Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 663
Komentarzy: 9
Założony: 8 lutego 2015
Ostatni wpis: 10 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
BeBeauty1992

kobieta, 32 lat,

168 cm, 89.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 lutego 2015 , Komentarze (3)

To już ostatni wpis z serii rozliczania się ze sobą/użalania się nad sobą.
Chcę wyrzucić z siebie wszystkie te emocje które we mnie siedzą, oddzielić przeszłość grubą krechą i skupić się na przyszłości.

Dzisiejszy wpis sponsoruje słowo WSTYD
To uczucie, które od początku roku towarzyszy mi w każdej chwili mojego życia. Wstydzę się na zajęciach, wstydzę się w autobusie, wstydzę się w mieszkaniu przy moim chłopaku, wstydzę się nawet w domu przy rodzicach.
WSTYDZĘ SIĘ SWOJEGO CIAŁA!
Nie wiem czemu ten wstyd dopadł mnie właśnie teraz i to z taką siłą... Myślę, że to ta dojrzałość do zmiany jest głównym powoderem tego procesu.

W ostatnim czasie dochodzi do tego, że wstydzę się nawet wyjść do sklepu po bułki... Oczywiście to nie jest tak, że wcześniej było mi dobrze z moim ciałem..
Unikałam imprez masowych, jednak w gronie znajomych czy nawet rodziny mojego chłopaka czułam się dobrze.
Teraz wstydzę się nawet swojej siostry i swojego brata!

Teraz już wiem, że muszę coś z tym zrobić. Muszę schudnąć dla własnego zdrowia nie tylko fizycznego ale też psychicznego! Kiedyś byłam duszą towarzystwa. Uwielbiałam imprezy, w liceum zostałam wybrana na najsympatyczniejszą osobę w klasie. Podobałam się chłopakom a koleżanki mnie lubiły.
Teraz powoli oddalam się od wszystkich, nawet od tych najbliższych mi osób. Wiem, że to straszne, że nie można zamykać się w sobie dlatego chcę się zmienić i znów być dawną sobą - pełna energii i pozytywnie nastawiona do świata.

Musi się udać!

9 lutego 2015 , Komentarze (3)

Moja historia jest pewnie podobna do większości zamieszczanych na tym portalu. Nie ma w niej pewnie nic nadzwyczajnego, żadnych traum życiowych czy bardzo ciężkich chorób.  Jest w niej trochę szczęścia, dosyć dużo smutku i jedna mała choróbka która trochę skomplikowała mi życie,  fajerwerków brak.  Uważam jednak, że rozliczenie się z przeszłością bardzo mi pomoże w poradzeniu sobie z teraźniejszością i przyszłością. W końcu czas zdać sobie sprawę co robiłam źle....

Moja historia rozpoczyna się w marcu 1992 roku. Od początku swojego istnienia trochę rozrabiałam. Najpierw nie chciałam się urodzić, potem zaplątałam się tak, że potrzebne było cesarskie cięcie (sorry mamo!) aż w końcu wydostałam się na świat: sina z płytkim oddechem o wadze równej 3kg (punktów 6/10).
Kolejne 3 lata mojego życia to ciągłe wizyty u lekarza bo a to kaszelek, a to zapalenie płucek. Byłam wtedy dosyć chuda i podobno często płakałam.
Potem mamusia posłała mnie do przedszkola, żeby nauczyć mnie życia z innymi i ośmielić mnie trochę (taki z niej psycholog-pedagog! I dziękuje jej za to!), Wkrótce stałam sie dzieckiem przebojowym, ambitnym uwielbiającym przedszkole.
Potem była podstawówka gdzie nadal byłam chuda, przebojowa i ambitna.
Dalej gimnazjum gdzie do mojej ambicji doszło ogromne zamiłowanie do piłki ręcznej, udziały w zawodach, mała liga i te sprawy. Na prawdę uwielbiałam sport i cieszyłam się z każdych zawodów! (aż trudno w to uwierzyć!)
Potem liceum i poznanie mojego Ukochanego, Jedynego i Wspaniałego ;D No i tu zaczęły się schody...
Moje hormony zaczęły pracować nie tak jak powinny zaczęłam lekko tyć. Do niedawna uważałam to za jedyny powód mojej obecnej nadwagi/otyłości, jednak teraz wiem, że przyczyn było kilka:

  • ·         wspomniane problemy z hormonami
  • ·         zamiana piłki ręcznej na urocze spotkania z chłopakiem, często przy pizzy
  • ·         ciągłe przesiadywanie w książkach bo matura! brak ruchu....
  • ·         jedzenie, jedzenie i jeszcze raz jedzenie
  • ·         ogromne ilości słodyczy jakimi obdarowywał mnie Ukochany

I tak oto na studia szłam z Miłością mojego życia i około 10 kg wyhodowanymi w liceum. Nie pamiętam ile dokładnie wtedy ważyłam ale wydaje mi się że było to coś koło 72-3 kg.

Na studiach było tylko gorzej...Brak maminych obiadków zastępowałam sobie szybkimi frytkami czy pizzą. Brak w-fu na studiach tez robił swoje... Dodatkowo mam tak cudownego chłopaka, który nigdy nie mówił mi, że tyje więc sama zdawałam się nie dostrzega tego faktu. No i BUM! pod koniec licencjatu ważyłam już 80-82 kg!

W maju postanowiłam się zmienić. Ćwiczyłam, jednak często podjadałam, zamykałam się w pokoju na godzinę udając że cały czas ćwiczę gdy tak na prawdę ćwiczenia zajmowały mi może 30minut... Często bolały mnie kolana (nic dziwnego z taka wagą!) dlatego przestawałam ćwiczyć na tydzień i znów zaczynałam jeść. W ciągu 4 miesięcy dało mi się schudnąć do 77 kg i nie powiem niektórzy zauważali różnice...

W październiku 2014 rozpoczęłam magisterkę i złe nawyki powróciły.... Brak czasu spowodował że od października do świat Bożego Narodzenia jadłam głównie kanapki z serem i szynka, frytki, pizze, smażone pierogi.... Wydawało mi się, że jeśli ma się zajęcia od 8 do 17 to najlepiej jest o 18 strzelić sobie ogromna porcję frytek i będzie dobrze... Nie pomagał mi tez fakt że w mojej głowie wciąż byłam tą  60kg licealistką i nie potrafiłam realnie spojrzeć na swoją sylwetkę...

Wszystko zmieniło się w Święta... Nie miałam co na siebie ubrać, wszystko było za małe... Jednak cały czas wydawało mi się że nie przytyłam.... Jakież było moje zdziwienie kiedy okazało się że dobre są dla mnie stare ubrania mojej mamy z czasów gdy nosiła rozmiar 44!!!!
Nagle coś we mnie pękło...Spadłą zasłona i w lustrze ujrzałam prawdziwą siebie! Zaniedbaną, zmęczoną 22-latkę, która nie była na imprezie od swojej 18-tki. Zobaczyłam swój brzuch, uda i podwójny podbródek których wcześniej nie widziałam!! Zaczęłam wstydzić się siebie, nie chciałam nawet jechać na obiad do mojej rodziny.  Postanowiłam coś zmienić, schudnąć dla własnego zdrowia. W końcu mam już 22 lata, chcę założyć rodzinę, urodzić dzieci i być szczęśliwa. Z obecną waga to nie możliwe!

Styczeń był czasem dziwnym, ciągle jeszcze mam w sobie te stare nawyki, które często górowały nade mną, jednak postanowiłam w końcu zrobić cos dla siebie. Być szczera ze sobą i w końcu przestać się okłamywać...

Już nie jestem tą licealistką.. dzieli mnie od niej prawie 30 kg bólu, głupoty i fizycznego wyniszczenia swojego organizmu.  Pamiętam jaka wtedy byłam szczęśliwa! Chcę to znowu i będę walczyć!!!

8 lutego 2015 , Komentarze (3)

Jak zacząć swój pierwszy wpis??
Może od tego, że liczba moich podejść do odchudzania jest wręcz przerażająca i każda kończyła się maksymalnie po miesiącu ćwiczeń i diety.
Nigdy tak do końca nie patrzyłam na siebie jako na straaasznie gruba osobę, nigdy tez nie zdawałam sobie sprawy z tego jaka krzywdę sobie wyrządzam... Dlaczego??
Bo moja samoświadomość była równa 0 a dowód osobisty w portfelu stwierdzał tylko liczbę lat a nie fakt osiągnięcia stanu dorosłości.
Bo czym jest ta dorosłość?! No właśnie nie tym dowodem, nie jest możliwością kupienia piwska w osiedlowym sklepie ani też faktem posiadania matury.
Dorosłość jest wtedy kiedy sami przed sobą potrafimy przyznać się do swoich błędów i wziąć za nie całkowitą odpowiedzialność.

Dorosłość ta uderzyła mnie niedawno, w wieku niespełna 23 lat kiedy stanęłam przed lustrem i uświadomiłam sobie że wyglądam jak moja koleżanka która jest w 6 miesiącu ciąży. Kiedy zrozumiałam co jest przyczyną mojego złego nastroju, moich problemów z wejściem po schodach na 4 piętro. Kiedy uświadomiłam sobie że krzywdzę siebie i po części innych wokół.

Dorosłość i samoświadomość uderzyła we mnie z całej siły, jak rozpędzony pociąg. To nie jest tak że nie widziałam tego że tyje. Ja to wiedziałam ale ta moja zwiększającą waga wiązała się jedynie z problemem z rozmiarówka w sklepie. Teraz jest to coś więcej.....

A więc (nie zaczyna się zdania od "a więc"!)....
Jestem tu nie po to aby "wylaszczyć się", nie po to aby sobie troszkę schudnąć.
Jestem tu po to aby w końcu zadbać o siebie, skończyć z nadwagą, nabrać energii  i przygotować się na przyszłe macierzyństwo (w końcu nikt nie chce być otyłą mamą)

Chcę potraktować ten pamiętnik jako próbę rozliczenia się ze sobą, z własnych błędów i jako pomoc w walce ze swoimi słabościami. 
Wierzę w to, że nadszedł mój czas.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.