Start
Wiosna w pełni i człowiek ma od razu więcej energii. Trzeba to wykorzystać i zadbać o siebie. Po raz kolejny zaczynam walczyć o swoją sylwetkę!
Dzisiaj waga rano pokazała 84,4 kg.
Mój plan to popularna zasada mż, chyba najlepiej się sprawdzi. I aktywność fizyczna, tak więc zaraz idę ćwiczyć. :)
Do dzieła!
i znowu
Miałam ambitne plany, aby już w marcu zobaczyć 7 z przodu, ale nic z tego. Mamy kwiecień, a moja waga wzrosła do 84 kg. Zamiast schudnąć, to w miesiąc przytyłam 3 kg. Rozpaczać nie będę, bo to się mija z celem. Co prawda odechciało mi się wszystkiego, ale tak być nie może. Do końca miesiąca muszę schudnąć chociaż te 5 kg.
38. Wilczy apetyt
Jaka ja jestem głodna! Mój żołądek zamienił się w worek bez dna. Ciągle coś podjadam, zaglądam do lodówki i szafek, cały czas coś chrupię, a głód nie mija. Na niczym nie mogę się skupić, bo ciągle myślę o jedzeniu. Oszaleć można! Próbowałam poćwiczyć, ale po parunastu minutach poszłam sobie zrobić kanapki. Już sobie wyobrażam, jak waga jutro skoczy w górę, ale ten apetyt jest silniejszy. :( Niech ten dzień się już skończy.
36. Pięć tygodni za mną
Minęło 5 tygodni mojego odchudzania. Na wadze 5,7kg mniej. Byłoby więcej, ale w weekend byłam na urodzinach i zjadłam więcej niż powinnam i waga gwałtownie skoczyła w górę. Trochę szkoda, że każde odstępstwo od normy, od razu skutkuje dużym wzrostem wagi, bo ten weekend kosztował mnie 2,5kg na plus. A wcale aż tak się nie obżerałam. Ale co zrobić, teraz potrzebne są przynajmniej dwa tygodnie aby zgubić te kilogramy. Ech... przytyć to można na pstryk, ale schudnąć to już prawdziwa batalia.
Plan do końcu miesiąca, to zobaczyć w końcu 7 z przodu na wadze. I więcej ćwiczyć, bo z tym u mnie średnio. Pogoda robi się ładna, to może wyciągnę rower. I pracować nad brzuchem, bo to mój największy problem. Pewnie znowu sięgnę po hula hop.
15.
Minął kolejny tydzień i mogę zanotować mały spadek 0,9kg. Pod względem diety było w miarę w porządku (jedynie jeden mały grzeszek w postaci kawałka tortu, ale to był naprawdę mały kawałek :)). Z ćwiczeniami raczej dość średnio (na orbitreka weszłam dwa razy, trochę kręciłam hula hop i parę razy ćwiczenia na boczki), ostatnio dość wcześnie wstaję i wracam wieczorem i tak naprawdę nie mam ani siły ani chęci do ćwiczeń, jestem po prostu zmęczona. Do końca miesiąca nie zjadę do 80kg, jakie było moje początkowe założenie, ale na to też przyjdzie czas. W marcu już na pewno.
7. spadek
Po tygodniu waga pokazała nareszcie mniej, obecnie jest 85,7kg (czyli spadek o 2,6kg). Wiem, że to pewnie w dużej mierze woda itd, ale jestem zadowolona. Taki efekt jest ogromną motywacją do dalszego działania. Ogólnie w tygodniu wszystko poszło zgodnie z planem. Były ćwiczenia (orbitrek, hula hop, potem też dodałam ćwiczenia na boczki Tiffany), z jedzeniem też w porządku, obyło się bez szaleństw. Chciałabym do końca lutego zejść do 80 kg, czyli ponad 5 kg. Trochę dużo, ale może się uda.
1.
Poprzedni tydzień nie był zbyt udany, za dużo jedzenia, żadnych ćwiczeń. Waga wzrosła do 88, 3kg. Nowy miesiąc się zaczął, więc i ja ponownie startuję. Plan na luty to zwiększyć aktywność fizyczną i popracować na odpowiednim jadłospisem.
Dzień 14 - waga w górę
Nie tak miało być. Powinnam chudnąć, a nie tyć. Po tygodniu prawie 2 kg więcej, ech... Ok, przyznaję - trochę więcej jadłam, ale żeby od razu tyle przytyć? Ćwiczę, dużo chodzę, a w spodnie się nie mogę dopiąć. Taki obrót sprawy dopiero demotywuje. :(
Tak poza tym ciągle czekam na wynik egzaminu, mam nadzieję, że zaliczyłam. Był trudny, niby coś napisałam, ale mam złe przeczucia. Praktyka póki co idzie dobrze, oby kolejny tydzień był w porządku.
Przez tę wagę to mam paskudny humor.
Dzień 7 - po tygodniu
Mija tydzień mojego kolejnego podejścia do odchudzania. Małe podsumowanie:
Waga: 86,3 kg (spadek o 1,7 kg - wiadomo na początku spada łatwiej, bo to sama woda)
Odżywianie: z tym bywało różnie, ogólnie starałam się jeść rozsądnie, ale czasami wpadło coś słodkiego - drożdżówka, albo kawałek placka (traktowałam to jak II śniadanie), ale od czekolady trzymałam się z daleka.
Aktywność fizyczna - ćwiczyłam 5 dni w tygodniu, czyli nie najgorzej. Co prawda nie były to żadne wymyślne ćwiczenia, raczej dla przyzwyczajania organizmu do ruchu.
Tydzień nie należał do najbardziej udanych, ale też nie było beznadziejnie.
Do końca lutego chciałabym schudnąć do 80kg, czyli ponad 6 kg do zgubienia. Taki jest plan.
Tak poza tym od jutra zaczynam praktykę, która potrwa ponad miesiąc, więc skończy się siedzenie w domu. Z jednej strony się cieszę, że w końcu się czymś zajmę, ale z drugiej boję się, czy dam sobie radę. I będę musiała wstawać o 5 rano, aby dojechać na miejsce.
Dzień 4 - niełatwe początki
Tak jak sobie obiecałam, tak od poniedziałku wzięłam się w garść, a przynajmniej się staram. Przestałam się objadać, plan jest aby jadać 4, maksymalnie 5 posiłków w ciągu dnia. I ćwiczę, chociaż przyznaję, że trudno mi się zmobilizować. A moja taka ćwiczeniowa seria to 5 min rozgrzewki, 10 min ćwiczenia na boczki, potem wskakuję na orbitreka na 20 min, a na koniec 20 min kręcenia hula hop. Wiem, żadna rewelacja, ale moja kondycja jest beznadziejna i nie chcę się zniechęcić. Jeśli nawet te ćwiczenia nie przyniosą żadnego efektu, to przynajmniej mam świadomość, że coś robię i samopoczucie jest lepsze i przez niecałą godzinę nie leżę na kanapie, więc jest postęp. :) A z czasem na pewno zmodyfikuję ten plan ćwiczeniowy.