Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zwykły, szary, przeciętny człowiek.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15055
Komentarzy: 134
Założony: 14 lutego 2013
Ostatni wpis: 29 czerwca 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ChybaaTy

kobieta, 32 lat, Rzeszów

173 cm, 78.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 lipca 2022 , Komentarze (4)

Rozdział XI

Czerwiec

Czerwiec – początek okresu letniego, wakacje, upały. Chyba większość osób się zgodzi, że okres letni nie sprzyja zrzucaniu kilogramów. Grille, wypady nad wodę, lody, zimne piwo smakuje tak dobrze jak nigdy, urlopy, jedzenie na wczasach. Jednak to moim zdaniem tylko wymówki, bo na każdy okres w roku można znaleźć argumenty – wymówki. W żadnym okresie nie jest łatwo zacząć, ani wytrwać. Trzeba zmienić nawyki na całe życie, nie na konkretny okres. Dlatego moim zdaniem tak ważne jest nie odmawianie sobie niczego, jedzenie racjonalne, świadome dokonywanie wyborów.

Mój czerwiec kończę z wagą 82,9 kg – spadek w tym miesiącu to -1,3 kg. Niedużo, ale jest spadek więc jest super. Waga przez większość miesiąca oscylowała bardziej w okolicach 84 kg niż 82 kg więc i tak jestem bardzo zadowolona z dzisiejszego ważenia. Miałam cichą nadzieję, że mój urlop w połowie lipca przywitam z 7 z przodu, ale niestety nie uda się. Trudno. Będzie to i tak moja najniższa waga od 2013 r. więc i jest fantastycznie. Poza tym utrata nawet kilograma miesięcznie to w przeciągu roku przecież -12 kg więc jak tu się nie cieszyć nawet z kilograma mniej? 😉

Czerwiec był też aktywnym miesiącem, chociaż byłoby zapewne więcej roweru, gdyby nie jego awaria. W czerwcu wykręciłam rowerem 401 km, zaliczyłam 40 km wędrówek po górach oraz 41 km szybkiego marszu (czyżby czerwiec był miesiącem na 4 😉). Poza tym przez cały miesiąc trzymałam się mojego postanowienia min. 10 000 kroków dziennie. Jestem z siebie zadowolona, spalam dużo kalorii aktywnie, ruszam się.

Odliczam czas do urlopu, już nie mogę się doczekać, tak bardzo potrzebuję resetu. Urlop będzie na pewno bardzo kaloryczny, ale i bardzo aktywny. Mój cel na urlop – chcę dokonywać świadomych wyborów, mogę wybrać gofra z bitą śmietaną, albo kebaba, nie muszę się trzymać przecież żadnej diety i nie muszę jeść tylko zdrowo i niskokalorycznie, ale chcę żeby to były świadome wybory, a nie rzucanie się na jedzenie.

Pozdrawiam Was cieplutko! 😉

7 czerwca 2022 , Komentarze (10)

Rozdział X

Weekendy

Chyba u większości z nas weekendy to trudny czas jeżeli chodzi o jedzenie. Ja mam za sobą pod tym względem naprawdę ciężki weekend. Zaczął się już w piątek, po pracy piwko (a nawet trzy), duuużo jedzenia, wróciłam do domu z koleżanką wypiłyśmy jeszcze drinka i jadłyśmy chipsy i czekoladki, koleżanka wyszła, a ja dokończyłam te nieszczęsne chipsy. Odezwały się dawne demony zjadłam je, chociaż już miałam dość, jadłam na siłę. Myślałam, że mam to przepracowane i już nauczyłam się, że lepiej wyrzucić niż jeść na siłę. Niestety tym razem się nie udało, przegrałam. W sobotę rano czułam się mega źle, mega pełna, było mi niedobrze. Dawniej to uczucie towarzyszyło mi niemal codziennie, okropne. Sobotni poranek był dla mnie jak bardzo bolesny cios, który sama sobie zadałam. Ale wiecie co jest piękne, ja w sobotę nie miałam jakiś mega wyrzutów sumienia, myśli, że nie daje rady, że znowu to samo, że lepiej rzucić to w cholerę. Byłam trochę zła na siebie, ale podeszłam do tego z chłodną głową, po prostu nie zjadłam śniadania, zjadłam coś dopiero przed południem jak poczułam głód. Później byłam na grillu. Zjadłam sporo mięska z grilla, pomidory z mozzarelą, sałatkę i lody, ale nie jadłam chleba i nie zjadłam ani jednego chipsa 😉 Wypiłam kilka drinków bez żadnego podjadani już. Tym razem wygrałam, nigdy nie chodziło mi o to żeby przychodzić na imprezy ze swoimi pudełkami i odmawiać sobie wszystkiego, ale chodziło mi o to żeby panować nad sobą, zachowywać się racjonalnie. Niestety w piątek poległam, ale w sobotę podniosłam się, dałam radę. Najbardziej cieszy mnie to, że nawet jak jednego dna polegnę, to nastaje nowy dzień i jest dla mnie nową kartką do zapisania. Nie przenoszę porażek z dnia poprzedniego na nowy dzień.

W niedzielę udało mi się pochodzić trochę po Bieszczadach, dystans nie powala, tempo też, ale było fajnie, błotko i ślisko. Znowu mam zakwasy, chyba mięśnie mi rosną 😉

Chowam wagę, zaczęłam się za często ważyć, a teraz mam dużo planów wyjazdowo/imprezowych i niesprawny rower, co nie sprzyja spadkowi kilogramów. Pracuję nad głową, trzymam się racjonalnego żywienia, a zważę się może 1 lipca 😉

Pozdrawiam Was cieplutko! 

3 czerwca 2022 , Komentarze (3)

Rozdział IX

Wahania wagi

Opowiem Wam na świeżo o moich ostatnich wahaniach wagi. Akurat wstrzeliłam się w zwariowany wagowy czas. Specjalnie ważyłam się codziennie (oprócz weekendu) żeby zobrazować Wam jak waga potrafi skakać:

- piątek – 84,2 kg;

- sobota – brak ważenia;

- niedziela – brak ważenia;

- poniedziałek – 86,3 kg;

- wtorek – 85,5 kg;

- środa – 85,5 kg;

- czwartek –84,7 kg

- piątek – 84,7 kg

Jak widzicie od piątku do poniedziałku teoretycznie przybyło mnie o ponad 2 kg i to fakt, że w weekend zjadłam trochę więcej i wpadł alkohol. Ale czy ja przytyłam te 2 kg? Pewnie, że nie! Ile mogła wynieść moja nadwyżka kalorii przez weekend..hmm nie mam pojęcia, ale może z tysiąc kcal. Przecież nie zjadłam przez dwa dni 14 000 kcal ponad moje zapotrzebowanie, bo teoretycznie tyle trzeba żeby przytyć te 2 kg. Czy demotywująco było zobaczyć taki wynik? Z jednej strony tak, bo pewnie, że wolałabym spadek, ale z drugiej strony to była bardziej obojętność, niż dramat i rozpacz. Wiecie czemu? Bo tak się dzieje i to normalna sprawa. Czasem waga stoi, a czasem rośnie mimo tego, że robimy wszystko żeby spadała.

Więc co z tymi moimi kilogramami na plusie? Po pierwsze zbliżał mi się okres – woda się zatrzymała w organizmie. Po drugie przetrenowałam się, w sobotę byłam na rowerze i czułam ogromną niemoc, z jednej strony cieszyłam się z jazdy bo pogoda i widoki piękne, ale z drugiej ledwo zipałam, musiałam robić przerwy, parę razy podprowadzałam rower pod górkę – pierwszy raz doświadczyłam przetrenowania i teraz już wiem jak ważny jest odpoczynek i regeneracja. W niedzielę miałam mega zakwasy – tutaj też pewnie woda się zatrzymała. A może i mięśni mi przybyło, a jak wiadomo kilogram mięśni jest mniejszy objętościowo niż kilogram tłuszczu 😉 Poza tym w niedzielę zjadłam bardzo późno kolację, a z godzinę po kolacji już spałam. To wszystko plus to, że zjadłam więcej kalorii przez weekend i zobaczcie mamy moje ponad 2 kg na plusie – zagadka rozwiązana. Ale czy to 2 kg tłuszczu? Nie!

Także jak za bardzo bierzecie sobie do głowy te cyferki na wadze to lepiej odłóżcie wagę w jakieś niedostępne miejsce i ważcie się np. raz w miesiącu. Nie można doprowadzić do tego, że jak się widzi plus na wadze to od razu idzie się człowiek najeść bo przecież ta dieta nie ma sensu, albo znowu obcina kalorie, albo załamuje się i ma do siebie pretensje. Jasna sprawa, że jeśli waga przez kilka tygodni stoi albo systematycznie rośnie to coś jest nie tak i trzeba poszukać rozwiązania. Ale w przeciągu tygodnia czy dwóch/trzech tygodni zastój czy lekki plus nie musi oznaczać, że nie chudniecie i od razu szukać na siłę problemu. Należy pamiętać też o tym, żeby nie obcinać ciągle kalorii bo jeść trzeba, a w końcu można się znaleźć w takim momencie, że już nie będzie z czego obcinać bo już jemy o dużo za mało.

W ogólnym tygodniowym rozrachunku mam na plusie pół kilograma. Trudno, bywa i tak. Jak szybko mi przybyło, tak szybko spadnie 😉 Wiem to, bo miałam już takie sytuacje. Był to tydzień bez treningów, tylko sporo chodzenia. Przyszłe tygodnie niestety też będą bez roweru, ponadto dzisiaj idę na piwko ze znajomymi, jutro grill, w przyszły weekend znowu impreza. Mam nadzieję, że w niedzielę uda mi się wyrwać w Bieszczady to przynajmniej trochę pochodzę 😉 Waga pewnie nie będzie chciała za bardzo spadać, ale będę miała fajny czas, lubię jak dużo się dzieje.

Nie przejmujcie się tak cyferkami, róbcie swoje i cieszcie się życiem.

Pozdrawiam Was cieplutko!

2 czerwca 2022 , Komentarze (6)

Rozdział VIII

Tłuszcz jest ok

Kiedyś byłam przekonana, że tłuszcz to mój największy wróg podczas diety. Teraz wiem, że to była ogromna głupota. Pamiętam moją pierwszą w życiu dietę na poważnie – wszystko na parze, pieczone, albo gotowane, kanapki bez masła, zero jakiegokolwiek tłuszczu dodawanego do potraw, produkty light. Ale np. jogurty z ogromną ilością cukru były dla mnie ok. Jaka to była głupota, jejku tak mi żal siebie z tamtych lat, chłonęłam wszystko jak gąbka, te wszystkie artykuły promujące dietę 1200 kcal, zero tłuszczu bo wysokokaloryczny, czy inne wyniszczające diety. Mało było wtedy rzetelnych informacji dotyczących zdrowego odżywiania, zdrowego chudnięcia, a może też nie szukałam, nie drążyłam. Jako nastolatka chciałam schudnąć, a te 1200 kcal (a może nawet mniej) bez tłuszczu działało.

Teraz już wiem, że tłuszcz jest ok. I wiecie co, można zjeść jajecznicę, parówki czy kiełbasę z grilla bez przegryzania chlebkiem, zamiast chlebka mam furę warzyw. Dla mnie kiedyś nie do pomyślenia. A teraz staram się ograniczać węgle, a nie tłuszcz.

Jak robię jajecznicę to nie oszczędzam na maśle, uwielbiam ten maślany smak. Kanapki też bez wyrzutów sumienia smaruję masłem. Boczuś taki tłusty i taki pyszny też gości w moim menu. Masło orzechowe – pycha. W ogóle orzechy, nasiona – dorzucam codziennie do jakiegoś jedzonka. Produkty light? Nie, dziękuję wolę normalne.

Oczywiście tłuszcz jest wysokokaloryczny i też trzeba mieć to na uwadze, ale nie karzmy się eliminując go z diety. Ja tak kiedyś zrobiłam – nie polecam.

Pozdrawiam Was cieplutko!

1 czerwca 2022 , Komentarze (5)

Rozdział VII

Nawyk.

Doskonale zdajecie sobie sprawę jak ważne jest, aby wyrobić sobie dobre nawyki. Jako, że na ciągłej diecie i niediecie jestem od kilkunastu lat to niektóre nawyki miałam opanowane już wcześniej. Od bardzo dawna nie słodziłam herbaty, kawy pijam bardzo mało, ale zimą lubię duży kubek kawy z cynamonem + łyżeczka erytrolu i dla mnie już jest mega słodziutka, a kalorii brak. Słodkich napoi też piłam bardzo mało, jednak do alkoholu zawsze wlatywał jakiś sok, teraz zmieniłam to na napoje zero cukru. Od zawsze moim podstawowym napojem była woda, jednak musiałam przyłożyć większą uwagę do tego, żeby pić jej więcej. Dodatkowo moim nawykiem stało się picie zielonej herbaty w pracy – liściasta nie żadne zmielone prochy w torebkach 😁

 Kolejnym nawykiem stało się to, że wolę podejść wszędzie niż wozić tyłek samochodem. Każdy krok się liczy, każdy ruch, nawet najmniejszy.

Wieczorne objadanie było moim największym ‘grzechem’. Ja, łóżko, serial i chipsy + inne dobroci. Tak wyglądała większość moich wieczorów, najadałam się do oporu. Do tego czasem jeszcze alkohol – czyli jak wiadomo puste kalorie i większy apetyt. To był mój wieczorny rytuał, nagroda, pocieszacz, mój okropny nawyk. Przy każdej mojej próbie odchudzania wieczorami musiałam bardzo ze sobą walczyć, żeby nie popłynąć. Na początku było mega ciężko, ciągłe obsesyjne myśli o jedzeniu. Stopniowo było coraz łatwiej, wieczorne ‘demony’ budziły się coraz rzadziej. Mniej więcej po pół roku zauważyłam, że te myśli bardzo ucichły, ciągle są, ale już całkiem inne, słabsze i potrafię je kontrolować. 

Pozdrawiam Was cieplutko!

31 maja 2022 , Komentarze (8)

Rozdział VI

Priorytety

Mówi się dużo o tym, że w utracie kilogramów nie chodzi przede wszystkim o poprawę wyglądu i samopoczucia, ale o zadbanie o swoje zdrowie. Jasna sprawa, że zdrowie jest najważniejsze. Jednak nie oszukujmy się każdy chce wyglądać ładnie, każdy chce się podobać sobie i innym. Wybaczcie, że tak generalizuję, może i nie każdy, ale ja jeszcze takiej osoby nie poznałam 😉 Zmierzam do tego, że jednak ta próżna strona człowieka bardzo często wygrywa i to poprawa wyglądu jest priorytetem (oczywiście chodzi mi tutaj o przypadki, gdy nie mamy powiedziane od lekarza, że musimy schudnąć, bo inaczej będą nieciekawe konsekwencje zdrowotne – na szczęście nie miałam takiej sytuacji, ale myślę, że tutaj kop motywacyjny jest ogromny i wówczas to zdrowie jest priorytetem podczas odchudzania).

U mnie zawsze chęć poprawienia wyglądu była nr 1, ja chciałam się dobrze czuć sama ze sobą, chciałam się podobać sobie i innym. To był mój priorytet przy każdej próbie odchudzania – zresztą teraz to też było najważniejsze i to mnie motywowało bardzo na samym początku. Jednak teraz po tych 8 miesiącach zmiany mogę wam powiedzieć, że najlepsze co mnie spotkało to nie lepszy wygląd, ale to, że ja zmieniłam swoje życie. W końcu znalazłam coś co kocham, moje hobby – rower i góry. Ja chyba pierwszy raz czuję, że żyję tak naprawdę pełną piersią, pierwszy raz tak naprawdę mi się chce, tak dużo mi się chce. Żałuję tylko, że tyle czasu zmarnowałam na trwanie w takim zawieszeniu, życiu tylko z dnia na dzień. Ale czasu nie cofnę i staram się teraz z życia czerpać garściami i cieszyć z małych rzeczy.

Nieważne jakie mamy priorytety, ważne, że pchają nas w dobrą stronę. Wiadomo, że na początku musi być silna motywacja i chęć, inaczej nie wytrwamy długo. Jednak u mnie teraz już nie ma czegoś takiego jak motywacja, ja po prostu zmieniłam swoje życie. Teraz to dla mnie codzienność, raz jest lepiej raz gorzej, ale to właśnie codzienność.To jak jem, spaceruję, jeżdżę na rowerze, chodzę po górach to moje życie teraz, nie myślę teraz o tym w kategorii odchudzania. Oczywiście ciągle chcę chudnąć i poprawiać swój wygląd - ale to jest właśnie moje życie teraz, a nie etap, który po pewnym czasie się skończy. Chcę tak żyć.

Pozdrawiam Was cieplutko!

30 maja 2022 , Komentarze (5)

Rozdział V

Wygląd

Po zgubieniu pierwszych 10 kg inni zaczęli dostrzegać, że schudłam, ubrania zaczęły stawać się za duże, a te ciasne zaczynały dobrze leżeć, a ja nabrałam wiatru w żagle i wiedziałam, że tym razem mi się uda.

Moja waga bardzo wpływała na to jak czułam się ze sobą. Całe to body positive to nie dla mnie. Ja nie lubiłam swojego ciała, nie lubiłam tego jak wyglądam, moja twarz to była wielką piłka, gdzie oczy zaczynały być coraz mniej widoczne. Poza tym mam figurę typowo męską, T, szerokie barki, wąskie biodra, mały i płaski tyłek, słabo zaznaczona talia. Najgorszy jednak był brzuch, okropna otyłość brzuszna, wystający brzuch z rozstępami.

Jestem nieśmiałą osobą z niską samooceną, a to co widziałam w lustrze dodatkowo mnie dobijało. Wyglądałam okropnie i tylko żarłam i żarłam, bez żadnego celu w życiu, bez hobby, tylko jedzenie sprawiało mi pozorną radość. Poza tym praktycznie w ogóle o siebie nie dbałam, nie chciało mi się, po co skoro i tak wyglądałam okropnie i tak koło się zamykało.

Stopniowo zaczęłam bardziej dbać o siebie, częściej prostowałam włosy, częściej malowałam się do pracy, codziennie kremowałam twarz, częściej balsamowałam całe ciało, peeling cukrowy całego ciała raz w tygodniu, kupiłam szczotkę do ciała i szczotkuję ciało 2-3 razy w tygodniu. Dbanie o ciało to, że chudnę powoli i ruszam się, mam nadzieję, że zaowocuje jak najmniej obwisłą skórą, w szczególności na brzuchu bo tutaj jest najgorzej. Poza tym moja twarz zmieniła się na ogromny plus.

Zawsze zazdrościłam dziewczynom, które mimo nadwyżki kilogramów mają piękną proporcjonalną figurę, szersze biodra, pięknie zaznaczoną talie. Wiem, że z dodatkowymi kilogramami można wyglądać pięknie.

Jestem dużo pewniejsza siebie, ubieram się dużo lepiej, w końcu piękne ubrania są w moim rozmiarze. Usłyszałam mnóstwo komplementów na swój temat, często byłam bardzo zawstydzona, bo ja po prostu nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś komplementuje mój wygląd.

Jeszcze długa droga przede mną, gdyż ciągle mam sporą nadwagę i oczywiście to widać, jednak w porównaniu do tego jak wyglądałam ważąc ponad 100 kg jest naprawdę dużo lepiej. Z rozmiaru 44/46 dół i 46/48 góra, zeszłam do 42 – dół, 42/44 – góra. Oczywiście wiecie jak jest z rozmiarami, czasem M jest ok, a XL ciasna 😉

Pozdrawiam Was cieplutko!

27 maja 2022 , Komentarze (5)

Rozdział IV

Waga

Nie wiem ile dokładnie ważyłam na początku, tym razem nie mam konkretnej daty rozpoczęcia odchudzania. Ale moja przygoda rozpoczęła się na przełomie września i października 2021 r. i trwa do dziś. Najwyższa waga jaką kiedykolwiek ujrzałam na wadze to było ponad 104 kg - ale ważyłam się wieczorem. Zakładam, że zaczynałam ważąc 102 kg. Waga z dzisiaj 84,2 kg – schudłam 17,8 kg. Wychodzi ponad 2 kg miesięcznie. Jak widzicie bardzo wolne tempo, ale i zdrowe i mam nadzieję, że będzie bez efektu jojo i na zawsze. Idę po więcej, idę po złoto.

Waga spadała, stała w miejscu, a czasem rosła. Trzeba ogarnąć w głowie, że to normalne. Panikowanie, stawanie na wagę codziennie i branie do siebie tego, że są wahania wagi to głupota, naprawdę. U mnie akurat dobrze się potoczyło, że na początku nie ważyłam się, dopiero jak spadło kilka kg jakoś zaczęłam przykładać do tego większą uwagę. Teraz natomiast mam okres, że staję na wadze dość często i naprawdę wahania wagi w przeciągu tygodnia są przeróżne. Normalna sprawa.

Najmniej w swoim życiu ważyłam w liceum, po głodówkowej diecie, ale ile dokładnie wtedy ważyłam to nie mam pojęcia, myślę że okolice 60-65 kg. Skończyło się ogromnym jojo. Później ciągle byłam na diecie, albo się obżerałam i tak kręciło się moje życie przez kilkanaście lat. W międzyczasie ciągle tyłam, coś tam schudłam, jeszcze więcej tyłam.

Najmniejsza waga jaką miałam zanotowaną na vitalii to 81,6 kg (w 2013 r.), teraz chcę przekroczyć tą magiczną barierę. Później zobaczyć 7 z przodu. Następnie 74 kg – z nadwagi zejdę do wagi prawidłowej wg wskaźnika BMI. A czy będzie kiedyś 6 z przodu? Nie wiem, ale chciałabym.

CDN.

Pozdrawiam Was cieplutko!

26 maja 2022 , Skomentuj

Rozdział III

Sport

Zakochałam się. Zakochałam się w łażeniu po górach i jeździe na rowerze.

Zaczynałam od zwykłych spacerów. Przede wszystkim lubię chodzić po jakichś polnych czy leśnych drogach, uwielbiam naturę, odnajdywanie pięknych miejsc, gdzie widoki zapierają dech w piersiach. Ale oczywiście spaceruję też po mieście, żeby się po prostu ruszyć. Podczas spacerowania uwielbiam słuchać podcastów, czas mija mi bardzo szybko. Jak zaczynałam przygodę ze spacerowaniem pokonanie 1 km zajmowało mi 11-12 minut. Teraz spokojnie schodzę poniżej 10 min na kilometr. Ale tempo miewam różne w zależności od nastroju i chęci, czasem idę żółwim tempem, a czasem żwawo maszeruję. Dystanse pokonuję różne od kilku do kilkunastu km.

Góry. Zakochałam się w górskich wędrówkach, w odkrywaniu nowych miejsc. Przeważnie w góry jadę na cały dzień, tutaj dystanse są różne, dwadzieścia parę kilometrów to póki co moje maksimum. Uwielbiam ten stan jak wracam do domu i jestem mega zmęczona, czasami cała ubłocona i to jest takie pozytywne uczucie zmęczenia, że nawet nie potrafię tego opisać.

Rower. Zakochałam się w dalekich przejażdżkach. Kupiłam nowy rower, usiadłam i wiedziałam, że to będzie miłość. Pamiętam ten pierwszy raz na nim, usiadłam i zaczęłam jechać i przejechałam 20 km i miałam ogromną ochotę na więcej. Później stopniowo zwiększałam dystans, najpierw równiny, nienawidziłam kiedyś jeździć po górkach. Później jazda po górkach, podjazdy zaczęły mnie jarać, poza tym takie okolice są malownicze, przepiękne. Do tego znowu to pozytywne zmęczenie. Niedawno przejechałam swoją pierwszą setkę, 100 km na rowerze, w tym kilka sporych (przynajmniej dla mnie) podjazdów. Mega satysfakcja.

Uwielbiam usiąść i planować nowe trasy, odnajdywać nowe miejsca, niezdobyte szczyty, nieprzejechane polne, leśne ścieżki, zawsze odkryję coś nowego – jara mnie to, bardzo mnie to jara.

Teraz według mnie najważniejsze. Trzeba znaleźć taką aktywność fizyczną, która sprawia mi przyjemność. Jakbym miała np. biegać to robiłabym to z przymusu, nie znoszę biegania, próbowałam już nie raz, ale to po prostu nie dla mnie. Tak samo dywanówki, nie lubię i już. Tutaj każda minuta to dla mnie męczarnia, a w górach czy na rowerze godziny to przyjemność.

Poza tym mam ustawiony w zegarku cel 10 000 kroków na dzień i staram się to ‘wychodzić’, jak wieczorem mam za mało kroków to wychodzę na krótki spacer albo miedzy kuchnią, a pokojem dobijam kroki 😉 No i jak pogoda dopisuje, są siły i chęci to po pracy wybieram się na rower.

Oczywiście i tu nie jest tylko kolorowo, czasem mi się tak po prostu nie chce. Ale jak mam już kilkadziesiąt dni passy w robieniu 10 000 kroków dziennie to wiem jaka będę zła, jak nie ruszę dupy i przerwę dobrą passę (motywuje mnie to). Tak samo na rower czasem nie chce mi się iść i nie idę, ale jak wiem, że np. dziś będzie idealna pogoda na rower, a od jutra ma wiać, padać to idę bez marudzenia 😉 A czasem przychodzę z pracy, kroki mam ‘wyrobione’ i nie ruszam się, nie wychodzę, karmię mojego lenia 😉

CDN.

Pozdrawiam Was Cieplutko!



25 maja 2022 , Komentarze (2)

Rozdział II

Jedzenie.

Co jadłam, jak jadłam i jem ciągle. Jak już wiecie jem wszystko, ale bardziej racjonalnie. Przez lata dużo czytałam o racjonalnym odżywianiu, widziałam jak kluczowe fakty w odchudzaniu stają się mitami. W teorii byłam naprawdę bardzo dobra. Teraz jem przeważnie 4 spore posiłki, czasem coś wpadnie pomiędzy. Przez lata odchudzania poznałam mniej więcej kaloryczność produktów. Czasem mi się zdarza wklepać w kalkulator swoje jedzenie, żeby sprawdzić ile kalorii pochłaniam, ale robię to z czystej ciekawości i bardzo rzadko. W dni bez większego wysiłku fizycznego jem ok 2200-2500 kcal, w dni z dużą aktywnością myślę, że przekraczam 3000 kcal. Są to wartości orientacyjne bo nie ważę jedzenia, nawet jak liczę kalorie to na oko.

Moja zmiana opiera się głównie na jak najmniejszym spożyciu cukru oraz wysoko przetworzonej żywności. No i przede wszystkim z 1-2 paczek chipsów/chrupków dziennie zeszłam do jednej paczki tygodniowo. Poza tym staram się jeden posiłek w ciągu dnia jeść praktycznie bez węglowodanów. Nauczyłam się, że tłuszcz jest ok. Ogólnie zauważyłam, że niskowęglowodanowe jedzenie mi służy. Jednak ostatnio jakoś trudno mi obcinać węgle.

W dni kiedy cały dzień jestem na rowerze, albo łażę po górach to zawsze wpadną jakieś słodycze, albo fast food, albo inne dobroci. Zresztą wtedy cały dzień jest wywrócony do góry nogami pod względem jedzenia.

Jeszcze jedna ważna zmiana - alkohol. Lubiłam sobie po pracy wieczorkiem wypić piwko lub drinka, nie codziennie, ale zdarzało się dość często. Teraz też zdarza się oczywiście, ale bardziej jak jest okazja, wyjście ze znajomymi, grill, spotkania, urodziny, imprezy - nie odmawiam ze względu na dietę. Soboty są moim dniem, jak nie mam żadnych planów, to wieczorkiem piję drinka, jem coś kalorycznego, odpoczywam, chilluję.

Poniżej wkleję Wam zdjęcia kilku moich przykładowych po

siłków.

CDN.

Pozdrawiam Was cieplutko!


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.