Święta jak zwykle spędzone w rodzinie i z kuchnią "rodzinną".
W niedzielę rosołek (ani za ciężki ani za wodnisty taki jak lubię) potem wiadomo, jajka na stole, ale ja jajek nie jem, jeden problem z głowy. Szynki i kiełbasa nie w moim stylu to skończyłam na ogóreczku z chlebem razowym. Na obiad łyżka ziemniaków, chudy schab środkowy - cienki plasterek i odrobinka sałaty pekińskiej. A potem to już koszmar - sama zrobiłam babkę piaskową to kawałek zjadłam żeby wiedzieć jaka wyszła. Babcia mi z murzynkiem wjechała, że to moje ulubione ciasto i też poszedł kawałek... Moja mama przeszła samą siebie robiąc babeczki z kajmakiem i wiadomo, na kajmak to jestem napalona w dzień i w nocy to aż dwie we mnie wepchnęła...
Poniedziałek były urodziny siostrzenicy Mojego i mimo pożarcia wielu warzyw (siostra Mojego jest po dietetyce toteż jedzenie jest super fit) wepchnięto we mnie 2 kawałki tortów...
Jak się domyślić można miałam niezłe wariacje trawienne na temat i do moich urodzin bezwzględnie trzymam się diety!
Nesia21
3 kwietnia 2013, 01:02Hmm jak na moje oko, święta jedzeniowo poszły Ci całkiem nieźle... u mnie było sto razy gorzej... :( ehhh nic no podnosimy się i lecimy dalej, pięknie :) pozdrawiam :)