Początki zawsze są trudne. Tego mnie nauczyła szkoła. Zawsze na początku jest trudno a potem albo jest gorzej, albo idzie jak z płatka. Do założenia bloga zabierałam się kilka tygodni. Cały czas się wahałam, czy warto, a po co to, a czy na pewno chcę, żeby ktoś czytał moje myśli, a jak się jakiś dziwny i niemiły komentarz trafi? A potem stwierdziłam, że najbardziej niemiłe komentarze to sama sobie funduje w swojej głowie, że jest wiele spraw, które chce światu wykrzyczeć aa nie mogę więc dlaczego nie wpisać tego do sieci, że – i tu zastanawiające – zeszyt schowany pod poduszką mi nie wystarcza. Może jednak potrzebuję wsparcia kolejnych osób anonimowych, obecnych gdzieś w świecie, siedzących popijających sobie kawkę i stwierdzających, że ta dziewczyna ma z głową. No cóż – blog założony jest i będe pisać… może chociaż to pomoże.
Wypada się krótko przedstawić. Pozwolicie, że przywłaszczę sobie na chwilę imię i nazwisko mojej ulubionej bohaterki z mojej ulubionej książki mojej ulubionej autorki. Jeśli ktoś nie kojarzy, Anna Elliot to bohaterka powieści Perswazje autorstwa Jane Austen. Jej życiem też stresowali inni, też nie podjęłam ważnej decyzji zgodnie z własnymi przekonaniami i ponosiła tego konsekwencje przez resztę życia. Ze mną jest podobnie. Całe życie robię to, co chcą inni a ni eto, co ja sama chce chcę. Bardzo rzadko te dwie sprawy się pokrywają. Jestem mało asertywna, wszystkie swoje plany dostosowuje do innych, do ich potrzeb, do ich zachcianek. Efekt – jestem zajechana pod koniec tygodnia, bo nikomu nie potrafię odmówić spotkań, bo muszę bo muszę bo muszę…..
Ostatnio moje życie skupia się głównie wokół kwestii odchudzania, jedzenia, ćwiczeń i mojej figury. Już raz udało mi się schudnąć 12 kilogramów. Byłam pod opieką dietetyka i bardzo dużo ćwiczyłam. Niestety nie przetrwałam okresu stabilizacji, wróciły lody, ciastka, podjadanie ataki na słodycze i wpadło kolejne 3 kilogramy. Zmieniłam lekarza. Jestem pod opieką naprawdę miłej i ciepłej kochanej dietetyczki, która ułożyła mi dietę w taki sposób, że owoce w jakimś sensie zaspokajają mój wilczy głód na słodycze. Nie czarujmy się jednak – żaden owoc nie zastąpi drożdżówki choć nie ja by się starał! No, ale o tym będzie pewnie w codziennych wpisach. Teraz jestem na szalonym etapie – waga się zatrzymała i ten etap jest cholernie ciężki. Niestety przykładam ogromną wagę do tego co pokazuje waga… i choć centymetry idą w dół a ciuchu są lżejsze, to człowiek jakoś beznadziejnie przykłada cholerna uwagę do kilogramów. A przecież człowiek może być szczupły i mieć dużo kilogramów. Wiem, że się uparłam na swoje 57 kilogramów. Nie wiem tylko poco. Chyba, żeby pokazać światu, że potrafię, że mogę, że mi się uda. Jak byłam na poprzedniej diecie to kontrolowałam to mocno i to była jedyna rzecz pod moja kontrolą. Teraz czuje, że nie ma takiej rzeczy już na świecie pod moją kontrolą. Wszystko ucieka przez palce, wszystko jest zależne od innych, wszystko muszę robić, co inni chcą. Myśli te mnie zabijają i cholernie męczą. Codziennie mnie boli głowa.
Podsumowując – mój cel to 57 kg bez efektów jojo. Wiem już nie sztuką jest schudnąć, ale utrzymać wagę. Chcę żyć normalnie, bez tych notoryczny myśli o jedzeniu. Reszt a w kolejnych wpisach. Uśmiechać sie znowu i smiać. I żeby mnie ludzie lubili tak, jak kiedyś.
AnnaElliott
1 maja 2013, 08:35Dzięki!
Girl202013
30 kwietnia 2013, 07:03Życzę powodzenia:)