Właśnie wróciłam z dzisiejszego biegu. Sama w to nie wierzę ale łącznie przebiegłam 6,6km! Zrealizowałam plan na dziś a nawet więcej.
No ale oczywiście nie byłabym sobą gdybym czegoś nie pokopała. Tak więc po 0,8km (5 minut 47 sekund) sobie bieg zakończyłam zamiast spauzować kiedy miałam pierwszą dwuminutową marszową przerwę żeby pożegnać się z dotychczasowym towarzyszem, którego zaczęło boleć kolano :)
Potem zaczęłam już bieg właściwy, sama. I realizowałam plan, trzy serie 10 min biegu + 2 min marszu. A od siebie dodałam 4 min biegu na koniec tak żeby dobić do 40 minut ;)
Podsumowując dystans: 6,6 km (+ w pamięci 2 min marszu, które się nie zaliczyły)
czas całkowity: 47:39
kalorie: 420 :)
A teraz sączę sobie wodę z miodem i cytryną, i popadam w samozachwyt po raz kolejny.
Każdego dnia pokonuję własne ograniczenia i to jest cudowne uczucie ;)
Co ciekawe gdyby ktoś jeszcze miesiąc temu powiedział mi, że będę biegać zimą i, że będę przebiegać ponad 5km wyglądałabym tak:
A tu niespodzianka.
Kenzi
19 stycznia 2014, 17:21Gratulacje z dystansu;) Niestety reakcja Doktora idealnie odpowiada reakcji ludzi, ktorym mowie ze schudlam 5 kg. Ta analogia jest dobijająca;)
ZobaczePiatke
18 stycznia 2014, 20:46Podziwiam! :)
szabadabada
18 stycznia 2014, 18:40śniadaniowa piąteczka! Nie wiem jak wyglądał Twój dzisiejszy dzień ale z rana był w Krakowie taka mgła i taki smog, że bieganie w nim dużo zdrowia nie przyniesie :(
nussbeisser
18 stycznia 2014, 16:17gratuluje! Zazdroszczę tego, że potrafisz zmotywować się do biegania zimą..mi tak trudno ruszyć tyłek z ciepłego pokoju w akademiku..
szabadabada
18 stycznia 2014, 16:14oj to prawda, pokonywać siebie codziennie i robić coś o czym w ogóle nawet byśmy nie pomyślały! To jest to :)