Nie pisałam kilka dni, nie miałam kiedy, w tym tygodniu pracowałam od 10-18, z domu wyjeżdżałam o 9 wracałam o 19, i tak cały tydzień zleciał bardzo szybciutko.
Z dietą ok,. choć mogło być lepiej, bo zdarzyło mi się np. wczoraj zjeść 3 wafle ryżowe pół godziny przed snem. Oczywiście zgrzeszyłam. W we wtorek zjadłam kawałek babki z lukrem, a dzisiaj 2 ciastka. No a zapowiadało się tak fajnie, no cóż czasu nie cofnę, teraz pozostało mi trzymać się tego co sobie założyłam i się nie poddawać, wiem że będzie trudno,, styczeń miał być miesiącem bez słodyczy, ale coś mi nie pykło,postaram się być do końca miesiąca grzeczna, trzymajcie kciuki.
Biorąc pod uwagę że jeszcze w grudniu jadłam słodkie jak opętana to i tak teraz jest naprawdę dobrze. Więc mimo tych grzeszków jestem z siebie dumna.,
Ćwiczyłam codziennie, wiec tragedii nie ma., mama już mówi że widać żę coś mnie tam ubyło, ja na razie różnicy nie widzę.
Nie wiem czemu, ale zawsze tak mam,że po ok.2 tygodniach diety zaczynam wątpić w to że coś schudnę, pojawiają się myśli.""Po cholere ja to robię"' Biorąc pod uwagę to ile razy próbowałam się odchudzać wątpię abym w końcu schudła.
Na dzsiaj to już wszystko,lecę was poczytać.
paaaa,