Od poprzedniego ważenia schudłam ponad 1 kg w tydzień i komputer mi napisał, że z powodu braku postępów przenosi mnie do fazy zielonej - niezły komplement. Za to trener z komputera zapowiedział, że mnie przenosi na wyższy level - mam nadzieję, że dam radę i że nie będzie znacznie dłużej - te 70-80 minut ledwo wykrajam z doby. Nic z centymetrów nie spadło, to sobie zjadłam placek z rabarbarem.
Uczę się czytać po angielsku na starość - uszy więdną od transylwańskiego akcentu, więc czytam w łazience, a wymowę przez internet małpuję. Tragedia. Do wtorku musi być lepiej, jadę zaliczać tekst.
No a dzień matki dzieciak obsikał całą łazienkę. Ale nocnik też, więc się liczy siusiu do nocnika i pieczątka w nagrodę na łapę była.
Może jutro będzie lepiej, może nie.