Wiecie co?... zawsze, gdy postanawiam zabrać się za siebie życie rzuca mi kłody pod nogi. I tak ostatnio w listopadzie zapisałam się na siłownię - chodziłam regularnie przez 2 tygodnie po czym tak się rozchorowałam, że nie chodziłam do pracy, a to się jeszcze nie zdarzyło. Teraz kupiłam dietę, w planie siłownia od poniedziałku.. i zgadnijcie co się stało tym razem... w czwartek pęk mi ząb i byłam zmuszona usunąć 6tkę. W tym wypadku ma to swoje dobre i złe strony.
Na plus - mało jem, a jak już to płynne i coś co nie muszę gryźć
na minus - nie pozwoliło mi to wejść w pełen tryb diety
ale ale... tym razem się nie dam wmanewrować losowi. Dzisiaj byłam krok od tego trzymając czekoladę w sklepie... na szczęście poszłam po rozum do głowy i odłożyłam ją na półkę. nie wiem czy to objaw silnej woli, czy konieczności.
Wiecie, jadę jutro na kulig. mam dwie pary zimowych spodni - po przymiarce okazało się, że jedne dopnę, ale się nie ruszę, a w drugich na ścisk, ale pojadę w nich.
miałam je na sobie ostatnio chyba 2 lata temu, gdy zerwałam więzadło na stoku i wypadłam z aktywnego życia na ponad rok - co mocno odbiło się na mojej sylwetce.
Nie wiem czy mam takiego pecha czy zdolność do szukania wymówek, ale czuje, że teraz będzie inaczej i osiągnę swój cel.
3majcie kciuki i piszcie czy Wy też bijecie się z myślami przed półką z czekoladą :)