Hey! Szczerze powiedziawszy już się trochę odzwyczaiłam od prowadzenia pamiętnika; tyle czasu go nie prowadziłam! Wiele się przez ten czas zmieniło.
Przełom 2015/2016 był straszny. Coby się nie rozpisywać zbyt rozwlekle - było bardzo źle. Zdarzało się, że niemal codziennie płakałam, wyzywałam sama siebie i niejednokrotnie miałam jedne z tych gorszych myśli. Naprawdę ten czas wspominam strasznie źle. Wewnętrzna samotność doskwierała mi na każdym kroku i nie potrafiłam sobie z nią poradzić. Miałam przyjaciółkę na miejscu, na którą wiedziałam, ze zawsze mogę liczyć, jednak spotykałyśmy się może raz na 2-3 tygodnie i nic poza tym; żadnego dzwonienia sms, ani nic, więc mimo wszystko to było za mało. Inna sprawa - cieszę się, że miałam moja kochane Internetowe przyjaciółki - Maje i Klaudie, z którymi zawsze mogłam porozmawiać przez gg. Nie wiem co ja bym bez nich zrobiła ♥
Przełom nastąpił w marcu, gdy postanowiłam zaprosić dawną przyjaciółkę na kawę. Nasze relacje, w których się rozstałyśmy były bardzo złe - pałałyśmy do siebie obustronną, czystą nienawiścią. Nie ukrywam, że tamto zaproszenie był to akt pewnej desperacji, bo zwyczajnie potrzebowałam kogoś bliskiego. Ale wiecie co? Póki co uważam, że to była jedna z lepszych decyzji jakie podjęłam w tym roku. Przyszła jeden raz, potem drugi. Teraz dzwonimy do siebie niemal codziennie, widzimy się trzy razy w tygodniu i wiem, że mogę w każdej sytuacji na nią liczyć. Dawna zazdrość, którą do niej czułam zniknęła. Wiecie, ona jest ładna, ma powodzenie, dużo znajomych itp. Ta przerwa uświadomiła mi jednak, że jest oprócz tego w naszej znajomości coś ważniejszego - świadomość, że możemy na sobie polegać.
Oprócz tego takie zwykłe drobnostki jak fakt, że z kimś porozmawiam, ktoś się do mnie uśmiechnie sprawiają, że czuję się przeszczęśliwa! Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że takie błahe drobnostki mogą dać tyle radości. Również fakt, że czasami ktoś poprosi mnie o pomoc, sprawia, że czuję się potrzebna, zauważona. Zawsze wtedy staram się zrobić wszystko co w mojej mocy. Musze jeszcze tylko wyczuć ten moment, gdy ktoś tej pomocy naprawdę potrzebuje, a nie mnie wykorzystuje.
Jeśli chodzi o serduszkowe sprawy, niestety, ostrzegam, bo powieje chłodem i pesymizmem. Tutaj nadal tkwi we mnie stara 100-kilogramowa ja, ponieważ już powoli przestaję wierzyć, że ktoś kiedykolwiek mnie zechce i sprawi, że poczuje się kochana. Ba, ja już w to nie wierzę! Tylko co jakiś czas napadają mnie takie stany, gdzie nie chcę się z tym pogodzić. Jest to jedyna sfera przez, którą naprawdę czuję się okropnie żałośnie.
Aleale, żeby odgonić nieco nieprzyjemną aurę, która zapanowała - czymś się pochwalę! Uwielbiam jeździć na rowerku i od maja udało mi się zrobić 291,6 km! W sumie nie wiem czy to dużo czy mało, ale i tak strasznie się z tego powodu cieszę! I mam ochotę na więcej, jednak obecne pogody mi nieco to wszystko utrudniają :/ Gdy nie ma się czasu - jest pięknie i słonecznie. Gdy wreszcie ten czas jest - deszcz i wiatr napierniczają z każdej strony, więc o rowerku można tylko pomarzyć.
Studia? Można się śmiać, ale poszłam na dietetykę. Nie jest to szczyt moich marzeń, w ogóle mnie to nie kręci, ale gdzieś trzeba było iść. Decyzję podjęłam w ciągu jednego dnia; czysty spontan. Mimo wszystko się ciszę. Poznałam tam nowych ludzi z czego bardzo się ciszę. :) Wciąż nadal poszukuję tego co chciałabym robić w życiu.
Jeśli natomiast chodzi o tą kochaną szklaną, to waga waha się w granicach 68-66 od roku. Plusy? Nie ma jojo. Minusy? Nie ukrywam, że chciałabym jeszcze nieco schudnąć, a cyferki stoją; jest to jednak całkowicie moja wina i zdaję sobie z tego sprawę. Dodatkowo te wahania są na granicy wagi prawidłowej i nadwagi, więc dla samej satysfakcji wypadałoby osiągnąć ten ładny model szczupłej pani, który jest z boku.
Póki co to wszystko. W poniedziałek się zważę i zaktualizuje pasek :) I wtedy się zacznie! Chociaż nie obiecuję, że będzie idealnie, bo potem wyjeżdżam do pracy. Będzie to jednak robota fizyczna i o ile dam sb radę, to liczę, że jakieś efekty tego będą. :)