Chyba się Wam jednak pożalę :(
Myślałam że jestem twarda, ale - chodzi o wczorajsza wizytę u dietetyka.
Dietetyczka zaczęła mnie pocieszać jak się okazało że
schudłam „tylko” kilogram.
Ja oczywiście pocieszenia nie potrzebowałam, bo cieszyłam
się z tego spadku.
Wiedziałam że nie zawsze będę chudła szybko.
Cieszyłam się że w ogóle zeszło na dół i te cm tez w dół.
Odniosłam wrażenie, że to dietetyczka jest zawiedziona
raczej i pocieszała sama siebie.
Tak jakby miała ułożony plan na moje odchudzanie.
Powiedziała nawet że jak za 2 tygodnie też tak będzie to
przejdziemy na „jałową” dietę na miesiąc. Dokładnie takiego słowa użyła.
No kurcze – przykro mi.
Wszyscy się cieszą że kolejny kg zgubiłam i mi gratulują, a wczoraj
właśnie w dietetyczce zabrakło mi wsparcia. :(
Ja staram się sobie nie zakładać że np. na pewno osiągnę
idealną wagę w marcu 2014. Szczerze to cieszę się na to tak samo jak będzie to
w marcu, maju czy nawet sierpniu 2014.
Wiadomo, że każdy chciałby schudnąć jak najszybciej, ale wiem,
że im wolniej tym lepiej.
Ech.. ciężki dzień - mam wstręt do jedzenia.
Czuję się cała napompowana i najedzona. No ale jem :(
żeby organizm nie robił sobie zapasów.
Moje menu:
- grahamka z pomidorkiem, oliwą i szczypiorkiem
- sałatka: jajko, kalarepka, ogórek kiszony, szczypiorek
- papryka faszerowana mięsem mielonym drobiowym
- marchewka
Nawet do tej papryki musiałam się zmuszać. Przekroiłam ja na
pół i zjadłam tylko farsz z połowy papryki.
Tez tak macie? Wstręt do jedzenia? Nie chodzi mi o całą
dietę, ale takie dni?