W sumie zostały jeszcze dwa dni diety, jeśli nie liczyć dnia dzisiejszego. Koleżanka wymiekła w sobotę. Nie pisałam o tym, ale w niedzielę też miałam mały kryzys. Tak się opiłam kawą i zieloną herbatą, że myślałam, iż nie spojrzę na nie więcej.
Ale jakoś przetrwałam i oto jestem w 11 dniu trzynastodniowej diety. Efekty sa widoczne i zaczęłam wchodzić w bluzki, kóre wcześniej stały się opięte.
Zamierzam przejść na dietę ok. 1000 kalorii. Od niedzieli. Pięć posiłków dziennie.
Zatem szykuje się rewolucja i to wielka jak na mnie. Dobrze, że jest Vitalia i inne podobne miejsca, gdzie mam dostęp do licznika kalorii. Zawsze to łatwiej wyrobić sobie pojęcie co się zjada :)>
A propos okazuje się, że bez chleba, ziemniaków i makaronu da się żyć.
Moja waga elektroniczna od dawna potrzebuje wymiany baterii. Czas najwyższy by ją kupić i zacząć się ważyć. Póki co w sobotę kolejne mierzenie obwodów. Ciekawe czy i ile ubyło mi od ostatniego pomiaru.
Alome
31 maja 2010, 13:59masz rację bywają baardzi złoścliwe :))
KLUSIA1954
20 maja 2010, 13:56Moja waga pozdrawia Twoją wagę.Bądż ostrożna , bo te małpy oszukują. Moja ostatnio, po weselu, pokazuje 2 kg więcej! I nie chce żmija ustąpić.