Ale niedziela jest tylko dla mnie. Zacznę od treningu, potem kąpiel w pianie, potem mamę zabiorę na długi spacer - Twierdza Modlin? Czemu nie... potem wizyta u teściów - śwagier z rodziną ma zaszczycić obecnością, więc skorzystam z okazji chrześniaka zobaczyć. Na wiczeczór jakiś film wybiorę i zaszaleję - lampkę wina własnej roboty wyciągnę z piwniczki. Ciągle jeszcze wino nie smakuje tak jakbym się tego spodziewała ale z roku na rok wychodzi bardziej wytrawne niż słodkie i to cieszy. Może na emeryturze już wyjdzie takie jakie lubię :)
Przestawiłam dni treningów na week-end aby łatwiej mi było je wykonywać. W tygodniu staje się to awykonalne. Powrót o 17.00 i albo obiad i trenieng po ciemku albo trening i obiad po ciemku. Ale twardym trzeba być a nie mientkim...
No dobra - zwaliłam na trenera i spytałam co lepsze. Czekam na odpowiedź...
A teraz część dalsza Mediolanu widzianego moimi oczami:
Cookie89
20 października 2012, 23:40Ależ piękne zdjęcie ;)