Najpierw peregrynowałam po urzędach.
Potem poszłam na targ. Kupiłam poduchę puchową. I duuużą jagodziankę. Z miasteczka do wsi, z poduchą w objęciach, zrobiłam sobie własnonożny spacer.
Potem patrzyłam, jak tata podbiera pszczołom miód, jak w miodarce odwirowuje odsklepione ramki, jak z miodarki na sito wycieka wąska strużka gęstej złocistości.
Potem jedliśmy świeżutki miód, pachnący jeszcze kwiatami i rozgrzanym woskiem.
Potem poszłam w maminy ogród. Najadłam się malin i jeżyn, do wypęku, aż mi uszami i nosem nadmiar prawie wychodził. Owoce były tak dojrzale, że zsuwały się z szypułek od najlżejszego dotknięcia.
A nad głową latały mi samoloty, ćwicząc przed radomskim Air Show. Klucze siedmioodrzutowcowe latały równiutko, skrzydło w skrzydło, razem wchodziły w zakręty i razem sie wzbijały w niebo, pozostawiając równe smugi spalin z dopalaczy. Transportowy wielki Herkules też latał, nisko, jak szary obłok, wchodził w zakręt, opuszczając lewe skrzydło, nad lasem za wsią. Para Cas leciała za nim jak na sznurkach. Odrzutowce triumfalnie wrzeszczały, transportowe nisko dudniły. Cudnie!
Potem szłam z poduchą w objęciach do szosy, do busa. Poszłam na skuśki, po ugorze, i już w połowie drogi moje stopy płonęły ogniem. Szeptałam im, że przecież przeszły w greckich górach ponad 16 kilometrów, że ugór nie jest gorszy niż tamte kamienie, że muszą wytrzymać, bo przecież w polu na noc nie zostaniemy, że do domu trzeba wrócić.
Jakoś wróciliśmy, ja i moje stópki. Och ! jak dawno pozycja horyzontalna nie była taka słodka i taka wygodna. Zasnęłam przed telewizorem.
sobotnio na wadze 61,5
córczę dziś z Danii przylatuje, na dłużej chyba
Pan i Władca planuje powitalną kolację, więc dzisiaj nie będzie wstrzemięźliwości w jedzeniu. Już unoszą się zapachy.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
cogitata
24 sierpnia 2013, 18:05też uwielbiam taki świeży miód prosto z ramki ( najbardziej lubię ssać kawałki wosku, które zasklepiają komórki z miodem..pyszności)
Nefri62
24 sierpnia 2013, 15:58jak Ty to barwnie umiesz opisać, aż poczułam smak tego miodu i owoców. miłej kolacji w gronie rodziny . pozdrawiam
baja1953
24 sierpnia 2013, 15:47No, to raduj się na przyjazd dziecięcia...Dziecko w dom, smakołyki na stół, tak było, jest i będzie;)) o stópki dbaj, co by Ci znowu ostrogami nie obrosły... za dostrzeżenie talii w mojej figurze z całego serca dziękuję, ja jej nie widzę... Pozdrawiam, troszkę zazdroszczę tego miodu, mój tata tez robił miód.........
SLIM2BE
24 sierpnia 2013, 13:45swiezy miod, maliny i jezyny prosto z krzaczka...przeciez to bajka:-)
mikrusek123
24 sierpnia 2013, 13:39a czy Ty wiesz że ja te samoloty muszę znosić co dzień? huczą okropnie na moim niebie i czekam kiedy będzie koniec
frodobeat
24 sierpnia 2013, 13:07Wspominam babcine miody lipowe i akacjowe, do tego świeżo pieczony chleb i siwucha pędzona dla starszych - tak wygladały miodowe "żniwa"
MamciaEdycia
24 sierpnia 2013, 12:25mioooooooodzioooooooooo... dziadekz wujnkiem rbiacy miód.... pszczoły bzyczace już od rana.... jeżyny... maliny i babcia robiąca sok z nich...... wspomnień z dzieciństwa czar.... biestety to jedyny czar związany z rodziną ojca i wakacjami u nich.... no może jedynie dziadek się uchował, ale.... to już zupełnie inna bajka buśki
wiktorianka
24 sierpnia 2013, 12:17zamarzyl mi sie ogrod mojej mamy....i siedzenia z nia pod winogronem na powykrzywianych ogrodowych krzeselkach.....i gadanie o troskach i radosciach....i skubanie z pobliskich krzaczkow....i....eeeechhh....chce do domu!!!!!!
agnes315
24 sierpnia 2013, 12:16mmmmmmm, uwielbiam taki miód :)
luckaaa
24 sierpnia 2013, 11:44o , tam w ogrodzie polezec jedzac malinki i patrzac na samoloty ... rozmarzylam sie :)
monimoni27
24 sierpnia 2013, 10:21Miodzik, mmmmmm. Przywiozłam od Góralowych rodziców kilka kilo - świeżego, pachnącego lipowego i spadziowego. A i malin z jeżynami też pojadłam w ogrodzie. Znów podobieństwo? ;-)
adador77
24 sierpnia 2013, 10:18Przez Twoj slodki wpis zachcialo mi sie do domu. Tam pachnie malinami, miodem.... Pozycja horyzontalna w polu z poduszka to by byla fajna opcja:))))) Moj kolega jako jeden z niewielu ma uprawnienia na Herkulesa. Widzialam go z bliska, dotykalam I bylam w srodku. Bestia z dusza...mowie Ci Jola...zakochalaby sie od razu:)
spalina
24 sierpnia 2013, 10:07mmm, ogródek z własnymi owocami i warzywkami to moje marzenie, mam nadzieję, że kiedyś uda mi się je spełnić :-) skoro córa przylatuje, to nie ma się co oszczędzać na kolacji :-) powiem szczerze, że nie przepadam za miodem, ale takiego świeżutkiego chciałabym spróbować. Miłęgo dnia życzę, baw się cudownie w towarzystwie rodzinki.
alunia1960
24 sierpnia 2013, 10:07Oj, takie to można jeść! Ale to musi być z zaprzyjaźnionego ogrodu, bo tak to jakieś kwaśne są, nie lubię. Obrazki jak zwykle u Ciebie - piękne. Radosnego czasu rodzinnego Tobie a stopom niebolenia z całego serca życzę! I niech Ci tak bardzo smakuje to co będziecie jeść, żebyś nie miała wyrzutów sumienia :-) A potem wyrowerujesz, jak znam życie.
Wiedzmowata
24 sierpnia 2013, 09:56Piękne owocki...:-))