Cześć Laseczki :)
Wiele z Was pisze czasem, że vitalia nam pomaga, vitalijki wspierają albo kopią w dupkę, ale - że vitalia uzależnia! A teraz ta dam! Potwierdzam, uzależnia :))
Jeszcze przed przyjazdem mojego Kochania kartę z vitalią miałam otworzoną non stop, w sumie spędzałam tu jakieś 4-5 godzin dziennie (i mogłam odwiedzić większość Waszych pamiętników). Teraz znowu miałam kilka dni przerwy, kiedy czasu brak, albo jestem tak zmęczona, że wieczorem tylko lulu. No i stałam się dość marudna, humorzasta, a swojemu chłopakowi mówiłam, że przez randki nie mam czasu na vitalię :)))))) No ale w końcu dzisiaj wpadłam, zdam Wam szybciutką relację jedzeniowo-ćwiczeniową :) A jutro ważenie i mierzenie! Znowu trzymajcie kciuki, w ubiegłym tygodniu pomogło :))
Sobotnie menu:
7.30 śniadanie - jogurt naturalny, muesli, otręby, borówka amerykańska - ok. 360 kcal
10.30 II śniadanie - batonik zbożowy o smaku cappucino - 105 kcal
13.30 obiad - pierś indyka gotowana, ogórki z jogurtem naturalnym, batonik zbożowy - ok. 480 kcal
16.30 podwieczorek - nektarynka - ok. 60 kcal
19.00 kolacja - sałatka (jajko, plasterek chudej wędliny, pomidor) - ok. 150 kcal
2 kawy w ciągu dnia - po 45 kcal
Razem: ok. 1245 kcal :)
Ćwiczenia - remont u babci. Urobiłam się jak dzika świnia, 7 godzin tapetowania, odkurzania, prasowania, mycia sufitu, malowania okien i drzwi. Urgh! Pisałam już gdzieś kiedyś, że nie lubię sprzątać?? :P I jeszcze wieczorem sporo chodzenia.
Niedzielne menu:
11.00 śniadanie - jogurt naturalny, muesli, otręby, borówka amerykańska - ok. 360 kcal (nie będę dodawać zdjęć posiłków, które powtarzają się w jednym wpisie)
13.30 obiad - pierś indyka gotowana pikantna, ogórki z jogurtem naturalnym, 2 ogórki małosolne - ok. 480 kcal
16.30 podwieczorek - nektarynka - ok. 60 kcal
19.00 kolacja - serek wiejski z truskawkami - 179 kcal
2 kawy w ciągu dnia - po 45 kcal.
Razem: ok. 1169 :)
Z ćwiczeń: trochę chodzenia, ok. 1 godz. rower (rekreacyjnie, z chłopakiem) :D
Poniedziałkowe menu:
10.30 - śniadanie - jogurt naturalny, muesli, otręby, 1,5 nektarynki - ok. 360 kcal
13.30 II śniadanie - batonik zbożowy - 70 kcal
16.30 obiad - pierś indyka gotowana curry, ogórki z jogurtem naturalnym, 2 ogórki małosolne - ok. 480 kcal
19.00 kolacja - koktajl z jogurtu naturalnego i nektarynek - ok. 200 kcal
2 kawy w ciągu dnia - po 45 kcal.
Razem: ok. 1200 kcal :)
Ćwiczenia: sporo chodzenia, ok. 30 minut rowerem (tempo rekreacyjne), ok. 50 min. gry w badmintona z chłopakiem :))) Muszę Wam powiedzieć, że nieźle się nabiegałam i nawyginałam, a ręka boli mnie jeszcze dziś od mocnych uderzeń paletką :) Jak uda mi się namówić chłopaka, to będziemy grali częściej, bo świetnie się bawiłam i sporo ruszałam :)
Dzisiejsze menu:
10.00 śniadanie - jogurt naturalny, muesli, otręby, 1,5 nektarynki - ok. 360 kcal
13.00 II śniadanie - arbuz - ok. 60 kcal
16.00 obiad - ryż, jogurt wiśniowy - ok. 480 kcal
19.00 kolacja - sałatka (jajko, plasterek chudej wędliny, ogórek, pomidor, papryka czerwona) - ok. 180 kcal
2 kawy w ciągu dnia - po 45 kcal.
Razem: ok. 1170 kcal :)
Ćwiczenia na dziś: prawdopodobnie 8 min. nogi i stretch, może trochę dywanówek i skakanki :) A wieczorem postaram się wyciągnąć Kochanego na rower i badmintona :)
Edit: Zaliczyłam 8 min. nogi i 8 min. stretch, trochę brzuszków, ćwiczeń na cycki i duuużo ćwiczeń na ręce :) Ponadto 1 godz. 10 min. jazdy rowerem- tempo rekreacyjne, ale i tak czasem krzyczałam chłopakowi, że wolniej ;) No i 50 min. badmintona - ręka boli mnie tak, że szok! Ramię, bark, nawet palce od kurczowego ściskania paletki ;) Razem ćwiczeń: ok. 2 godz. 30 min. ćwiczeń :) Dzień baaardzo dobrze zaliczony ćwiczeniowo :) A odnośnie dwóch dni u babci... Był ciężki zapierdziel, a jeszcze musiałam uparcie odmawiać delicjom, słodkim napojom i kanapkom, które zrobiła moja ciocia. Przecież miałam swoje pojemniki z dietową szamą. Kiedy ciocia mówiła do mnie 20 razy, żebym zjadła kanapkę, ja uparcie mówiłam 20 razy, że nie, dziękuję. W końcu powiedziała takim tonem - ni to zdenerwowanym, ni to zgryźliwym (znacie ten ton, prawda?): "No co ty, na diecie jesteś?!". Na co ja dokładnie tym samym tonem "No co, a nie widać?!". Uspokoili się z namawianiem i dali mi zjeść moją szamę o odpowiednich godzinach :)
Wiecie, 15 kg już mi spadło, widzę zmianę po sobie, jestem obsypywana komplementami od chłopaka i mojej mamy (która wspiera mnie, jak może). Ale to osoby, które wiedzą o mojej diecie i o moim spadku. Natomiast w ubiegłym tygodniu spotkałam się ze znajomymi, którzy nie widzieli mnie jakieś 1,5 miesiąca - tak szczerze to oczekiwałam jakiegoś komentarza - ale ni chu chu! Może nie zwrócili uwagi, może nie zauważyli mojego schudnięcia, a może zauważyli, ale nic się nie odezwali. No nic, przebolałam. W tę sobotę widziałam się z przyjaciółką - nie widziałyśmy się też jakieś 1,5 miesiąca, kiedyś wspomniałam jej, że jestem na diecie - też ni chu chu! God dammit, how could it be possible! Ale też wytłumaczyłam sobie - że przyjechała do mojego miasteczka na koncert, że nie zwróciła uwagi, że nie przyjrzała się. No ale kurde, muszę dochudnąć do października więcej, żeby w październiku BYŁO WIDAĆ i żeby wszystkim szczęki opadły ;)
Humor mi się zepsuł po tych spotkaniach, na których nikt nic nie zauważył. A że jestem na diecie 78 dni (sic!), to jest ciężko, motywacja spada, przydałaby się jakaś mobilizacja! Ale ale... w niedzielę mama mojego chłopaka zapraszała nas na herbatę. Chciałam iść koniecznie, bo nie widziałam się z nią 5 tygodni (cały pobyt Kochania za granicą) a ją uwielbiam :) Ona mnie też :) Poza tym ona zauważa we mnie takie rzeczy, których ja sama nawet nie widzę (na przykład że bardzo ładnie chodzę) ;) Dziewczyny, Wam wszystkim życzę takich teściowych, bo czuję, że swoją wygrałam na loterii :) Od teściowej pożyczyłam stepper w maju, ale mówiłam wtedy, że chcę złapać trochę kondycji (taa, jasne). Poszliśmy, i w pierwszej wymianie zdań mama mówi:
- Kamila, ale Ty schudłaś! Buzia mi się zaczęła cieszyć i byłam uchachana do końca dnia :) Powiedziałam jej, że tak, że cieszę się, że widać. Że tuptam na stepperze, ćwiczę itd. Ona się zaniepokoiła, czy się nie głodzę, ale powiedziałam, że jem, jem, jem zdrowo :) Na to mama: a to zrobię wam kolację - kiełbaska smażona z białym chlebem z masłem. I oczywiście postawiła talerzyk z ciastami (a piecze wyśmienicie). Nic nie skubnęłam, moją porcję zjadł chłopak ;)
Dziewczyny, to jest najlepsza nagroda za nasze wysiłki - kiedy ludzie zauważają, że się zmieniamy, że schudłyśmy :) Ja chudnę dalej, bo chcę przeżywać to uczucie za każdym razem, kiedy spotkam się z dawno niewidzianymi znajomymi czy rodziną :) Chudnijcie razem ze mną! :* Buziam :*PS. Moja nowa piosenka - śpiewać na melodię coca-coli (coraz bliżej święta, coraz bliżej święta) - "Juuuż jutro ważenie, juuuż jutro ważenie" :)
PS. 2. Motywacja - nie chore wychudzenie, ale wysportowane, zdrowe ciało! I uśmiech na mordce :)