Po pierwsze uspokajam
Nie umarłam po upalnym rowerze, tylko po raz pierwszy w tym roku byłam zmęczona i znużona i obolała. I czułam się tak jeszcze 6 godzin po jeździe. Ale to tak PIERWSZY RAZ.
I o co tyle krzyku... z tym kumplem to się odnaleźliśmy po latach i umawialiśmy się od dwóch tygodni, on przekładał remont ogrodzenia, ja babciowanie... a skąd my dwa tygodnie temu wiedzieć mieliśmy, że to akurat w środę będzie upał na maxa i słońce na maxa?.... prekognicji nie posiadamy
Poza tym ja nie jechałam na bicie rekordów, tylko dla przyjemności i dla towarzystwa. Bić rekordów już nie muszę... no, przynajmniej w tym roku. Ja po prostu lubię jeździć. W ogóle lubię się ruszać. Chciałabym tu przypomnieć moje radosne zimowe odśnieżanie publicznych chodników. Zmęczenie po 100 już dla mnie nie jest za wielkie, słońce też kocham - ale dwie te okoliczności razem i w nadmiarze, sprawiły, że w nocy po rowerowej padłam, fizycznie i psychicznie
Po drugie opowiadam
W czwartek się regenerowałam. Babciowanie fajne, bo na tapczanie, przed tivi i w podmuchach dużego wentylatora. Wyprawa do sklepu po lody. Dla siebie nie kupiłam, tylko Staśkowi, byłam dzielna. Jak synowa_in_spe zabrała wnuczka, to się regenerowałam samotnie. Nawet konsultacje webmasterskie przeprowadzałam leżąc, mysza i telefon w zasięgu łapki...
A czwartkowym wieczorem powracający z Koszalina Pan i Władca od progu wręcza mi coś, co wygląda jak wysoki bukiet kwiatów. Ale niechlujnie zapakowany i jeszcze owinięty wielką reklamówą. Bez żadnych podejrzeń, z lekka zniesmaczona opakowaniem ... rozpakowuję. I z piskiem zaskoczenia odskakuję. OGON!!!! Ogon mnie chlasnął!!!
... tak mu się spodobało moje mruczenie z rozkoszy nad poprzednią wędzoną rybą, prosto z plażowej wędzarni, że specjalnie drogi nadłożył. Pojechał nad morze i kupił mi 88 centymetrów wędzonego węgorza!!!!
Oczywiście ogon i podogonową część rybki natychmiast pochłonęłam.
Swoją drogą, to i tak fart, że odpakowałam od strony ogona. Dziś rano z synkiem rozpakowaliśmy rybkę całą, żeby sprawiedliwie odkroić. Od drugiej strony ona ma też PASZCZĘ i ZĘBY. Widząc wykrzywionego złośliwie zębatego stwora w podarunku od męża - ani chybi zeszłabym na serce.
Po trzecie planuję
A dziś od rana zerkam na rower, owszem, jest gorąco, ale słonce przez chmury... no i nie mogę za dużo pedałować, bo wieczorem jakieś eleganckie wyjście, muszę być sprawna. Ale 40 km między robotą a imprezą to chyba przejadę.
dziejka
18 lipca 2010, 20:48Jola ja nietechniczna jestem ,ale jak przyjedziesz do mnie to ja Ci inne atrakcje załatwię.Buziaki
Wiedzmowata
18 lipca 2010, 16:21nie padało i nie pada; przeleciałam przez działki i się ugotowałam...; chodzę i patrzę na tę Saską Kępę i ... to już nie jest "moja bajka"; pamiętam, kiedy było kino Sawa (do którego chodziłam), nie było przychodni na Saskiej, a między ulicą a kinem pasły się krowy; po drugiej stronie Al. Stanów Zjednoczonych (bita droga, wysypana jakimś czarnym żużlem) były pola kapusty... Nie ma już Pokusy, blaszanego baru szybkiej obsługi; nie mogę się tam odnaleźć... sorki, coś mnie ostatnio bierze na "wewnętrzne zadumy" nad zmianami; to co, czekamy na burzę? Jak zacznie padać, to chyba wylecę na spacer :-))
adador77
18 lipca 2010, 12:53tak mi sie wydaje. wyciszam sie i slucham siebie. nie budzi mnie budzik i to jest super. na wszystko mam czas:)
gragar15
18 lipca 2010, 10:23Uwielbiam Twoje wpisy. Ostatnio nie zaglądam tu często, gdy brak mi energii i świeżego spojrzenia na życie, szukam ich w Twoim pamiętniku. Dziękuję ci za to ... :)
ata788
18 lipca 2010, 00:22jesteś niesamowita, podczytuje cię od jakiegś czasu...taka energia jest mi potrzebna...pozdrawiam serdecznie:)
bebeluszek
17 lipca 2010, 22:28grupa nie jest wazna, wazne jest by oddając powiedzieć ze jest to krew dla Sylwi Drozdowskiej, ktora lezy w szpitalu Batorego w Toruniu, dzięki temu zostaną uzupełnione zasoby banku krwi, z którego teraz krew dla Sylwi jest "wypożyczana". Sylwia ma A rh plus, ale nie musi byc taka, wystarczy jakakolwiek, byle uzupelnic zasoby banku krwi, z ktorego teraz Sylwia ja dostaje. nie wiem jak to dziala, ale taka wiadomosc dostalam od jej rodziny. dzieki za kazda pomoc...nawet myslowa. cmoki!
daruska99
17 lipca 2010, 17:33TE ZDJ. ROWERU JEST Z INTERNETU. ;) MÓJ JEST INNY, LECIUTKI I BARDZO WYGODNY. POZDRAWIAM.
hanka10
17 lipca 2010, 09:04dziękuję za info:)) Skąd wiedziałaś, że ten majonez mnie męczy najbardziej ? Ja często używam majonezu zamiast masła i faktycznie było mi trudno policzyć ile takie "maźnięcie" ma kalorii. Udanego wieczornego wyjścia życzę. I wcześniejszego pedałowania udanego też życzę.
pinia0
16 lipca 2010, 23:59Pan i władca - jak dla mnie full wypas, z tą rybką to pojechał... ;)fajnie,że nie potępiasz mnie za jazde na wiełospiedzie w , no ja to kocham, to mnie kręci ;))) kisski
kitkatka
16 lipca 2010, 23:27w upale nie doprowadziło do Twojego zejścia tylko małej niedyspozycji to zęby i paszcza miałyby być gwoździem do trumny? Ja rozumiem, żeby to była paszcza rekina ale węgorza? Toż ona malutka. Pozdrówka
monimoni27
16 lipca 2010, 17:29a Ty czujesz co by się działo, jak my byśmy się tak spotkały????? Łoooooj, by się działo.... A o Tobie to gadałyśmy z pełnym szcunkiem, tkliwością wręcz, z mniejszą na temat ciętosci twego - czasami - pisania
Dareroz
16 lipca 2010, 15:28nie tracisz rowerowego animuszu :D mężulowi teraz buziaka tą paszczą i zębami ;)
HannaStrozyk
16 lipca 2010, 13:56prawdaz, dziekuje ale ty to juz jestes uzalezniona od roweru ja po wczorajszej 50-ce dzisiaj opalam sie sama w ogrodzie co 10 min. pod zimny prysznic.Nie ma nikogo nie widac mnie a pan jak to ty mowisz i wladca wybyl latac w chmurkach.Kolosalna roznica na zdjeciach teraz wygladasz jak dziewczynka.Pozdrawiam