystko mi jedno". Kolejnym ,,usprawiedliwieniem" był fakt, że z moim chłopakiem było naprawdę źle. Pierwszy raz w ogóle zrobiliśmy sobie małą przerwę, ale co najgorsze - myśleliśmy/rozmawialiśmy o rozstaniu ... Także w tamtych chwilach było mi naprawdę wszystko jedno, co jem, jak się czuję i wyglądam. A czułam się tragicznie. Wszystko zaczęło się od sylwestra, no ale to długa i zawiła historia. W każdym razie, było okropnie i nigdy nie miałam tak złej zabawy sylwestrowej. Wszyscy się kłócili, były jakieś bójki w ogóle. Tak naprawdę pamiętam jeden pozytywny element całej imprezy - stworzenie przez nas alternatywnej zabawy w innym pokoju. Organizatorka miała nam to za złe, ale to był jedyny sposób na zagwarantowanie sobie jakichkolwiek pozytywnych wspomnień z tego dnia. Gdyby nie sesja, poszłabym do takiego pubu, który organizuje sylwester bałkański (dwa tygodnie później) i ,,poprawiłabym" ten dzień. No ale ... Było-minęło. Czas wziąć się w garść. Zrobiłam sobie porządne zakupy, przygotowałam posiłki na następne 3 dni i napełniłam się pozytywną energią, wiarą i motywacją. Dziś się mierzyłam i ważyłam, ale dopiero jutro wszystko zapiszę, bo dziś zrobiłam sobie mały detoks i założę się, że spadnie od 0,5 do 1kg przez ten cały syf we mnie ... Oczywiście jedzeniowo prawidłowo - bez głodówek! A oto zdjęcie z przygotowań (oczyszczanie z pestycydów przy użyciu sody oczyszczonej):

Plan jest taki:

- 4kg w miesiąc (1kg/tydzień) -> szybko i zdrowo

- przez następne 2 tygodnie (co najmniej) ok. 2-3x w tygodniu spinning na siłowni (nadal mam umowę z siłownią na 5 msc, także sporo straciłam leniąc się i dając karnetowi stygnąć ...; tylko 2x ze względu na sesję i na to, że dawno nie było żadnego ruchu i trzeba przyzwyczaić organizm)

- nie zobowiązuję się pisać codziennie, w sumie po co sobie coś narzucać - będę pisać wtedy, kiedy będę miała na to ochotę i czas (jutro na pewno wstawię pomiary)

- następny pomiar i ważenie: 29.01



Do dietetyczki pójdę za jakiś miesiąc żeby była jakakolwiek różnica po naszym ostatnim spotkaniu. W ogóle, obiecałam jej, że wstawię opinię w internecie, ale trzeba to zrobić logując się przez facebook. Strasznie to głupie, no bo jej obiecałam, a nie chcę tego robić przez fb, bo nie wiem, czy ta opinia nie będzie widoczna dla wszystkich ludzi.

Chcę też odejść od ciągłego, niemalże obsesyjnego, codziennego stawania na wadze, którą, swoją drogą, stawiałam sobie na środku pokoju (żeby czasem nie korciło, nie?xD). Wyzwań więcej raczej nie podejmuję, bo później się w tym gubię. No, maksymalnie jeszcze jedno. Na razie jestem w dwóch, czyli -12cm w talii do końca marca i wyrzeźbione ciało (69kg - nie pamiętam do kiedy).

I tyle w kwestii diety. Na koniec pomarudzę trochę na temat studiów. Mam jeden przedmiot z bardzo niesympatyczną kobietą, która, ze względu na nieobecności, nie pozwoliła mi go zaliczać i mnie udupiła zwyczajnie. Czyli -500zł w plecy i dodatkowe dwa przedmioty w przyszłym roku (nie mogę podejść do egzaminu). Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie dostanę stypendium i w przyszłym roku szykuje się taki spadek w budżecie, że będę zmuszona znaleźć pracę, a chciałam pójść na filologię romańską ... Raczej nie dam rady, no chyba, że zrezygnuję z magisterki na jednym z aktualnych kierunków. Zobaczymy, w ogóle mam do niego ambiwalentny stosunek i, przy okazji bieżącego licencjatu i mnóstwa nauki, chcę się przekonać, czy naprawdę mi to leży. Jeśli nie, rezygnuję z mgr i lecę uczyć się francuskiego:). Taki plan. Tylko z tym stypendium beznadziejnie ... A babeczka dostała za swój brak szacunku - wypełniłam studencką ankietę dotyczącą jej osoby i zajęć ...

Wiecie, dzięki czemu udało mi się bardziej zmotywować? Znalazłam świetny organizer na dygresja: przed chwilą wyłączyłam przez przypadek wszystkie strony i prawie dostałam zawału, że wszystko się skasowało!!! Ale, na szczęście, vitalia jest mądra <3.


No i tyle - lecę wkuwać, bo jutro mam szansę poprawić wprowadzenie!

Trzymajcie za mnie szczupłe kciuki :). Żebym zmotywowała się do diety, ćwiczeń, studiów, licencjatu i w ogóle - do wszystkiego!

I sorry za ten oczopląs, ale próbowałam uatrakcyjnić post i nie umiałam zmienić xD. Tu są naprawdę dziwne te opcje ...

24 grudnia 2014 , Komentarze (8)

Wszystkiego najlepszego, dziewczynki - najchudszego ;*.

11 grudnia 2014 , Skomentuj

No heeeej, tym razem to naprawdę przegięłam z przerwą. Spokojnie, dieta nadal jest, suwak idzie w prawo, choć wolniej niż wcześniej, ale jednak. Nie miałam kompletnie czasu, a co gorsza - energii - stąd ta moja, tak długa, nieobecność. Mam Wam tyle do opowiedzenia, nie wiem od czego zacząć...Tak jak napisałam, z dietą ok, choć wczoraj pierwszy raz od 5-ciu tygodni zgrzeszyłam. Zdarzało się wcześniej, że skubnęłam parę ziarenek nerkowców albo ze dwie kostki czekolady gorzkiej, ale wczoraj nastąpiła po prostu eksplozja stresu. Stresu związanego z pracą, o czym napiszę zaraz, brakiem czasu, zaległościami, zagrożeniem z neurobiologii (to naprawdę jest bardzo, bardzo trudne; jak to jest, że mój chłopak tak pięknie to wchłaniał, a ja jestem w tym takim matołem?). Trzymajcie za mnie kciuki, dziewczynki, żebym jakoś się z tego wykaraskała! No, ale do sedna. Wczoraj w tym całym stresie zamiast zupy-krem cebulowo-pomidorowej z grzankami czosnkowymi, zjadłam ją ze zdecydowanie zbyt dużą ilością tych grzanek + dwie kanapki z serem zółtym (jedna z ketchupem), a później stwierdziłam, że ogólnie zje*****, więc zjadłam jeszcze dwie kanapki z jajkiem na twardo i majonezem. Także wczorajszego wieczoru byłam monstrualnym wielorybem, do tego jeszcze bardzo niegrzecznym ;). No ale dziś reaktywacja, zarówno blogerska jak i ogólna, dietowa. Dziś poszłam wytopić ten tłuszcz na spinningu. No i, a propos pracy, to właśnie jej dotyczył stres i to właśnie ona odpowiedzialna jest za brak czasu, w związku z czym doszłam do wniosku, że trzeba podjąć pewne decyzje. Wszem i wobec, zostały one podjęte, i rezygnuję z pracy. Stwierdziłam, że wolę mieć około 800-uset zł mniej i bardziej oszczędzać, jednocześnie skupiając się na moich studiach i drugim kierunku, który bardzo mi się podoba, niż żyć tak jak teraz i się orać. I nie mieć nawet czasu żeby do Was napisać. Zwłaszcza, że w ogóle nie było dla mnie zajęcia tam, no ale wtedy przeglądałam, co tam u Was :-).

Także zdążyłam się już usprawiedliwić. Powiem Wam, że co prawda, jeszcze oficjalnie nie skończyłam pracy tak na fest, bo będę tam przychodzić żeby sprawdzić salda, ostateczne rozliczenia i takie tam, ale już czuję ulgę i takie rozluźnienie wszystkich mięśni ... A co tam! Ważne są dla mnie studia, a nie nic nie robienie w jakimś biurze księgowym ;p. Pracę zawsze można znaleźć, nie? Nawet w Macu, na upartego, przynajmniej jakaś ścieżka rozwoju jest i konkretne zadania do zrobienia.

Poza tym, nie wiem, jakim cudem, ale mimo tego wszystkiego, udawało mi się jakoś przygotowywać posiłki i od czasu do czasu pojawić na siłowni. I raz w tygodniu chodzę na jogę i naprawdę wpływa to na mnie relaksująco. Ja nigdy nie byłam dobrze rozciągnięta, także to jest drugi aspekt dobroczynny. Zrobiłam swojej osobie niezły numer, bo podpisałam z siłownią umowę na 5 msc xD, dzięki czemu zaoszczędziłam i zmusiłam się na przyszłość do uczęszczania tam nawet jak coś nie tak pójdzie z dietą i odpuszczę. No ale przecież nie odpuszczę! Już tak daleko zaszłam, 5 tygodni i prawie 7kg mniej! Nigdy tyle nie udało mi się wytrzymać i tyle schudnąć. Diety, a właściwie ,,wychudzacze", kończyłam po tygodniu.

Niedawno poszłam do dietetyka na pomiary i babeczka od razu mi powiedziała, że wychudłam, i że myślała, że nie ta osoba weszła do pomieszczenia :). Jak to ujęła: ,,wcześniej przyszła taka pulchniutka dziewczyna, a teraz przychodzi zgrabna kobietka, to na Sylwestra normalnie łania będzie" xD. Strasznie pozytywnie mnie to nakręciło! No, dodała mi trochę kalorii żebym za dużo nie chudła, a ogólnie efekty są takie, że z 10% tłuszczu zeszło, NIE MAM JUŻ NADWAGI (BMI 25), otłuszczenie narządów 3 (a było 4). Tylko wiek metaboliczny pozostał ten sam -> 37 ;/. Dodatkowo, z talii zrzuciłam około 13cm (sic!). Wiem, wiem, że to bardzo dużo, ale to właśnie pokazuje jak bardzo otłuszczone było wnętrze. Tak to jest jak ciągle żarło się pizze (po połowie lub więcej), spaghetti i piło się alkohol litrami ... W każdym razie, stąd ten drastyczny spadek. 

Pomiar z 2-ego grudnia:

PomiarMasa ciałaSzyjaBicepsPiersiTaliaBrzuchBiodraUdoŁydkaSpalonych
kalorii
Zawartość
tłuszczu
Usuń pomiar
kgcmcmcmcmcmcmcmcmkcal%
2 grudnia 201472,935,030,0103,083,0101,0101,054,035,0031

Czyli tak: (z pamięci, więc mam nadzieję, że się nie pomylę)

- 6kg

- szyja bez zmian

- biceps -1cm

- piersi  -3cm

- talia -13cm

- brzuch -4cm

- biodra -4cm

- udo -3-4cm

- łydka -2cm

- zawartość tłuszczu -6%

Jak znajdę wydruk od dietetyka to od razu wstawię!

Jeśli chodzi o ćwiczenia, to jeszcze nie jest jakoś rewelacyjnie, bo robię je tak 2-3 razy w tygodniu, a chciałabym 4-5. Na siłowni próbuje z jogą, bieżnią i spinningiem. To ostatnie to czad, wychodzę jak spod prysznica! Mogę nawet przedtem zjeść sobie jakiegoś snickersa czy coś, bo i tak to spalę - tak powiedziała dietetyczka.

W międzyczasie, udało mi się wykoncypować całkiem, całkiem program. ,,Zdrowie na widelcu", prowadzi go Guzik i jest w tym, szczerze napisawszy, tragiczna! Robi jakieś dziwne miny, rzuca suche żarty i w ogóle, no ale dużo tłumaczy i krok po kroku robi posiłki, które są fantastyczne! Wszystko zdrowe, pyszniutkie, pomysłowe i kolorowe. Jak ktoś się zainteresuje, zajrzy i stwierdzi, że nie da rady (tak uznał mój chłopak xD), to na polsat cafe są same przepisy umieszczane, ale ja wolę robić posiłki równolegle z nią. Tak mi łatwiej.

Aha, i jeszcze jedna informacja dla tych, którzy nie wiedzą. Jeśli chcecie policzyć sobie kalorie (miara domowa) to polecam:

I tyle pysznego, dziewczynki. Pewnie znów nieszybko się odezwę, więc powodzenia, Kochane! ;* Do szczuplejszego napisania!

25 listopada 2014 , Komentarze (4)

Cześć! Nie było mnie dawno, bo kompletnie nie miałam czasu, a co w tym wszystkim najśmieszniejsze to to, że nie robię przy tym nic szczególnie wartościowego:). Przykre ... Chciałabym się rozwijać, robić coś ważnego, uczyć się języków, a nie mam czasu nawet na podstawowe rzeczy na studiach, a co dopiero na jakiś ,,rozwój". Dużo na siebie wzięłam w tym roku, wszyscy mnie ostrzegali, ale nie chcę się poddać, tym bardziej, że potrzebuję pieniędzy, więc z pracy nie zrezygnuję, a na studiach mi zależy, chociaż żeby zrobić licencjat na jednym kierunku, to zostanie sam drugi. No i, tak swoją drogą, wiem, że byłoby trudno, ale dałoby radę jakoś to wszystko ,,upchnąć". Tylko zostaje kwestia trzymania się postanowień, determinacji, no i chyba potraktowania tego jako przyjemność, a nie obowiązek. No nic ... Przynajmniej dietę trzymam, z ćwiczeniami nie tak źle, choć wczoraj odpuściłam (później był efekt domina i reszta poleciała na łeb, na szyję). Pokłóciłam się z chłopakiem i strasznie mnie to rozstroiło. Dzisiaj z kolei zaspałam i nie poszłam na zajęcia i tak wszystko się roz**********, ale jest szansa, że pójdę biegać i jakoś pociągnę. Potem próba, jazdy i neuro ... Jestem MATOŁEM z BIOLOGII, serio, no ale muszę to garnąć. MUSZĘ, MUSZĘ, MUSZĘ!. Ciągle tylko to przesuwam z tygodnia na tydzień. W końcu mnie nie przepuszczą. Abstrahując, dietę trzymam ładnie. Nawet w trudnych warunkach wykazuję na tyle determinacji, że szykuję sobie jedzenie mimo, że jest koło 23-ej, więc chwała chociaż za to. Efekty tego również znaczące. Ważę już 4,10kg mniej. I trochę zaczynam się tym martwić, choć pewnie nie jedna Vitalijka przeklnie mnie w tym momencie, mianowicie TRACĘ ZA DUŻO KILOGRAMÓW. Minęły raptem 2 tygodnie, więc aż dwa razy za dużo. Ustaliłam z dietetykiem max. 1kg/tydzień. I nie wiem, co z tym zrobić, bo jem według zaleceń, głodna nie chodzę. Może przez te biegi ... (ale byłam dopiero z pięć razy!). Dajcie spokój, nie chcę mieć potem zwisającej skóry! Dodatkowo, jutro miałam mieć wizytę, a ze względów pracowych musiałam przełożyć na przyszły tydzień. Mam nadzieję, że do tego czasu nie zmaleję za bardzo. Choć nie ukrywam, że liczba na szklanej jest megamotywująca, ale zdaję sobie sprawę, że to nie jest zdrowo. Wymiary:

Talia -6cm (sic!)

Brzuch -3cm

Biodra -3cm

Udo -1cm

Koniec smętów, wrzucam dwie fotki - jedną z obiadu: ryba z porem i pieczarką, drugą ze śniadania: pasta łososiowa (nie będę już wrzucać przepisów, trochę nie chcę mi się tego robić - jeśli któraś z Was jest zainteresowana - pisać - wszystko udostępnię):

 

No! Am, am, am!

Nie będę już wypisywać poszczególnych posiłków z ostatnich dni, bo dużo tego było, nagotowałam się w minionym czasie, nie pamiętam etc. Jak mi się przypomni to będę robić zdjęcia i wrzucać. Z ciekawszych rzeczy miałam na przykład pastę awokado, ale zupełnie mi nie zasmakowało i wyrzuciłam :). Wczoraj i dziś, już zarówno ciekawe jak i smaczne, tortilla z kurczakiem, ananasem i szpinakiem na ostro ... mm ... Przekonuję się do szpinaku, choć rewelacyjny nie jest.

Co jeszcze? Nadal chodzi za mną pizza (to się chyba nigdy nie skończy), a ostatnio też, czego się nie spodziewałam, słodycze. Byłam we Fresh i patrzyłam na te wszystkie rafaello, milki, wedle, pączuszki, czekoladowe kulki, rożki ... Raczej nie ma już siły żebym coś z tego ruszyła, ale pojadłoby się. Nawet sobie wyobrażam czasem te wszystkie tuczące smaki i czuję się jakbym rzeczywiście to zjadła! Muszę poprosić dietetyczkę żeby mi dała następnym razem więcej fit deserów, bo widocznie mój organizm ciągnie do słodyczy na podniebieniu ...

Tak na marginesie, byłam w kinie i widziałam DOROCIŃSKIEGO! Jest tak przystojny, słuchajcie ... bardziej niż na ekranie. Szedł sobie po kinie jakby nigdy nic, chyba z 20cm ode mnie i jeszcze na mnie SPOJRZAŁ! Aż mnie dreszcz przeszył, choć jeszcze nie wiedziałam, kto to. Dopiero później się zorientowałam, że to ON <3 (tak, wiem, głupia ja).  Gdzie produkują TAKICH facetów? Mój chłopak stał gdzieś obok z nietęgą miną ... haha ... ;D.

Ciekawy artykuł był ostatnio na vitalii, chyba nadal jeszcze widnieje w głównych, mianowicie o planowaniu treningu. Jest coś takiego, że ciało po pewnym czasie przystosowuje się do tych samych treningów, podobnego obciążenia itd., dlatego trzeba to wszystko urozmaicać, a gdy osiągnie się swój cel - podtrzymywać (są tak zwane mezocykle między treningami właściwymi). Też chcę sobie zaplanować trening! :) I zrobię to, kiedyś, jak znajdę czas ...

Refleksja na dziś: kiedy jem chciałabym wyglądać tak, jak kobieta z mojego avatara ... (pogrążona w marzeniach).

Do spisania następnym razem!

17 listopada 2014 , Komentarze (13)

Coś mam gorszy nastrój ... Dlaczego on musi się tak ciągle zmieniać? ;p To trochę męczące. Za dnia było okej, nawet myślałam sobie, że dieta i ćwiczenia służą mi, bo jakoś bardziej ogarniam wszystko inne. Chodzi o to, że dzięki temu i mierzalnym sukcesom w postaci utraty wagi, mam poczucie pewnej efektywności, uczę się obierać cel i do niego dążyć. Jednak jest to bardzo żmudna droga, bo w sumie trwa to tylko tydzień, a ja się czuję jakbym ze dwa miesiące tak żyła. No i jak sobie pomyślę, że w tydzień spada tylko kilogram, to aż mi się wydaje to niewiarygodne, nieosiągalne. Może powinnam zrezygnować z wagi? A nie postawiłam ją sobie w pokoju i ważę się kiedy tylko mam czas i przechodzę obok, czyli mniej więcej rano i wieczorem. Poza tym, wiadomo, są wahania (ciuchy, wcześniejszy posiłek, @) i bardzo to demotywuje. Czasem myślę o takiej wielkiej i tłustej pizzy. Jeezu, jak ja ją uwielbiam! Powiem Wam, że pizza jest rozwiązaniem na wszystko: nudę, stres, smutek ... Nie mam za bardzo siły na ogarnianie studiów, nie chcę mi się. Najchętniej walnęłabym się spać, a poza tym czytała książki, które chcę i zajmowała się dietą, ćwiczeniami.

Dzisiejsze menu:

Śniadanie: dwie kromki chleba pełnoziarnistego z białym i żółtym serem, sałatą i papryką.

II śniadanie: pomidor z serkiem granulowanym.

Obiad: makaron z bakłażanem.

PRZEPIS (dla 2-óch osób): 

Bakłażana 1 małego pokroić, obficie posolić, odstawić na 15 minut a potem przepłukać. Posiekać 1 cebulę i podsmażyć na 1 łyżce oliwy, dodać 2 rozgniecione ząbki czosnku, 200g mielonego mięsa wieprzowo-wołowego. Po kilku minutach przełożyć do garnka, podlać trochę wodą i dodać pokrojonego w kostkę bakłażana, 2 średnie pomidory obrać ze skóry, zmiksować i dodać do warzyw.(mogą być z puszki) Dosypać oregano, bazylię i natkę pietruszki, sól, pieprz, słodką i ostrą paprykę. Podawać z makaronem tagliatelle, penne lub świderkami. 

Wygląda to mniej więcej tak:


Przekąska: bułeczka drożdżowa z nadzieniem serowym + jabłko

Kolacja: zupa-krew marchewkowa z curry.

PRZEPIS:

Na oliwie podsmażyć posiekaną cebulę i pokrojone w kostkę marchewki. Dolać sok pomarańczowy, łyżeczkę startego imbiru, łyżeczkę curry i wszystko pogotować 15 minut, doprawić solą i pieprzem, dodać łyżkę jogurtu i wszystko zmiksować. Posypać na talerzu posiekanym szczypiorkiem.

Ja dodałam pietruszkę zamiast szczypiorku.

Zdjęcie:


To na tyle dziś, idę dalej smęcić.

17 listopada 2014 , Komentarze (5)

Strasznie dawno mnie tu nie było, przynajmniej tak się wydaje, ale w ostatnim czasie kompletnie nie miałam wolnej chwili, nawet dziś ledwo ja znalazłam. Może jednak uda się coś naskrobać ^^. Więc tak, może najpierw SPRAWOZDANIE sprzed tych trzech dni. Będzie w skrócie, bo już nie pamiętam wszystkiego

CZWARTEK

Trzymałam się diety do wieczora, kiedy spotkałam się z chrzestną i miałyśmy obchodzić jej urodziny. Zapierałam się rękami i nogami, ale po długich naleganiach, spróbowałam jej ciasta tiramisu na koniuszku widelca i wypiłam jedno małe, niskoalkoholowe piwo. Na wieczór skubnęłam trochę sunbites, ale jakoś dało radę! Wróciłam późno do domu i nie udało mi się przygotować jedzenia z przysłanego dla mnie planu, więc postanowiłam jeszcze w piątek dojeść, co zostało z wcześniejszych dni. Nie pobiegałam też, tylko poszłam w smaczną kimę :). Śniadanko miałam dobre, zrobiłam przepis vitalijny, turecką jajecznicę z fetą:

Całkiem dobre! Składniki: 2 jajka, pomidor, plaster fety, szczypiorek, pieprz, sól, oregano, bazylia (polecają jeść z ziołami prowansalskimi, ale akurat nie miałam).

PIĄTEK

Dojadłam to, co zostało: jakieś ryże z warzywami, resztkę sunbites'ów i było smacznie i generalnie legalnie :D. Niestety, znów nie ćwiczyłam, bo wróciłam do domu o 23. Miałam taki zamiar o.o, ale doszłam do wniosku, że trening byłby nieefektywny. Zarówno w ten, jak i następny dzień, jadłam jajecznicę z pieczarkami i cebulą - żaden wynalazek, ale i tak smacznie, nawet lepiej tak, niż po turecku (ale byłam jajecznicowa w ostatnich dniach!):

SOBOTA

PIERWSZY DZIEŃ DIETY według planu od dietetyka:

Śniadanie: jajecznica z pieczarkami i cebulą.

II śniadanie: 2 kromki chleba pełnoziarnistego z szynką z indyka, połową pomidora i rzodkiewką.

Obiad (tu wstawiam cały przepis): Kurczak z papryką w curry: 

Przepis na 2 porcje. Marynata: 1 łyżka oliwy, 1 łyżka soku z cytryny, 1 łyżeczka octu winnego,1 łyżka przecieru pomidorowego lub soku, 1 łyżeczka curry, po pól łyżeczki kurkumy, imbiru i cynamonu. Marynatą obtoczyć pokrojoną w kostkę 1 pierś z kurczaka i włożyć do lodówki. W tym czasie na łyżeczce oliwy podsmażyć pokrojoną 1 małą cebulę, dodać posiekane 2 ząbki czosnku, a następnie pokrojoną w kostkę paprykę. Przełożyć do garnka, podlać odrobiną wody i dusić kilka minut. W tym czasie na rozgrzanej patelni lekko podsmażyć kurczaka, a potem przełożyć go do warzyw i dodać sos: 4 łyżki mleka kokosowego, 1 łyżeczka curry, po pół łyżeczki słodkiej i ostrej papryki. Dodać ugotowany al dente ryż lub podać osobno. Podawać z kalafiorem z wody. Do tego szklanka soku pomarańczowego. Niestety, nie udało mi się zrobić zdjęcia ;/, ale polecam, bo pycha!

Przekąska: 2 kromki chleba chrupkiego z dżemem morelowym + banan 

Sprostowanie :) : Tak miało być w planie, ale poszłam z chłopakiem swym do kina i zjadłam garść sunbites'ów (uzależnienie!) zamiast banana (hahahaxD) i nie miałam chleba chrupkiego, więc zjadłam kromkę pełnoziarnistego.

Kolacja: kromka chleba z plastrem twarogu chudego, kawałkiem ogórka i rzodkiewką (tu przepisowo).

No i niedziela. Postanowiłam dublować dni z planu, więc jadłam dziś to samo - tym razem na 100%. Dodatkowo wreszcie znalazłam czas na bieganie, jeee!, i całe szczęście! Byłam dziś w pracy i dostałam 50zł, a chłopak oddał mi jeszcze zaległe 20zł i w drodze zgubiłam w sumie 70zł (pieniądze miałam w kieszeni ... głębokiej ...). Musiały mi wylecieć, bo nikt obok mnie nie stał. Niedziela pod wieczór = mało ludzi. Po drodze jeszcze byłam świadkiem misji ratunkowej strażaków, którzy zajęli się jakimś potłuczonym nieźle samochodem, ale żadnych ludzi nie widziałam. Wracając, to wkurzałam się niemożebnie i myślałam, że coś rozniosę. Do tego, moja babcia zawracała mi głowę jakimiś pierdołami i nie czaiła sugestii, że ,,potem", że ,,niezbyt odpowiednia chwila". Więc tak ... pracowałam dziś za darmo :(. Plus, muszę przeżyć do środy na 30zł. Chyba jakoś pociągnę ... Na szczęście odstresowałam się podczas biegania, i dobrze! Interwał dobra rzecz ;P.

No i tyle właściwie, jutro powinnam mieć coś dobrego, więc może wstawię smakowite fotki! Jutro będę się oficjalnie ważyć i mierzyć - jak zajrzę, to też zamieszczę wyniki. No i, kochane, udało mi się już zrzucić 1,3kg! To razy 13 poproszę :D. Szkoda, że to nie jest koncert życzeń, ale w sumie najlepiej jest dażyć do celu niż go osiągać - chyba. No ale dziś wszystko jest pod znakiem CHYBA.

W grupie teatralnej, w której działam, jednak zostaję, bo zastanawiałam się nad rezygnacją z powodu braku czasu. Właściwie to cieszę się, że w końcu podjęłam tę decyzję, bo wiąże się to z tym, że pasja się zachowa, i wspaniali ludzie ... a nie tylko obowiązki. Natomiast ich natłok jest przerażający o.o. I nie wiem czy mi się uda motywować, dopingować, wspierać razem z Wami cudownymi przez najbliższy czas. Postaram się bardzo bardzo. Trzymajcie kciuki żebym dała radę ze wszystkim. Ja trzymam za Was.

Dobranocka. 

12 listopada 2014 , Skomentuj

Chłopak zadzwonił pogadać, a z planem można wiele kombinować, także POZYTYWNIE ;).

12 listopada 2014 , Komentarze (10)

Cześć,

wstawiam zdjęcie obiecanych placuszków z wczoraj (i z dzisiaj też):

Smakowite!

Dziś nie ćwiczyłam, bo mam zakwasy po wczoraj :-), poza tym organizm też musi się przyzwyczaić, dlatego póki co, ćwiczenia 3x w tygodniu (następne jutro). Jedzeniowo dzień wyglądał tak:

  • Śniadanie: powyższe placuszki z musem jabłkowym, jogurtem naturalnym i zasypką z gorzkiej czekolady
  • II śniadanie: sałatka grecka (uwielbiam!)
  • Obiad: makaron penne z włoskimi warzywami w przyprawach z cebulą i czosnkiem
  • Przekąska: ciasteczka bananowo-owsiane (w pracy zasmakowały ^^)
  • Kolacja: risotto szpinakowo-pomidorowe + kanapka z twarogiem półtłustym i rzodkiewką

Także znowu dojadanie :). Ten mix na koniec to dlatego, że risotto było bardzo mało. W międzyczasie zjadłam też parę sunbites'ów. Chyba nie ma tragedii.

Dostałam dziś plan od dietetyka. No i w związku z nim mam trzy dylematy. Pierwszy dotyczy, jakby to napisać ... logistyki. Produkty są dostępne w każdych sklepach, więc nie ma problemu, ale w niektórych przepisach trzeba dodać po trochu rzeczy takich jak: mleko kokosowe, przecier pomidorowy czy ananasa z puszki. Rzecz w tym, że kurczaka wsadzę do zamrażarki, nie ma sprawy, ale gorzej z wyżej wymienionymi. Bez sensu otwierać puszkę ananasów kiedy zużyjesz jeden plaster owocu na przykład. A ja jem sama i nikt po mnie nie doje. Druga rzecz, to nie widzi mi się codzienne przygotowywanie nowych, co najmniej 2-óch czasochłonnych posiłków, zwłaszcza, że w tygodniu naprawdę nie ma kiedy :(. No i kolejna, ostatnia już, rzecz. Przez te dwa dni czułam się w porządku z tym, że to ja wymyślałam sobie z dnia na dzień potrawy, choć nie wiem, na ile umiejętnie były one dobierane (pewnie słabo). Teraz mam wszystko narzucone i co będzie, jak mnie ,,dopadnie" ... ? Coś mi się nastrój pogorszył ... Może to przez rozmowę z chłopakiem, który nie ma czasu nawet pogadać ze mną więcej niż 5 minut dziś. On, jak ma fazę na ,,wzięcie się w garść", to, mam wrażenie, zupełnie o mnie zapomina, idę gdzieś w odstawkę. Wracając do tematu, wiecie, że w diecie mam nawet drożdżówkę z serem? I piwa? ;p A ja się tak pilnowałam ze wszystkim!

To dietowo na tyle, trochę smutno, bo czuję wahania motywacji.

Dodatkowo, dziś zaczęła się praca i wszystko po kolei, doszedł stres. A że mam pracę, w której przebieram tak naprawdę rękami i nogami, bo okazuje się, że nie ma dla mnie właściwie żadnej roboty, to jest jeszcze gorzej niż jakby było jej masę. Stresuję się tym, że zajmuję się czymś innym, że ktoś to zobaczy (szefowa?!), skomentuje. Muszę szukać innej pracy, ale nie mam ostatnio czasu i chyba zapału. Wiem, że nie ma sensu tam dłużej być, bo wypłaty nieterminowe, stawka minimalna i jeszcze brak zajęcia. Nie wiem jak będzie z tą dietą przy takim tempie. Napisałam maila do tej babeczki z wszystkimi wątpliwościami. Zobaczymy, co odpisze.

Na pociechę, kupiłam dziś sobie zieloną herbatę z maliną - bardzo fajna :). 

MAM NADZIEJĘ, ŻE CHOCIAŻ WY W DOBREJ FORMIE I CIŚNIECIE TAM I ZA MNIE! <3

11 listopada 2014 , Komentarze (9)

Ale się cieszę, że jesteście, wiecie? Naprawdę świetne uczucie, kiedy wchodzę na stronę i widzę komentarze. Czuję gdzieś podskórnie, że nie jestem sama :). Mam masę pozytywnej energii! I powiem Wam, że chciałabym wszystkich nią obdarzyć. Właśnie wróciłam z biegania, być może to wszystko tłumaczy, hehe. Podobno mózg po bieganiu działa podobnie jak mózg heroinisty na haju. Jest to jakiś substytut, ale jednak. Istnieją nawet terapie odwykowe opierające się na ostrych treningach w zamian za ,,krechę" itp. W każdym razie, jestem niesamowicie zaskoczona, bo naprawdę bardzo dawno się nie ruszałam. Nie robiłam absolutnie NIC. Aż tu nagle wychodzę sobie, biegam jakby nigdy nic, nie czuję nawet zmęczenia czy jakichkolwiek trudności, tylko biegnę, biegnę ... Robiłam nawet interwały 0.0. Serio, zadziwiam się ;D. Chyba dwa dni ,,poprawnego" jedzenia nie dały mi aż takiego kopa? No ale, pomyślałam sobie, że mogę brać strój do pracy i biegać po jej zakończeniu do domu. Poruszam się, a jednocześnie zaoszczędzę godzinę, którą przeznaczyłabym na dojazd. Cóż za ekonomia czasu ^^. Jestem genialna. Jeezu, czuję jakbym mogła przenosić góry!

No ale ... Poza godzinnym bieganiem mój dzień jedzeniowo wyglądał następująco:

Śniadanie: Placuszki z płatków owsianych, mąki razowej, jajka i kefiru z podsmażonym na patelni startym jabłkiem, odrobiną jogurtu naturalnego i startą gorzką czekoladą (może jutro uda mi się zrobić zdjęcie :))

II śniadanie: Tutaj, powiem Wam, zaszalałam - 2 kanapki z sałatą, serem białym półtłustym, rzodkiewką i pomidorem ;D.

Obiad: Tagliatelle szpinakowe z kurczakiem i suszonymi pomidorami.

Przekąska: Ciasteczka bananowo-owsiane z dipem.

Kolacja (dopiero będzie): Risotto szpinakowo-pomidorowe.                                                                                                                                                      Większość z wczoraj, ale i tak pysznie :). W ogóle, strasznie się tu edytuje tekst.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.