Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
depresja i ... spokój


Na poczatek dziekuję za trzymanie kciuków i za takie cudowne słowa otuchy.

Było źle, wyłam, wyłam cały dzień i juz miałam naprawdę dość.

No cóz jak patrze na ten swój pokaleczony brzuch to nie jest lekko.

Ale pozbierałam się.... znów jak zwykle i sama zreszta bez niczyjej pomocy, a własciwie jeszcze słysząc zewsząd słowa niby pocieszenia, które dylko mnie dobijały.

Jak juz naprawdę miałam dość i chciało się wyć do księżyca to wymknęłam sie z domu i poszłam pobiegać w ciepłą noc.

 

Ale trudno, doły to doły. Trzeba się znów podnieść.

Mimo, że bardzo sie nie głodziłam i bardzo dietki nie pilnowałam to waga i tak poszła w dół. Więc trzeba się wziąźć ostro do roboty bo wtedy poleci moze szybcie?

Dziś sie nawet pilnowałam i nie podjadałam a teraz siedzę sobie z maska kawową na brzuchu i się "ujędrniam".

Oj a pachnie kawą i tak przyjemnie grzeje.

Może będę się częściej wymykać z domu na nocne bieganie. I może wreszcie ruszę swoje szanowne 4 litery i zacznę zaliczać basen przed pracą (jak kiedyś).

ZA duzo może, może. Praca, praca i jeszcze raz praca do utrachy tchu i może depresyjka zniknie gdzieś ....

Zreszta tyle rzeczy sobie w zyciu obiecałam i zawsze dotrzymywałam słowa, realizowałam marzenia wię może teraz tez sie uda.

Musi sie udać.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.