Człowiek żyje w takim biegu, że czasami tylko choroba jest w stanie zciągnąć go na ziemię.W moim przypadku jest to jedynie przeziębienie, ale czuje się jakby walec po mnie przejechał. Najlepsze, że w czwartek śmiałam się z mojej koleżanki (razem wspieramy się w diecie), że się tak zdrowo odżywia, a zachorowała. Na drugi dzień wstaje z zawalonymi zatokami. Czyli można powiedzieć, że szydera nie wyszła mi na zdrowie. Na dodatek miałam mieć intensywny weekend, bo po pierwsze uczelnia (dwa kolosy), po drugie wykończenie mieszania (demolka) i w między czasie zadbanie o związek, bo z moim P widzimy się co 10 dni (emigracja). Więc byłam już na wstępie osłabiona... W piątek mnie rozłożyło i nie dotarłam na zajęcia. W sobotę pozbierałam się dopiero koło 13:00 i pojechałam pomóc chłopakom na budowie - oczywiście nadawałam się jedynie do zbierania gruzu, bo nie kontaktowałam w ogóle. Niedziela dwa kolosy - musiałam spiąć dupę i włączyć zasilanie awaryjne żeby się skupić, ale dałam radę :) Oba zaliczone!!! A potem zmiana dekoracji - balerinki zastąpiły adidaski, włożyłam bluzę i podarte jeansy, zaplątałam koczek na głowie i z miotłą w ręce przystąpiłam do pracy w naszym nowym domku.Obłęd, taki maraton przplatany dragami, bo przecież chorować w Polsce nie można, bo do lekarza się nie dostaniesz, a jeszcze w pracy będą krzywo patrzeć...
A teraz najlepsze. Wiecie co było rzeczą rekompensującą ten cholerny weekend? Seks z moim narzeczonym.... Bo dawno się tak nie kochaliśmy. Z taką bliskością i taką miłością. Przepraszam jeśli kogoś zniesmacza,że mówię o takich rzeczach, ale już tłumaczę. Mój mężczyzna stracił zainteresowanie mną jak przytyłam... Znacie to? Czułam, że coś jest nie tak i wydusiłam z niego, że to o to chodzi. Pierwsze co sobie pomyślałam to oczywiście, że to parszywy dupek, ze na mnie nie zasługuje, że na nic lepszego go nie stać i takie tam flustracje... Potem było cierpienie - bo przecież jak ja wyglądam, sama się sobie nie podobam, więc jak mogę się dziwić ze seks z wielorybem mu nie odpowiada, przecież nie jest zoofilem itd... A kolejny etap - cholera, byłam seksowną laską, zawsze miałam powodzenie, jak mogłam się doprowadzić do takiego stanu, w którym wstydzę się swojego wyglądu przed przyszłym mężem? O nie! Wzięłam się za odchudzanie z pełną motywacją na zmianę - zmianę swojego życia :) Schudłam od tej pory 5,20 kg i ogółem 22 cm w obwodach. I to naprawdę widać. Ale najfajniej było to widzieć w jego oczach. Poczułam się atrakcyjna, poczułam się piękna, poczułam się kobietą - mówiąc słowami bohaterki 50 twarzy Greya „Moja wewnętrzna bogini podskakuje, wymachując pomponami, i krzyczy: „Tak!”
A na zakończenie instrukcja ważenia od mojej szefowej - rozbawiła mnie ;D
andzia655
7 kwietnia 2014, 22:30Powodzenia w odchudzaniu i pokarz swojemu jaką jesteś wspaniałą kobietą, że masz silną wolę i osiągasz, to co chcesz :-)))
mammaaa
7 kwietnia 2014, 21:59Tak, tak znam to z własnego doświadczenia... w sumie nie ma się co dziwic faceci to wzrokowcy. Powodzenia w odchudzaniu, trzymam kciuki:)