Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
niespodziewanie drogocenne skutki wyuzdanych
tańców


po pierwsze, wspomnieniowo

(bo ja kocham tańczyć)


Lat temu kilkanaście dołączyliśmy towarzysko do pewnego, dłużej się znającego grona. Nie są to kontakty bardzo ścisłe, nie są przyjacielskie, ale regularnie, 2 razy do roku spotykamy się na tańcująco-jedzących-gadanych imprezach. Ludzie ciekawi, zawsze jest o czym gadać. Zaznaczam! To nasi rówieśnicy, albo starsi lat kilka, czasem na przyczepkę trafi się osoba młoda bardzo - a przyjęcia są ZAWSZE z naciskiem na TAŃCUJĄCE.

to ja, ta za krótko obcięta, ta tyłem

No więc lat temu kilka właśnie na takiej imprezie zaszalałam na całego. Jakiś chwilowy stresik mnie odpuścił, jakieś hamulce popękały, jakieś barierki duchowe przeskoczyłam. Nadużyłam nadzwyczajnie procentów, ale nie ze skutkami rzygownymi. Ach nie! Skutki były absolutnie inne. Wywołałam albowiem skandal obyczajowy. Tańcami! ( hehe, jeszcze pół roku później dobiegały mnie skandalu echa, hehe, haha). Bo nie tylko tańcami z Markiem narozrabiałam, ale też obściskiwaniem się z Basią, wprost to macanki były, szpagatami, pokazywaniem majtek pod zadartą sukienką, zbiorowym błyskaniem udami. Bosz . . ..  . i to dorośli ludzie.

;-)))


Ale zabawa była przednia!

O! proszę! Impreza była w pierwszej połowie grudnia, a to są fragmenty korespondencji mailowej z marca roku następnego

>Ale nie spodziewałam się, że mogę kogokolwiek urazić wygłupami z Basią. >Wciąż będę twierdzić, że to nic złego, gdy dwie kobiety tańczą tak bardzo >razem. Zwłaszcza, gdy tańczących facetów wciąż brakuje, a ochoty do >tańczenia nie. I nie pokazywałam majtek, tylko uda. To jedyne, czym wciąż >mogę się pochwalić.

>   I ogólnie przestań pisać takie rzeczy, że się będziesz zachowywać itp.
> No pewnie, że się zachowuj, bo nie każdy jest taki wyluzowany jak ty.
> Zona Marka chirurga na przykład obraziła się na niego za te pląsy z
> tobą. Wcale jej się to nie podobało. I nie obchodziło mnie to wtedy.... a teraz żałuję że jej pokazałam wasze                                   > zdjęcia, bo ona to wzięła strasznie poważnie, chociaż to były wygłupy...


 

po drugie, okropnie i boleśnie i brutalnie

Ostatni tydzień z mamą był KOSZMARNY. W poniedziałek rano krwotok i dzień cały na izbie przyjęć. We wtorek w sumie 6 godzin w szpitalu, mama od nocy krwawi leniwie, , kroplówki - płyny, 2 worki z krwią, ops, nie z krwią, tylko z koncentratem czerwonych krwinek. Na dłoniach ma 2 wenflony, w łokciu też coś. W środę rano radosna jak skowronek, morfologia dobra, wypis na własne życzenie, bo trzeba jechać na konsultacje przedoperacyjną na Ursynów. Prawie śpiączka w samochodzie, Ursynów odmawia przyjęcia na cito. Mama do mnie do domu, bo przecież ani nie może być sama ani się na swoje 3 piętro za nic nie wdrapie. Moje 8 schodków urasta do rangi Everestu. Zmęczenie i płacz ulgi wieczorem, że jest u mnie, że ma wszystko, że ma opiekę, że nic nie musi sama koło siebie robić. Nawracające wymioty nocą. Kał z krwią w czwartek rano, potem już sączenia nie ma. Ale wymiotów coraz więcej, nic prócz kleiku ryżowego się nie wchłania. Odbiałczenie. Mama mówi, gdzie ma przygotowane dokumenty dotyczące własności grobu rodzinnego i skąd jej przywieźć trumienne czarne buty ze srebrną klamerką. Bezwstydnie się pobeczałam, gdy siedziałam oparta o drzwi i podsłuchiwałam szeptu: Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego .. i choćbym kroczył ciemną doliną, zła się nie ulęknę .. boś ty jest przy mnie. A potem się porzygałam, gdy szorowałam mamie protezy zębowe, przez ostatnie 4 czy 5 dni nieczyszczone. Wieczorem nawrót wielogodzinnych bóli, plasterki z narkotykiem nie pomagają, tramal nie pomaga, kodeina usypia tylko na godzinę. Tak jak w środę uciekała ze szpitala, to teraz, w czwartek, pół nocy głośno domaga się zawiezienia gdziekolwiek. Pojawia się zwarzona krew w wymiotach.

Ruszamy wszelkie kontakty. Teść przyjaciela mężowego jest akurat w Szikago, poza tym nie jest ordynatorem już 4 lata, emerytura. Może gdyby był tutaj?.. Ciotka Heńka, najbogatsza z rodziny, za forsę sobie robi wszystkie zabiegi. Jej partner miał leczonego raka żołądka, może oni coś. Po 3 godzinach dzwoni pan Wiktor, że go z ulicy na Bródno do szpitala przewieźli z krwawieniem i że to absolutnie nie było za forsę. Teść przyjaciela w nocy dzwoni, że jakakolwiek informacja dopiero po 13 dnia następnego.

Sprzątałam u mamy po 1 w nocy, a potem po 5 rano. Jęczy z bólu. Nie potrafię pomóc. NIE można już teraz powtórzyć dawki. Boli mnie jej ból

 

 

po trzecie, niemożliwy zbieg okoliczności

O 6 rano Pan i Władca włącza lapka, ma dużo liczenia dzisiaj. Mimochodem przechodząc proszę by wstukał nasz najbliższy szpital i czy ma chirurgię miękka, niekoniecznie onkologiczną. Za chwile wracam, każę kliknąć w góglowy drugi link. Może tam pojedziemy? Mam skierowanie, ale taxi, samochodem czy karetką? Czy karetka zawiezie nas tam, gdzie chcemy?

Pan i Władca przewija stronę do dołu.

Co??????

Ej, zatrzymaj, stop!, wróć do góry! zobacz, czy to ??? czy to ten facet?

No, toż to przecież Marek?!

Jaki marek!? To ten mój wspaniały tancerz!

No toż mówię, że Marek. Ten "no i co, doktorku"

Ty, patrz, co to za oddział! Mają też zabiegi onkologiczne!

Ale nie jest ordynatorem, i to już tyle lat, tylko kierownikiem!

 

Z trudnością czekamy do 7, do tej cywilizowanej godziny. Danka złapana komórkowo w drodze do pracy, aż na stację przydrożną zjechała. To jej przyjaciel bliski, mój nie, nie mam do niego telefonu. Ona go szuka. I fart znowu niemożliwy. Jest na urlopie, ale codziennie po 7 rano zwisa za oknem, bo tylko tam ma zasięg, i stamtąd kontroluje swoje miejsce pracy. Telefony, telefony, esemesy, czytanie opisu tomografii i kolonoskopii i opinii kardiologa.

 

Po 6 rano zobaczyliśmy mojego skandalizującego partnera od wyuzdanych tańców na ekranie lapka jako faceta na stanowisku. O 13 mama leżała już na oddziale, dostawała nawadniające kroplówki i za godzinę miano ją przewieźć na gastroskopię, by sprawdzić przyczyny krwi w wymiotach. Dzisiaj nawadnianie, jutro przetoczenie krwi. Na poniedziałek-wtorek przewidziana (być może) resekcja zajętego kawałka jelita.

7 godzin zamiast 5 tygodni.

 

 

 

po czwarte, radośnie

A potem szłam ulicą, w słuchawkach grzmiała mi muzyka, która puszczałam, gdy chodziłam z kijami. Na rehabilitacje stóp wkroczyłam, ach, wefrunęłam (hmmm wfrunęłam?), skandalicznie spóźniona, 5 godzin. Moja terapeutka, pani Ania aż się rozjaśniła na mój widok, ach, ale ja pani nie znam, ta moja pacjentka to wciąż była zmęczoną, zgaszona i smutna, kim pani jest, i skąd ten uśmiech? -  hehe, zapytała, więc trajkotałam radośnie przez cały czas fonoforezy!

Wracałam tańcząc. W rytm muzyki kręciłam biodrami. Ach, każda z nas zna ten taneczny krok !

Na rower wieczorem wskoczyłam, żeby pojechać do świętej Barbary i odebrać wycinki histopatologii i zawieźć do szpitala. I nawet to, co przeczytałam, mnie nie zmogło. Owszem, to na 100% nowotwory i na 85% złośliwe. Nieważne, mama już jest w dobrych rękach.

Zawiozłam dokumenty. Do domu wracałam okrężną drogą. Śpiewałam pod nosem. A potem z radości, z ulgi - wokół mojej dzielnicy kręciłam kolejne kółeczka.

 

po piąte, nie do końca radośnie

Zadzwonił po 22 Marek. Długa rozmowa, analizy, oceny. Nie jest dobrze, znaczy rokowania nie są dobre. Wrzodziejąca również górna część układu pokarmowego.

Ale jaka to ulga dla mnie, że już sama swoim małym rozumkiem nie muszę podejmować decyzji, nie muszę rozważać, co najpierw, co lepsze, czytać medycznych elaboratów, napisanych jak nie po polsku, żeby wiedzieć, żeby mieć wiedzę do decyzji.

Teraz ktoś życzliwy i obeznany z materią może mi przedstawić alternatywy i wskazać lepszy wybór. Oszem, to ja (wciąż) podejmę decyzję, ale już się w niewiedzy nie będę miotać. No i to, że mama pod specjalistyczną opieką. Że nie trzeba będzie z nią wędrować od Annasza do Kajfasza, wszystko w jednym miejscu.

 

 



ps vitaliowe

sobotnim rankiem zobaczyłam na wadze 57,2 kg

najniższa waga tego roku!

bezwstydnie mignęło nawet 56 z ogonem, ale tylko mignęło

  • filipinka1

    filipinka1

    21 lipca 2012, 22:07

    uff, czytając poczułam ulgę :), pozdrówka dla Mamy :)

  • mikrobik

    mikrobik

    21 lipca 2012, 20:54

    Rozumiem aż za dobrze ulgę jaką czujesz. Trzymam kciuki za mamę. Zawsze 85% to nie 100, poza tym medycyna czasem potrafi pomóc w przypadkach najtrudniejszych.

  • baja1953

    baja1953

    21 lipca 2012, 19:41

    Jola, cieszę się, że tak szybko udało Ci się mamę umieścić w szpitalu...I jeszcze ta ulga, że wreszcie ktoś o czymś zapewni, o coś zadba, cos zabezpieczy, itp... A wszystko dzięki tańcom:)

  • kasperito

    kasperito

    21 lipca 2012, 17:36

    w tańcach Jolu jesteś JEDYNA i NIEPOWTARZALNA, w ciężkich dla Was chwilach życzę dużo siły .

  • dziejka

    dziejka

    21 lipca 2012, 16:13

    Jolu doskonale wiem o czym piszesz.Ściskam Cię mocno.Pozdrowienia dla mamy

  • sr.lalita

    sr.lalita

    21 lipca 2012, 15:16

    Jolu, gratuluję Ci mocy! Twoja siła jest dla mnie wielką insiracją. Dziękuję.

  • agnes315

    agnes315

    21 lipca 2012, 13:59

    niezbadane są wyroki nieba :)

  • zoykaa

    zoykaa

    21 lipca 2012, 13:50

    nuny masz debesciarskie:)

  • frodobeat

    frodobeat

    21 lipca 2012, 13:19

    Wspaniale, że Mama w dobrych rękach się znalazła.

  • zoykaa

    zoykaa

    21 lipca 2012, 13:17

    Po pierwsz..wciaz trzymam kciuki za Mame..i wszystkich lekarzy swiata co Wami sie opiekuja...Po drugie Marek niech bedzie i najlepszym tancerzem,ale leekarzem takowoz.po trzceiei relaksujace,kupuje pile mechaniczna i odravbuje Ci te piekne konczyny,nie zycze se,bys takie miala,skoro ja nie mam!!!!Bedzie To Warszawska Masakra Pila Mechaniczna...cmok trzymaj sie nie procentowo...

  • Milly40

    Milly40

    21 lipca 2012, 12:57

    Jolu jak ja Cię rozumiem, pamiętam jak ja też te kilka miesięcy przed śmiercią mojej mamy, szukałam chocby cienia tego że ktoś za mnie weźmie ten ciężar decydowania. Z drugiej strony jesteś "szczęsciara" bo wciąż jest nadzieja i wciąż coś daje się zrobic, ty możesz coś zrobic. Bardzo, bardzo Cię rozumiem i przytulam jak najmocniej się da. Tylko pamiętaj DBAJ O SIEBIE, nie zapominaj o sobie !!!!!!!

  • pojedyncza

    pojedyncza

    21 lipca 2012, 11:31

    odpowiedzialnosc za decyzje jest najtrudniejsza, ciesze sie że troszke ciezaru Ci zdjeto. powodzenia.

  • pojedyncza

    pojedyncza

    21 lipca 2012, 11:31

    odpowiedzialnosc za decyzje jest najtrudniejsza, ciesze sie że troszke ciezaru Ci zdjeto. powodzenia.

  • wiosna1956

    wiosna1956

    21 lipca 2012, 11:21

    no cóż , ciężki czas dla ciebie !!!! współczuję ! u mnie matula też jest chora i bardzo zle się czuje , wiem co czujesz !!!!! trzymaj się

  • Cellist

    Cellist

    21 lipca 2012, 11:18

    Czasami i dorośli ludzie się wygłupiają ;) Nie trzeba wychodzić z założenia, że wiek daje jakieś ograniczenia. Czasami można te ograniczenia złamać ;)

  • asimil

    asimil

    21 lipca 2012, 11:15

    Nawet sobie nie wyobrażam jak Ci jest ciężko. Ja jestem daleko od swoich rodziców, moja siostra jest z nimi. O ich chorobach często dowiaduję się już po fakcie.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.