Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

za gruba na wszystko. za gruba na piękny puchaty sweter.. za gruba na zjawiskową czerwoną sukienkę... za gruba na suknię ślubną.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 918
Komentarzy: 21
Założony: 16 listopada 2016
Ostatni wpis: 17 listopada 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
agnika26

kobieta, 34 lat, Wrocław

168 cm, 110.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

17 listopada 2016 , Komentarze (16)

witam, dzień dobry, cześć i czołem!!

Jako, że wczoraj nastąpił mój kres bezstresowego życia wypełnionego tłuszczem i cukrem, jak sobie rano postanowiłam tak i uczyniłam- trzymałam dietę dzielnie, aż tak bardzo, że pod wieczór osobiście chciałam sobie wręczyć order własnoręcznie wyszyty, taka dumna byłam. 

a szczególne gratulacje mi się należą za uskutecznianie najlepszego ćwiczenia na świecie. jest dobre, skutecznie i przynosi niesamowite rezultaty. instrukcję opiszę poniżej:

w związku z tym, że mój TŻ pracował dzielnie aby nasz kot miał godne życie, bo przecież dom jest kota, a my tylko spłacamy kredyt, przyowdziałam najbardziej seksowny strój jaki istnieje na świecie tj. ogromne spodnie dresowe, w których mój tyłek jest jeszcze większy niż teraz i ogromne kapcie z głową słonia (bo co, bo mogę. co z tego, że mam 26 lat) i tak sobie elegancko egzystowałam dopóki nie rozbrzmiał telefon. 

myślę, oleję, bo kulturalnie chciałam sobie posiedzieć i popatrzeć jak kaczki pływają na rzece obok domu, ale dobra. 

drugi raz ktoś dzwoni. no ku@#$@a. wstanę i zabiję jak się okaże, że ktoś bezpodstawnie chce mi tylko tyłek zawrócić swoim telefonem.

aleeeeż... to moja przyjaciółka, a jak już ona dzwoni, co dziwne bo zawsze potrzebuje około dwóch dni żeby przede wszystkim najpierw znaleźć telefon w torebce a dopiero później dzwonić, więc myślę, oddzwonię, może coś super poważnego się stało.


dzwonię, gadam, ona że przyjdzie, ja że spoko luz, ona że przyniesie ciastka, ja że nie, ona panika, świat się kończy, ciastka nie chcę, chyba czas umierać, napewno jestem chora, albo inaczej wpadłam w jakąś ciastkową schizofrenię i odmawiam najlepszych rzeczy na świecie. 

przylazła. z ciastkami. w białej czekoladzie. kawa zrobiona. i je. patrzy na mnie i podsuwa pod nos. ja że nie. ona w płacz, że ja chora jestem. podejście numer dwa, ciastko mi pod nos, ja znowu, że nie. ona w histerię. 

uspokoiłam, pogłaskałam po głowie, wytłumaczyłam, że to dlatego, że dupa rośnie i nie można, bo jak tak dalej pójdzie to będę się ubierać w Decatlonie na dziale z namiotami. 

więc luz, zrozumiała, poleciała do lustra, bacznie przyglądając się swoim pośladkom i rzuca hasło; koniec żarcia, czas na dietę, idę z Tobą.

więc tak oto znalazłam sobie kompana.

ciastka zostały dla TŻ. i kota. 

a najlepsze ćwiczenie na świecie: kręć głową raz w prawo raz w lewo. powtarzaj za każdym razem jak ktoś proponuje Ci niezdrowe żarcie. powtarzać do skutku. 



16 listopada 2016 , Komentarze (5)

Wypadałoby się przywitać. Cześć. Witaj. Dzień Dobry.. takie powitania zwiastują chyba dobry początek dnia, prawda? ale nie... nie w tym przypadku.

godzina 6:50. cholera, powinnam wstać jakieś milion godzin temu, a dokładniej o 6.. teraz na bank w całym tym pośpiechu albo wyrżnę się na schodach albo włożę sobie szczoteczkę do zębów do oka. Wiadomo. 

Patrzę na prawo, leży mój mężczyzna, który włączył system koparko-spycharki i wywala mnie z łóżka, wiedząc jak jest późno.

Wpadam do łazienki. szaleję, bo nie wiem co mam zrobić. i patrzę... w kącie stoi ona. Sprawczyni wielu łez. U każdego. 

 Kurde, czemu jest na wierzchu. Ahh takk.. Pamiętam.. Miałam się zważyć w poniedziałek, Ale upsssss.. jest środa. uwielbiam takie moje diety
"od poniedziałku" nigdy nie wychodzą. 

Więc skoro stoi to wlezę, żeby uspokoić wyrzuty sumienia, że nie potrzebnie kurz się osiada.

i wlazłam. ba. żeby to raz. co najmniej pięć. wyrwało mi się soczyste "ku@%$a".. mój TŻ od razu przyleciał pod łazienkę, pewnie wystraszył się że sobie, nie wiem, suszarkę do oka włożyłam, bo to tak bardzo w moim stylu. 

szybko odszczekałam, że to nic, że uderzyłam się w mały palec u nogi (każdy zna ten ból).. co miałam powiedzieć? że jego kobieta waży 110,1 kg?!!!!

wstyd, jak stąd do Białegostoku. czerwona na ryjku, ze wstydu i ciśnienia jakiego dostałam, próbowałam zakryć zażenowanie na twarzy najlepszym podkładem na świecie, ale cóż, nie poszło, wstyd i tak przebijał. 

szybko przywdziałam to co znalazłam w szafie i powędrowałam do pracy. a że mam całe 10 min drogi spacerkiem to zrobiłam sobie w głowie szybki rachunek sumienia. 

przecież jeszcze w lipcu ważyłam jakieś 90-93 kg. jak to się stało?! 

najgłupsze pytanie świata. tak to się stało, jak się żarło kebaby, pizzę i tony słodyczy. wyjścia na randkę czy inny spacer zawsze coś przywlekły do domu. zazwyczaj czekoladę. pączka. pizzę. McDonalda. everything. i było fantastycznie. bo się żarło.

a teraz już nie jest. 


dzień pierwszy ogłaszam za rozpoczęty. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.