Wczoraj udało mi się rozpocząć sezon. Byłam w moim ukochanym miejscu, Zakopane. Plan był na Giewont, ale trochę mieliśmy obsuwę z czasem więc skończyło się na Hali Kondratowej. Zawsze to już jakiś spacerek. Jak ja kocham ten stan. W górach jeszcze dużo śniegu więc wysiłek był większy co cieszy :) Jakie było moje zdziwienie, że prawie w ogóle nie odczuwałam zmęczenia i miałam w sobie tyle siły w przeciwieństwie do moich towarzyszy. Jestem pewna, że to za sprawą biegania. (trochę ostatnio to zaniedbałam ale wznawiam treningi od piątku, w końcu jeśli mam iść na Rysy muszę mieć kondycję)
Wiem, że trochę mało mnie tu i nie będę wymyślać jakiś wymówek. Nie mam za wiele czasu. Postaram się jednak jakoś nadrobić w miarę możliwości.
Z pracą chyba ok. Część teoretyczna już sprawdzona, teraz za badania trzeba się zabrać.
Waga spada, choć nie tak szybko jak na początku ale spadek to zawsze spadek. Mam wrażenie, że brzuszek robi się mniejszy i nogi jakieś takie smuklejsze o ile tak można w ogóle powiedzieć przy mojej wadze :P
W tak zwanym międzyczasie udało nam się wyrwać na KSW do Warszawy, było super. Dużo "celebrytów" udało nam się spotkać i nawet zdjęcie z Mamedem przywiozłam.
To na tyle ogłoszeń i mam nadzieję, że do następnego już niebawem.
Czekam cierpliwie, ćwiczę wytrwale...
sylwiastanek
1 kwietnia 2014, 11:30A juz myślałam że jakieś fotki z Zakopanego ujrzymy
Deuteri
1 kwietnia 2014, 09:20Masz w planach zdobyć Rysy. Najlepszy okres to jesień i wiosna w lato ZA DUZO ludzi. Ale widoki warte wspinaczki :-) Trzymam kciuki.
kluchaa.
1 kwietnia 2014, 09:07Ale ci zazdroszczę tych gór... :)