Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie lubię sportu. Pływanie to jedyne co toleruje mój organizm. Czas to zmienić, tyję coraz bardziej, zajadam stres. Bardzo chcę zmienić w sobie to, że chęć na jedzenie przerobię na sport :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 76141
Komentarzy: 1511
Założony: 20 stycznia 2013
Ostatni wpis: 29 stycznia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Tazik

kobieta, 34 lat, Wrocław

177 cm, 84.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 marca 2013 , Komentarze (9)

Nie stanę nas wagę. Nie stanę na wagę... NIE STANĘ NA WAGĘ !!!!

Tak się musiałam ganić w myślach. Obiecałam, że przed świętami to przed świętami i koniec. No!




Witajcie Koteczki :)

Przeżyłam jakoś ten uczelniany chaos. Ciężko było, ale jest i cudowna wiadomość- jutro mamy dziekańskie, więc oznacza to dla mnie wolne !!! Ha! Cudownie Wczoraj miałam baaardzo kiepski dzień, padałam ze zmęczenia, spałam na stojąco. Wróciłam, szybko tylko kąpiel, leki i do spania.


Dzisiaj wstałam pełna energii! Czuję się dużo lepiej, gardło mnie jedynie pobolewa, ale gorączka zniknęła.. A to oznacza jedno- jutro idę biegać !! Wreszcie !! Po calutkim tygodniu przerwy No niestety, ale czas rozruszać ten zaleniony tyłeczek


Załatwiłam masę spraw- dziekanaty, biblioteki, zajęcia, część zaległości... I wszystko mi się tak pięknie układało, że aż trudno było w to uwierzyć.
Wiecie, chodzi o takie drobnostki, które jak ma się pecha- potrafią skutecznie utrudnić życie. Zepsuty tramwaj, spóźniony autobus, nieuprzejma pani w kiosku, pijany facet, który cię zaczepia- no masa rzeczy.
A dzisiaj wszystko było pięknie!


Ale zacznę od początku. Od tego, że na początku dnia oddałam całe swoje starannie naszykowane jedzenie, które miało być na cały dzień.
I podszedł do mnie chłopczyk i poprosił nie o kasę, tylko o jedzenie. Dałam mu to co miałam naszykowane, jak się widziało jego uśmiech i to, z jakim apetytem się rzucił na to wszystko, serce się krajało.


Milion razy każdy z nas słyszał o zasadzie pewnych następstw naszego postępowania. To, że jakaś rzecz przyciąga za sobą kolejną- podobną. Zrobisz coś złego- zło wraca. Zrobisz coś miłego- coś miłego przytrafi się tobie. Jestem całkiem sceptyczna, ale lubię (ba! uwielbiam wierzyć w taką karmę) ;)

Wczoraj miałam naprawdę straszny dzień.
Dzisiaj wszystko się układało po prostu idealnie!
Muszę częściej oddawać jedzenie


W związku z tym moje menu jest dzisiaj w fatalnym stanie:
1. 6:00- owsianka (+rodzynki, kokos, cynamon)
2. 13:00- grahamka (+ser, szynka, ogórek, sałata)
3. 16:00- kabanos
4. 20:30- marchew, garść orzechów


Za mało, stanowczo za mało jak na mnie, brak regularności... Ale o dziwo, jakiś też podejrzanym trafem nie byłam głodna (aż się wierzyć nie chce, że ja to piszę!
"nie byłam głodna" + "ja"= wręcz niemożliwe !!!


Kochani, straszna myśl mi wczoraj przyszła do głowy.
"Trzeba schudnąć, żeby się nie cisnąć w autobusach".
Wczoraj siadały koło mnie osoby o podobnej do mnie budowie- no i luzu to nie było !
Bardzo nie lubię się cisnąć na siedzeniach, nie lubię jak się ktoś ociera, no po prostu NIEEE .... A tu nie ma jak i gdzie uciec !.. Chciałam się ścisnąć, no nie szło. Muszę dać sobie tę swobodę i wygodnie siedzieć, a nie na bezdechu i sprawdzać
 "czy aby nie zajmuję dwóch siedzeń"
Oczywiście troszkę przesadzam, ale dwie tęższe osoby obok siebie na siedzeniach i jest tłok, no taka prawda.

Lecę poczytać co u Was :) A potem do spania, bo jutro w ramach przypływu energii ogarnę dom ! Święta w końcu idą !

Buziolki !!! Śpijcie smacznie :)


24 marca 2013 , Komentarze (49)

Kochani !!!

Dzisiaj nie biegałam z powodu choroby !
Zatkany nos, jakieś dreszcze ... No po prostu bałam się, że się załatwię jeszcze bardziej (chociaż już sięgałam po buty do biegania ).
Ale niestety- siedziałam w domu, co skończyło się małym nadgonieniem studenckich zaległości- swoją drogą, piąty rok <!>, magisterka, powinni nam odpuścić... Ale gdzie tam ! Jeszcze żebym medycynę studiowała, rozumiałabym natłok nauki. No ale przecież co ja, czepiam się...! Humanistyczne studia też są wymagające- i bardzo potrzebne do życia

A dostałam maila od promotora:
 "Dobrze gdyby się pani zjawiła w środę na zajęciach"
Myh, myh, myh...



Także teeego.... Muszę się jutro jeszcze zająć poważnie szkołą, wtorek, środa, czwartek mam starcie na uczelni- trzymajcie proszę kciuki, żebym wyszła jakoś z tego..!


Co ja dzisiaj zjadłam ???...(zaczęłam sobie wszystko zapisywać! po to by sprawdzić, ile grzeszków mi wpada!)

1. Otręby owsiane z mlekiem (+ cynamon, rodzynki, kokos, jabłko i troszkę banana), kromka razowca z szynką i żurawiną
2. Kotlet z surówką z zielonych pomidorów i 3 plastrami świeżego ananasa
3. "Kolorowy talerz": pomarańcza, jabłko, marchew posypane cynamonem
4. Mała pizza na otrębowym cieście :)
5. 2 plastry chudego białego sera z dżemem pomarańczowym i cynamonem


Dobrze robi mi to zapisywanie, bo np. po dzisiejszym dniu stwierdzam, że owoce i cynamon rządzą w moim menu !

Ta pizza, którą już kiedyś Wam pokazywałam, tak mi smakuje, że zagościła w menu :) Dzisiaj wprowadziłam małe zmiany, spody upiekłam w piekarniku, dodałam pieczarki, a sos pomidorowy urozmaiciłam świeżym czosnkiem i oczywiście ziołami :))



Efekt był taki, że mój brat zjadł większość przygotowanej pizzy chociaż psioczył okrutnie, że to z trocinami, że ciasto nie drożdżowe, że sera za mało...



A ser był tak starty, że w sumie na całość ciasta, poszły tylko trzy plasterki :)


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za miłe słowa i ciekawa jestem co tam u Was? :) Zwłaszcza ucieszyły mnie pozytywne reakcje na Baczyńskiego, jeśli ktoś z Was się wybierze, to dajcie koniecznie znać jak się podobało :) Ale tak jak pisałam Batmanówce :)- nic na siłę! :))

Dobrej nocy i udanego, zdrowego, smacznego i ciepłego wtorku ! :))


23 marca 2013 , Komentarze (15)

Dobry wieczór Kociczki i Kocurki :)

Nadrabiałam dzisiaj troszkę zaległości i wyczytałam, że u Was jest naprawdę dobrze! Spadki, lecą kilogramy, lecą centymetry... Motywacja jest, siła, pyszne, zdrowe jedzonko ... Super!

U mnie sprawy mają się całkiem, całkiem.

Wczoraj miałam bardzo miły dzień spędzony ze znajomymi na kawie, w kinie, a potem jeszcze wpadliśmy na pizzę. To, że miałam masę okazji do pochłonięcia popcornu, chipsów, ciastek, czekolady, a tego nie zrobiłam- uznaję za sukces :)

Wczorajsze popołudniowe menu od momentu wyjścia z domu składało się z dużej garści bakalii, 2 kawałków pizzy z ananasem i bardzo małą ilością sera <to akurat nie mój wybór, taka pizzeria lipna>




Jednak zanim była pizza i pogaduchy, wybrałam się na "Baczyńskiego".
I w tym momencie chciałabym podzielić się z Wami odrobiną moich refleksji, jako, że zauważyłam, iż mogę zostać zrozumiana :))
Z poezją Baczyńskiego mam do czynienia od wielu lat, zakochałam się w jego twórczości, gdy miałam 14 lat- i tak już zostało :) Z racji zainteresowań i podjętej pracy, poświeciłam sporo czasu na zgłębianie tajemnic życia i twórczości Krzysia :)
Jako, że mam małego świra na jego punkcie, przeczytałam napisane biografie,
 a wiersze znam na pamięć- chciałabym Wam powiedzieć, że filmu wyczekiwałam z niecierpliwością!!! Zwłaszcza, że produkcja przybrała większą formę niż zakładano pierwotnie.

Wyszłam z kina oczarowana: słowami, obrazami, oprawą muzyczną...
W mojej ocenie film jest absolutnie warty polecenia, zwłaszcza osobom ,które lubią poezję, które interesują się Kolumbami z rocznika 20':) Ale także dla kogoś, kto ma ochotę zapoznać się z tym fascynującym poetą i zobaczyć eksperyment, rodzaj nowości w polskim kinie :)
Polecam gorąco!


               

                                                           

Aaa, i jeszcze Kościukiewicz naprawdę dobrze prezentował się w roli Krzysia!

       

                                    

Ach, ten Krzyś...




Ok, dobra, już się ogarniam, wracam do rzeczywistości :) Ta rzeczywistość dzisiaj mnie zmusiła do napisania zaległego rozdziału magisterki. Siedziałam ok. 10 h, dałam radę ! :)
Niestety łapie mnie choroba, ciągle przebywałam z zarażaczami- i mam skutki! Wszyscy wkoło smarkają, kichają, kaszlą, za oknem śnieg i -15 stopni, więc... cudnie Piękna wiosna!

Ponieważ bolała główka, drapało gardło, nos się zatyka- od rana robiłam terapię witaminową i czosnkową
1. Na śniadanie były razowe grzanki z masłem czosnkowym <dobre 2 ząbki wyciśnięte, połączone z solą, pieprzem, bazylią i oregano>, plus pomidorek.
2. Drugie śniadanie- 2 marchewki.
3. Obiad- makaron z pieczarkami i pomidorami, duużo przypraw.
4. Podwieczorek- parówka z musztardą <?>
5. Miseczka sałatki: sałata lodowa, pomidor, ogórek, troszkę fety, jajko. Do tego sos jogurtowy, z dodatkiem wegety, ziół i ...ząbku czosnku :))


Jutro wypada mi dzień ważenia, ale świadomie go sobie odpuszczę- bo autentycznie boję się stanąć na wagę. Obawiam się, że moja 7 zmieniła zdanie. Że wróciła 8- ka Więc odpuszczę sobie! Zważę się przed samymi świętami.

Kochani, trzymajcie się cieplutko !!! Bo mróz nie odpuszcza. Dbajcie o siebie, bo choróbska jeszcze szaleją!



I na koniec mam taki fragment wiersza K.K.B., w pewnym sensie tyczy się on  również i nas.. ;)
Oto słyszę, jak w popiół
przemieniam się i kruszę.
I coraz mniejszy ciałem,
wierzę we własną duszę.




21 marca 2013 , Komentarze (13)

Uciekłam.



Potrzebowałam takiego popołudnia, potrzebowałam znowu tego miejsca.
Spokojnego, bezpiecznego, pełnego magii...



Gdzie księżyc jest w zasięgu ręki...



Gdzie pachnie świeżą kawą...



I mam czas na zabawę i taniec z niedźwiedziem...





Gdzie świat sprzyja spontaniczności...



Uciekłam dzisiaj do swojej Nibylandii To jedno z lepszych miejsc, jakie znam...! Zwykle tam zwiewam, gdy mam wszystkiego dość, gdy potrzebuję pobyć sama, kiedy po kilku dniach zawieruchy, odnajduję czas dla siebie i swojego bałaganu myśli...

Kochani, moja nieobecność i milczenie spowodowane natłokiem spraw, nie odbiło się dobrze na moich postanowieniach. Jedzenie woła o pomstę, nerwy zaplątały się w supełki... A teraz podszczypuje mnie jeszcze sumienie, że zamiast sobie bujać w obłokach mogłabym zrobić coś pożytecznego. Jedyne w czym trwałam, to w bieganiu, absolutnie pogoda nie jest dla mnie wymówką, nie ma czegoś takiego, że pada śnieg, deszcz, jest odwilż, to nie będę biegać. Niby czemu?... Bo będę mokra? Hahaha

Nie będę się więc tłumaczyć i wykręcać... Dałam ciała w ostatnich dniach. Czy urwanie głowy, totalne zamieszanie, stres są jednak wymówką?.. Muszę skądś wykopać siły również na ogarnięcie siebie. Dzisiejsze popołudnie jest mi potrzebne, żeby żeby złapać oddech i podnieść znowu swój rozmarzony tyłeczek.

Dlatego nie bądźcie dla mnie zbyt surowi, wracam do gry!
Z nowymi przemyśleniami i pomysłami.

Właśnie poznałyście oblicze Tazika- marzyciela...
I jeszcze chwilkę pobędę w swojej Nibylandii. A wszystkich realistów, którzy od czasu do czasu zmieniają się niepoprawnych fantastów, z całego serca dzisiaj pozdrawiam
Pewnie jutro wrócę już na dobre. Ale dzisiaj jeszcze...

Jestem niesamowicie ciekawa co u Was moi Kochani...
Trzymacie się?
 


Ps. A propos tematu... Dostojewski coś takiego napisał, co zapada w pamięć: „Marzyciel, (…), nie jest człowiekiem, lecz jakimś gatunkiem pośrednim. Mieszka najczęściej gdzieś w niedostępnym kącie, jak gdyby się w nim krył nawet przed światłem dziennym i jak się już raz do swojego kąta dostanie, to tak do niego przyrośnie jak ślimak".

Tazik- ślimak postara się wyrwać jak najszybciej :)

Trzymajcie się Koteczki.

18 marca 2013 , Komentarze (14)

Witajcie Kochani :)

Dziękuję wszystkim i każdemu z osobna za bardzo miłe słowa, dodawanie otuchy, za Wasze wiadomości, zaproszenia i komentarze…  Wybaczcie, jeśli do tej pory nie odpisałam- ja naprawdę nie miałam czasu ! ;)

Ktoś się mnie zapytał, jak to tak, nie mam czasu a takie wpisy robię, kolorowe, hihi… :D Ano, tak jak mówiłam- tak się zorganizowałam w sobotę, że godzinka na Vitalię w ramach rozrywki, inspiracji, pomocy dietetycznej i sympatii do Was- no po prostu musiała być! :D No i ja nie umiem krótko pisać. Taka wada od zawsze ! :P Moje gadulstwo ujawnia się też na piśmie, hihi !

Czy Vitalia to małe uzależnienie?... Możliwe! ;-)

A propos uzależnień.

Kiedyś byłam palaczką. Nałogowo wypalałam papierosy, czułam, że wraz z dymem ulatują też jakieś moje różne roztereczki. Wiecie co? Ja po prostu uwielbiałam palić papierosy ! Trzymać w ręce, zaciągać się dymem, mieć takie 5 minut dla siebie…

Nadal to lubię, chociaż przed kilkoma miesiącami stała się rzecz dziwna. Prozaiczny powód- finanse :D Miałam alternatywę: kupić papierosy albo kupić coś dobrego do jedzenia.

Żarcie zwyciężyło !! Być może moje płuca są mi wdzięczne, ale generalnie przez to jest mnie więcej :D

Nie musiałam jakoś drastycznie walczyć z nałogiem, jedno uzależnienie wyparło drugie. Prawo dżungli: silniejszy zwycięża. Jedzenie wygrało, więc walczę teraz ze skutkami swego nieumiarkowania.

A wczoraj ?? Kupiłam paczkę papierosów. Wracałam od Diabła, znów zdenerwowana, dobra… palę :P Wypaliłam połowę fajeczki i myślałam, że zwrócę, co zjadłam rano ..:D Jest wspaniale! Niby chęć była, ale mój organizm po prostu mówi stanowcze: PROTESTUJĘ!!!

Ostatnio mi protestował jak tostami chciałam sobie dogodzić na noc. Teraz protestuje, gdy chcę palić.. No ciało mi daje tak czytelne sygnały, że po prostu byłabym ślepa i tępawa, gdybym tego nie odczytywała :)

Wczoraj miałam zabiegany dzień, spałam dzisiaj jakieś 3h. Siedzę teraz u Diabełka, który szykuje się już do spania, w końcu chore serce musi dużo odpoczywać. Z jego mieszkania mam blisko stadion, wyszłam dzisiaj na godzinę porobić kółeczka, przebiegłam 12 okrążeń w sypiącym śniegu…

Wyglądałam MILION RAZY GORZEJ, niż ten wspaniały śnieżny twardziel :)

Ja prezentowałam się raczej jak truchtający bałwan :D Ale jest plus! Wyczyściły mi się trochę butki do biegania, które ostatnio ostro wytaplałam, wpadając nieopatrznie w …lepką, wstrętną, brudną (i lodowatą) glinę ! (No bo jak się okazało, była taka wielka gliniasta kałuża, przykryta cienką warstwą lodu, na dodatek posypana śniegiem.. Biegnę, biegnę i  … chlast! prosto w to bagno :p)


Kiciusie, ale się wczoraj ucieszyłam !! Miałam imprezę rodzinną, siedzi mój wujek i tak patrzy na mnie i mówi: „A coś Ty tak zeszczuplała ..?” 

YEEEAAAAAAHHHH !!!!!!! COŚ WIDAĆ :D:D:D KTOŚ WIDZI EFEKTY MOJEJ PRACY ! :D

Z tej radości zjadłam o jedną porcję smakowitości więcej… 

 

NO I MOJE KOTECZKI… POMIMO KOKOSANEK, BATONÓW BAKALIOWYCH, SERNIKA, WINA, PIZZY DOMOWEJ, DESERKÓW Z JABŁEK I ORZECHÓW…

ORAZ DZIĘKI: WIELU WARZYWOM, OWOCOM, ZIELONEJ HERBACIE, MAŚLANCE, PRZYPRAWOM I REGULARNEMU JOGGINGOWI –

MOJA WAGA (PO RAZ PIERWSZY OD LAT :D) POKAZAŁA DZISIAJ ….

SIÓDEMKĘ 7 Z PRZODU !!!!!!

TAK WIĘC NA ŚWIECIE JEST TERAZ 79 KG TAZIKA 

I TYM MIŁYM AKCENTEM POWIEM WAM KOTECZKI:

DOBRANOC!!! opłaca się walczyć!!!

16 marca 2013 , Komentarze (51)

Cześć Kochani Odchudzacze :))

Stanowczo za dużo czasu spędzam tutaj!
Tylko, że to samonapędzające się koło- bo tutaj ładuję akumulatory. Widzę tu tyle inspiracji i pomysłów, czytam to i owo, pogłębiam się tym samym w słuszności swojej decyzji o zdrowszym żywieniu



Ale...wczoraj opadłam z sił totalnie. Bolało mnie kolanko po joggingu, musiałam zrobić masę rzeczy, a nie starczyło mi ani czasu ani siły. To był jeden z tych dni, kiedy nie wiesz za co się złapać, bo tyle spraw czeka. Czułam się okropnie zagubiona i pełna lęku, że nie podołam obowiązkom. Brzuch mnie rozbolał z nerwów, a głowa pękała:

- Kiedy przeczytam te książki do kolejnego rozdziału??
- Kiedy napiszę następny rozdział ?!
- Obiad, obiad... Muszę zrobić obiad...
- Cooo?! 30 stron tłumaczenia na "już" ?! KIEDY to zrobię ???!!!
- Trzeba zawieźć Napoleonkę do weterynarza...
- Ściągnąć firany, umyć okna
- Zaległe prace domowe na uczelnię ?? JAKĄ uczelnię ?! <kiedy ja byłam ostatnio na zajęciach, hmmmm...>
- Pomóc w zorganizowaniu rodzinnej imprezy w niedzielę <lista zakupów, ustalić menu>
- Cooooo ?! Już 16:00 ?! Jadę do Diabełka, do szpitala...

W szpitalu dowiaduję się, że Diabełek wychodzi w poniedziałek <jupi!!!!>
Co oznacza dla mnie jedno- w niedzielę wieczorem, po imprezie, muszę się udać do mieszkania Diabełka by:
- ogrzać mieszkanie, ogarnąć dom, zanieść mu zakupy, zorganizować jakieś jedzenie
- zostać z nim przez kilka dni - zalecenie lekarza ! Nie może być biedak sam...


WIĘC... LISTA RZECZY, KTÓRE MUSZĘ DO DIABEŁKA ZANIEŚĆ.... <znowu nie pojadę na uczelnię??>
 
I KOCHANI- GŁOWA MI PĘKAŁA...


Chciałam się zabierać do wszystkiego od razu, już... Ale ...



Jakoś nic mi nie szło.


Skończyło się na tym, że odwiedziny wieczorne u mamy zostały uwieńczone szybką sałatką z gotowanych pieczarek i kukurydzy (zawsze poprawia mi humor) i... obaleniem butelki wina, z czego ja wypiłam o lampkę więcej



Szyyyybko humor mi się poprawił, pośmiałyśmy się, ponarzekałyśmy, zjadłam kawałek maminego sernika -  i spałam dzisiaj jak zabita (zapita??) ;))


Wstałam.
 Bez paniki.
 Na czczo wzięłam się za sprzątanie <!!!>.
Zaparzyłam cały dzbanek mocnej kawy z ekspresu- i latałam po domu z kawą w jednej ręce, ze szmatą i detergentami w drugiej
Tak oto miałam poranną gimnastykę połączoną z sobotnimi porządkami.
Dom odkurzony, łazienka błyszczy.
Wzięłam się więc za gotowanie.
Zrobiłam obiad, całą michę sałatki na jutrzejsze ucztowanie, oraz deser na dzisiaj.
 

Kokosanki własnej produkcji, mimo, że ozłociły się na górze, są wilgotne, słodkie i idealne do popołudniowej kawy! :))

(2 ubite białka, kokos, otręby, olejek migdałowy, dwie łyżki mleka, miód)- Wszystko wymieszane, odstawione na 15 min. Z tego ulepiłam kuleczki, wyłożyłam na papierze :) 180 st. pieczone były przez ok. 15-20 min. :))



Jeśli Koteczki lubicie kokos i posmak migdałowy (a'la Rafaello) i nie boicie się słodzić miodem- POLECAM GORĄCO ! :))
Pięknie pachną, a przez otręby i mleko- są wilgotne.
Następnym razem do środka wsadzę migdały !!!



Także jak widzę, od czasu do czasu wypicie lampki wina (no dobra, może trzech ...:)) , w dobrym towarzystwie, skosztowania sernika mimo późnej pory- jest POTRZEBNE, żeby człowiek odreagował, pogadał sobie, odpoczął...
Bo dzisiaj wstałam i mam siły !! I dam sobie radę :))
Tak się zorganizowałam, że jeszcze na Vitalię mam czas, a co..
.

Słońce piękne, więc rzeczywiście wyruszam też zaraz na jogging, kolanko ma się lepiej !!! A dzisiaj idę z kolegą na stadion, mamy taki opuszczony, stary stadion- trochę smutny to widok, ale taki dziki stadion pełen brzóz, też ma swój niesamowity urok :))

No to lecę Kotki, trzymajcie kciuki, żebym dała radę, Wam też tego życzę- bo nieraz zwykłe, codzienne sprawy- potrafią przytłoczyć...

"Nie ma innej klęski, oprócz rezygnacji" :))



14 marca 2013 , Komentarze (35)

Czy u Was też piękne słoneczko???

Od razu inaczej na świecie, pomimo mrozu, mam wrażenie, że jest milej i cieplej :))
Dziękuję Kociczki i Kocurki za miłe słowa :)
Prawda jest taka, że dzięki Wam mam ochotę robić smaczne dania, mam ochotę biegać, podzielić się tym z Wami, wieczorem poczytać co u Was- to mnie motywuje do dalszych starań- więc WIELKIE dzięki !!! :))

Wczoraj zaliczyłam ponad 8 km spacer do szpitala. Pomimo mrozu założyłam swoje najlepsze buty- czyli te do biegania :)) Do tego czarne, wygodne spodnie, kurtkę z kapturem, słuchawki na uszy- i zasuwałam na tym mrozie! Wczoraj mi nie wypadał dzień biegania, chociaż nie powiem- czułam pokusę, żeby się porwać na taki dystans. Postanowiłam nie szaleć i nie nadwyrężać się, boję się ciągle, że:
a) zniechęcę się
b) coś sobie uszkodzę, bo bądź co bądź- ciało moje dopiero się przyzwyczaja do wysiłku. Budzi się z odwiecznego letargu



Tak mi się marzy hasać po leśnych ścieżkach w słoneczne dni !


A tymczasem mróz i zima! :))



Z kącika przemyśleń Tazika:

Na początku myślałam, że jestem tu chyba jedyną osobą, która nie ćwiczy ze znanymi trenerkami, nie robi w domu brzuszków, itp. Ostatnio jednak dużo czytałam u Was, że sporo kobitek- podobnie jak ja- nie lubi po prostu tego typu ćwiczeń.
Zobaczyłam, że nie jestem w tym sama, że wiele z nas tego nie lubi, bo się nudzi, zniechęca, męczy...
Żałuję, że nie należę do osób, które mają chęć, mobilizują się i ćwiczą!!!
Naprawdę wielkie brawa dla Was!

To, że tego nie lubię, nie znaczy, że się NIE RUSZAM !!!
Ja natomiast, szukam innych sposobów na aktywność. I chociaż moje ciałko może nie będzie tak ładne, jak po regularnych treningach z Jillian, naszą Ewą czy Mel B- to szukam jakichś atrakcyjnych dla mnie zamienników. Żeby w ogóle się ruszać!! :))

Mój powolny i coraz dłuższy (jupii!!!!) jogging daje mi wiele radości, aczkolwiek czuję, że ciągnie mnie jeszcze do czegoś. Na wiosnę zamierzam kupić sobie rower- taki jakiś skromny, taki na moje potrzeby- nie stać mnie na jakąś full maszynę :))
Myślałam też o jakichś zajęciach grupowych- może nie aerobik, bo znowu wraca moja niechęć do tego typu zajęć, ale np. taniec ! :))

Chyba trzeba naprawdę dobrze dopasować rodzaj aktywności do swoich upodobań i potrzeb. Coś, co będziemy robić z chęcią i uśmiechem na ustach, a nie z przymusu, z odrazą i z myślami: "Nie chce mi się, nienawidzę tego!".
Tak jak z jedzeniem- nie wolno sobie mówić "Nigdy nie schudnę, nie lubię gotowanych jarzyn". Zamiast tego skupić się na tym: "Oczywiście, że mogę schudnąć! Lubię kurczaka, lubię szpinak, lubię to czy tamto"-
Skupiajmy się na tym, co lubimy, co sprawia nam przyjemność !!!
Jeśli są to brzuszki, trening aerobowy, rowerek, joga- świetnie!!! Najważniejsze, żeby znaleźć coś, co się polubi i chętnie do tego wróci ! :))


A z czasem może i ja poczuję moc, by ćwiczyć w domu ??
Póki co- zostaje jogging i pływanie
 KOCHAM PŁYWAĆ!!!



Takie moje myśli na dzisiaj, hihi

Oooo, jeszcze jedna BARDZO WAŻNA rzecz ..! Muszę się tym z Wami podzielić.
Jak wiecie- całe swoje dotychczasowe życie się ...nie ruszałam A w zasadzie ruszałam tyle ile musiałam. Ciałko flaczkowate, ja bez życia i energii. Totalnie nierozruszane, bez chęci na jakiekolwiek zmiany. Sportem było wyciąganie ręki do paczki z chipsami, oglądając filmy wieczorami Lub- nocny marsz do lodówki

Od lutego zaczęłam jogging, wiele razy Wam przypominałam jak wyglądały moje początki- dystans na jakieś 300m był pierwszy, potem dokładałam stopniowo po trochę metrów. Biegam dobre ponad miesiąc, zawsze co dwa dni, bez względu na pogodę. Ona naprawdę nie jest ważna :)) O ile się chce :)

NO ALE KURDE, DO RZECZY KOBIETO...!

Dziś dostałam @. Dlaczego o tym piszę i jest to takie niezwykłe ??? Ponieważ nie czuję nic. Normalnie o tej porze- zwijałabym się z bólu, leżąc na łóżku nafaszerowana środkami przeciwbólowymi. Zawsze odczuwam taki ból w krzyżach, że bez tabletek nie mogę funkcjonować. Ostatnio doszedł do tego potworny ból jajników- po prostu nie mogłam się ruszyć.
A teraz ??? Nic, dziewczyny, nic....
Nie mogę w to uwierzyć ! Każda z nas pewnie sto razy słyszała, że aktywność fizyczna łagodzi bóle menstruacyjne. Oczywiście- "łagodzi" a nie zupełnie "leczy". Jestem załamana, jeśli moje bóle od lat mogły być łagodzone ruszaniem tyłka...
Ależ człowiek jest leniwy i głupi....


Więc dzisiaj też wyruszam w trasę, mimo, że pierwszy dzień @.
Zjadłam cukierki Manille z Wedla- kocham je, tym razem tacie się udało mnie skusić ;)) Ale trudno- trening wieczorem będzie, żeby w biodra nie poszło :))

OBIAD:

Zupa krem :) A'la kartoflanka, dużo warzyw zmiksowanych z koperkiem, czosnkiem
i cebulką. Posypana szczypiorkiem i plasterkiem usmażonej na teflonie szynki :-) Jest bardzo syta i taka nieduża miseczka ma niecałe 130 kalorii.


Drugie danie:


Jako frytkowy smakosz, musiałam wypróbować popularne frytki z selera :))
Przyznam, że zagoszczą one w moim menu !!!
Gdyby mi ktoś powiedział jakiś czas temu, że będę się zajadać pieczonym selerem- chyba bym zeszła ze śmiechu 


Pozdrawiam Was kochani i życzę Wam wszystkiego
SMACZNEGO i PRZYJEMNEGO :)))


13 marca 2013 , Komentarze (16)

Kotki moje, jak zwykle mogę na Was liczyć.
Bo kto, jak nie Wy i gdzie, skoro nie tu- zrozumie problem z jedzeniem?

Dziękuję Wam, ot co!

Ale kochani- dzisiaj jest nowy dzień, u mnie wprawdzie słońca wcale, więc energię czerpię z kawy hihi, ale sił nie brakuje!!!

Zakupy, sprzątanie, gotowanie. No proza życia. Ale dzisiaj jednak jest inaczej.
Normalnie, byłabym przytłoczona tym wszystkim, obowiązkami, jakimiś przeciwnościami losu, swoimi kompleksami, dietą?! Ale nie jestem.
Bo... zaraz, zaraz ?! Jaką DIETĄ ?!


Postanowiłam dumnie wkroczyć w szeregi tych osób, które swojego obecnego sposobu odżywiania nie będą nazywać "dietą". No bo od razu niesie jakieś negatywne konotacje, od razu człowiek myśli: "A tego mi nie wolno, a tego nie mogę..."
MOGĘ - Tylko NIE CHCĘ !




Mogę wszystko !!! Kwestia tego, co wybiorę i jak często będę po to sięgać !


Mój tatuś się uwziął i próbuje mi dogodzić moimi ulubionymi pączkami. Robi to tak często, uśmiecha się chytrze i chyba wie co robi- bo doskonale wyćwiczył już moją silną wolę ! Już nie mam problemu, żeby odmówić, chociaż oczywiście MOGĘ zjeść tego pączka Tylko nie chcę A przynajmniej tak to sobie powtarzam, że po czasie sama w to wierzę, hihi

Zrobiłam obiad dla siebie, Diabełka i dla domowników.


MAKARON (mój ukochany...) z łososiem, czosnkiem, papryką i porem



Podane na ciepło, warzywa się smacznie poddusiły, dodałam makaron i łososia z puszki (znalezisko z Biedronki !)



Niestety nie miałam makaronu razowego, więc dałam taki zwyczajny.

Po obiedzie kawka i deser Moja ulubiona część dnia...
Intensywny aromat pysznej kawy, czekający na mnie deser... Coś wspaniałego !


Dziś proponuję słodkości z jesiennej spiżarni

DESER JABŁKOWO- ORZECHOWY


Na dnie szklaneczek warstwa startych jabłek, wymieszana z cynamonem, rodzynkami i imbirem. Zalane zostały jogurtem naturalnym, z dodatkiem malutkiej łyżeczki miodu i małej ilości rozpuszczonej żelatyny. Później chłodziło się tak ok. 30 min.- i zastygło zupełnie :)
Posypałam kakao i dodałam orzechy włoskie :) Pycha!




Jedna porcja ma max. 150 kalorii :) Dużo?

Lecę znowu do Diabełka, mam nadzieję, że czuje się dobrze i że mu posmakują moje wyroby, hihi..

Trzymajcie się cieplutko !!!!
Ćwiczcie, jedzcie z umiarem, ale i z apetytem!!!







12 marca 2013 , Komentarze (18)

Kochani, dzisiaj miałam ciężki dzień...

I cięższe rozmyślania.
Np. skąd u mnie taka waga?

Owszem, kocham jeść. Uwielbiam kosztować nowych smaków, delektować się ulubionymi potrawami, gotować i serwować dania...

Łakomstwo ?!
Oj tak.


Jednak nie tylko ono przyczyniło się do powstania problemów.

Chciałabym, żeby ten pamiętnik mi pomagał. W szczerym przyznaniu się do tego, co robiłam źle. Żeby służył mi jako pomoc w prowadzeniu odchudzania, obserwowania siebie, zachodzących zmian itd. Dlatego zamieszczam w nim również parę słów o tym, co mnie porusza na innych płaszczyznach niż dieta. Nie zawsze będa to dobre rzeczy...
Ostrzegam, że Nie musicie brnąć przez te moje bolączki i jakieś traumy z przeszłości :-))



Dzisiaj zjadłam w sumie mało. Rano jajecznicę i 2 razowe kanapki z pomidorem i szczypiorkiem. Potem batonik bakaliowy. Potem maślankę i małe marcheweczki z Biedronki, w ogóle to fajnie, że takie zdrowe rzeczy robią- przynajmniej jest jakaś alternatywa, gdy wstępujesz do sklepu by kupić coś "na teraz" do zjedzenia;) A w opakowaniu marcheweczek jest w sumie tylko kilka, ale są malutkie, czyściutkie, obrane i smaczne ;)
Obiad to malutka miseczka pomidorówki z ryżem i rybka z ziołami pieczona w folii. Na obiedzie byłam u taty, bo sam dzisiaj zrobił specjalnie dla mnie Kochany tatuś, hihi

No menu dzisiaj nie powala :)) Porcje były naprawdę małe, ale nie miałam czasu się zbytnio nimi przejmować.

Najpierw pogotowie zabrało mojego przyjaciela do szpitala, więc praktycznie cały mój dzień polegał na załatwianiu spraw z tym związanych- spakować rzeczy, lekarze, później siedziałam z moim chorym Diabełkiem... Oby wyzdrowiał jak najszybciej. Sił ma dużo, no i humorek dopisuje, więc jestem dobrej myśli Wiecie, co było przecudowne? Przyniosłam mu ulubione słodkości na przekąskę, a on tak popatrzył i powiedział, że chce to coś, co przyniosłam sobie na II śniadanie. To były te bakaliowe ciasteczka, bez cukru... A on tak kocha słodycze :)
Wziął jedno, powiedział, że przepyszne i że mam nie zapomnieć o nim, jak będę znowu piec i gotować :)) Mam podwójną motywację- jutro od rana zakupy i przy garach, a potem BIEGIEM do Diabełka. A propos biegów... Diabełek- chory i to na nim powinna się skupiać uwaga- przypomniał mi dzisiaj, że mam iść na jogging ;-) Mój kochany! No to jak wróciłam, pobiegałam- wszystko musiałam dograć czasowo, bo na 20:00 spotkanie z ...byłym. Nadal mam z nim dobry kontakt, więc...

Naszykowałam się, ogarnęłam, makijaż zrobiłam, włosy coś tam tego...
20:05- nie ma go.
20:10- ubieram buty, na pewno już jest na dole.
20:15- co jest ...?!
20:20- wystawił mnie.
20:30- napisałam mu, że jeśli nie zjawi się w przeciągu 5 min., może się nie pokazywać wcale- mnie dla niego już nie będzie.

Mam takie coś, że szybko zapominam czyjeś złe cechy i wyrządzoną krzywdę. I tym razem tak było- zapomniałam już, że był kompletnie niesłowny, nie można było na nim polegać... I milion razy robił mi w ten sposób, że marnowałam czas czekając na niego.
TYM RAZEM JEDNAK TO 30 MIN. WLEKŁO MI SIĘ W NIESKOŃCZONOŚĆ I POSTANOWIŁAM, ŻE NIGDY WIĘCEJ- W KOŃCU ROBIŁ MI TAK CIĄGLE!!!

Pytam i nie wierzę w to, co było ... Wiem, że on się zjawił przed 21:00. Wiem też, że nie zatrzymało go to, co by mi powiedział jako wymówkę. Wiem, że gdzieś się bawił za dobrze i że nie szanuje cudzego czasu, ani tego, że obiecał.

I znów słowa Mikromusic, chodzące mi od wczoraj po głowie:

"Panie losie daj mi kogoś, kto nie zmąci wody w mym stawie.
Kogoś, kto nie pryśnie jak zły sen,
gdy ryb w mym stawie zabraknie.

Gdzie znajdę takiego
pięknie dobrego?
Gdzie znajdę takiego
pięknie dobrego?

Daj chłopaka
nie wariata,

daj nie palacza,
nie biedaka,
daj, nie pijaka,
nie Polaka,
daj nie brzydala.

Prześlij mi chłopaka.
Nie wariata,
daj, nie cwaniaka,
nie pajaca,
daj nie pijaka,
nie Polaka,
daj nie biedaka.
Prześlij mi.

Panie losie daj mi kogoś, kto nie zerwie róż w mym ogrodzie.
Kogoś, kto nie zeżre jabłek wszystkich
i ucieknie za morze.

Prześlij mi chłopaka.
Nie wariata,
daj nie cwaniaka,
nie pajaca,
daj nie pijaka,
nie polaka,
daj nie biedaka."


Wiecie co... Na końcu piosenki i tak dziewczyna stwierdza, że i tak
"chce Polaka"

Nie wierzę w to, że nie ma porządnych facetów. No gdzieś tam jeszcze SĄ, tylko ja nie trafiam. Ot co !



Ale póki co- idę dziś spać przykro rozczarowana. Zaszyję się w kuchni, bo tam mi miło i bezpiecznie Pewnie "dawna" ja- na taką okazję jak dziś, z nerwów zjadłaby całą tabliczkę czekolady i zagryzła chipsami.


JEM, ŻEBY ZABIĆ SMUTEK ...!

czytaj:

JEM, CHOCIAŻ WCALE NIE CHCĘ...!
 


Dziś rozumiem, że to mnie nie pocieszy, nie zrozumie, nie sprawi, że będę się czuła lepiej.

Te wszystkie wywody i wywlekanie moich relacji z niewłaściwymi osobami, prowadzi do poważnej sprawy-
 do narodzin mojego kompulsywnego jedzenia.
Do traktowania jedzenia jako lekarstwa, jedzenia bez smaku, bez emocji, "zapychania" i zagłuszania jakiegoś bólu, pustki.


Uff... ależ jestem teraz spokojniejsza, mogąc przyznać, że mam taki problem. Sama świadomość, że widzę ten problem, powoli też wiem- jak go rozwiązać, daje mi siłę na zmiany !!!



I był jeden bardzo pozytywny skutek tego wydarzenia.
Kiedy dzisiaj byłam bardzo zdenerwowana, nie pomyślałam o tym:


"Nażreć się, zrobi mi się lepiej"


Wiecie co pomyślałam ???

Chyba pójdę ZNOWU pobiegać !!!




Moim pierwszym celem podczas gdy zaczęłam się (który to już raz!...) odchudzać było:
"żeby chęć na jedzenie przerobić na sport".


 JESTEM NA DOBREJ DRODZE !!!
Bo dziś zmierzyłam się z jednym ze sprawców mojej wagi.
Z moim kompulsem wywołanym negatywnymi emocjami i stresem.




Pozdrawiam Was zatem dzisiaj bardzo serdecznie i mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze! :))

Dziękuję Wam za ciepłe słowa i wsparcie :)

Obiecuję jutro buszować w kuchni- w końcu mam potrójną motywację:
- Diabełka
- Was
- siebie !

A jak jak obiecuję- to słowa dotrzymuję.



Buźki, buźki !!!




11 marca 2013 , Komentarze (34)

Witajcie Kociczki i Kocurki...

Od dawna już moja próżność nie została tak miło połechtana przez taką ilość ciepłych i życzliwych słów! Nie spodziewałam się, że moje domowe wyroby będą się komuś tak podobały :)) Dostałam dużo wiadomości- obiecuję odpisać na wszystkie, aczkolwiek na jedno powtarzające się pytanie mogę odpowiedzieć od razu- przepis na batoniki jest w "Moich przepisach" w dziale "Ulubione" :)) O modyfikacji tego przepisu pisałam wczoraj- uprażyłam orzeszki, dodałam płatki owsiane, mniej miodu (jedną łyżeczkę), za to więcej przypraw, olejki i trzymałam dłużej w piekarniku :-)

Bardzo jest miłe to, że ktoś to docenia i mogę się przysłużyć jakimś pomysłem na posiłek :-) Daliście mi energię i przez sekundkę poczułam się prawie jak moja ulubiona Meryl Streep w "Julie and Julia"- widzieliście ten sympatyczny film? :)



Yeaaahhh, pokroiłam cebulkę !!!!

Kocham urzędować w kuchni, kiedyś nawet już szłam do szkoły gastronomicznej... Ale coś mi nie było po drodze. Studia jakieś mi przeszkodziły, czy coś w tym stylu...

Tak się zastanawiałam co by tu dzisiaj zjeść ??? Jak rozplanować posiłki, żeby nie podjadać, nie rzucić się na słodycze itd.

I tak oto powstał pomysł na poobiedni deser, w postaci a'la lodów

MROŻONY JOGURT Z CZEREŚNIAMI



Jogurt naturalny z odrobiną miodu, 2 łyżkami kompotu i kilkoma czereśniami :)

Nie wiem jak Wy- ale ja kocham lody Niedługo przyjdą ciepłe dni, a tej wiosny i lata szczególną uwagę zwrócę na to, żeby przygotowywać w domu mnóstwo koktajlów, sorbetów i lodów własnej produkcji :))
Pomysłów jest cała masa... Zostaje więc jedno- świeże owoce przybywajcie! :-)


Mówiłam już kilku osobom, że jestem szczególnym jajkożercą, hihihi
Ostatnio, poza tradycyjnymi jajkami z farszem pieczarkowym, pokochałam inny, prościutki przepis na smakowite jajeczka, mianowicie takie oto:



Jajeczka nadziewane szynką, koperkiem i szczypiorkiem, z odrobiną jogurtu naturalnego, z dodatkiem soli, pieprzu i ciupki maggi ;-)) Posypane papryczką- uwielbiam je po prostu !!!

A jako, że niedługo Święta- to cieszę się podwójnie- będzie masa pysznych jajeczek hihi  Z nadzieniem z grzybów, z łososiem, z papryką, z suszonymi pomidorkami... Mniaaaam !!!

 

Tak mnie dzisiaj męczy jedna piosenka...
Mikromusic "Takiego chłopaka"  Bardzo miło się słucha i uśmiechałam się przez całą piosenkę- bardzo prawdziwa :-)

"Daj Polaka tak, chcę wariata"...

Aaaa, wiecie co... Po tej pizzy wczorajszej miałam taką energię wieczorem, że znowu przebiegłam ponad 5 km !!! To było świetne uczucie, wymęczyłam się, wróciłam czerwona i mokra, dotleniona i wybłocona. Warto było !

Właśnie to jest dziwne i nie umiem jeszcze jakoś sobie z tym poradzić- chodzi mi zależność między jedzeniem a bieganiem.
Bo tak, gdy biegam:
- RANO na czczo zdycham, nie mam mocy totalnie, ciemno mi się robi przed oczami- przebiegną 2 km i padam..!
- WIECZOREM po spożytej średniej ilości kalorii- mało mocy, średnie dystanse
- WIECZOREM po pysznym jedzeniu - przebiegnę najwięcej!! Tyle mam mocy!


Więc hmm... Mam jeść więcej, żeby więcej przebiec ?? Czy jeść mniej i przebiec mniej ?? Kurka, nie wiem :D Ale chyba wolę zjeść smaczniejsze rzeczy i więcej w trasy wyruszać :-)

A jak tam moje Kotki się dziś mają? Pilnują diety? Ćwiczą? :-)
Miłego wieczoru Wam życzę ! :-))


PS. ODKRYŁAM SWÓJ CEL W TYM CAŁYM ODCHUDZANIU. BĘDĘ ROBIĆ WSZYSTKO, ŻEBY JEŚĆ ZDROWO I PRZY TYM... BARDZO SMACZNIE!!! BO PRZECIEŻ ŻYCIE TO RÓWNIEŻ ...SMAK :)


MOJA WAGA JEST SCHOWANA !!!
ALE WŁAŚNIE TO BY POKAZAŁA :)



Buziolki ! :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.