Siedzę sobie chora w domu (idealna propozycja na słoneczne wiosenne dni), i w ten wprost upragniony czas laby, do którego tęsknię między szkołą i studiami, spędzam na narzekaniu na siebie w duchu i psioczeniu, że jestem beznadziejna, nic nie chudnę i mało ćwiczę z Ewą Chodakowską albo Mel B. Jak i również piszę za długie zdania :P
Boję się wejść na wagę, ale będzie coś koło 67-68-69.Powiedzmy, że to ma swój plus - w końcu utrzymuję schudniętą niegdyś dyszkę kilogramów. Bardzo za to dziękuję komu i czemukolwiek można dziękować. Jednak nie to było moim celem, bo z tego co tam widzę na tym durnym paseczku ambicję miałam o wiele większą. Dążę przecieć tak do 60 kg. No niech będzie 64, też będę niezwykle ucieszona.
W każdym razie w maju czeka mnie bardzo ważna impreza na której chcę wyglądać jeszcze bardziej olśniewająco niż na co dzień :D Załóżmy, że ważę te 69 kg. Czyli mam jeszcze miesiąc do walki. Przez miesiąc ja mogę sobie schudnąć aż 5 kg. Czyli byłoby 64 kg.
A potem wakacje i stabilizacja. Czyli od tych 64 do sierpnia schudnąć jeszcze tylko dwa kilo. a potem nic już od siebie nie będę chcieć oprócz utrzymania wagi, ciągłego rozwoju osobistego i większej ilości cierpliwości.
Aha, muszę skończyć używać tyle fejsbuka, będę na niego włazić tylko jak będę musiała się uczyć.
madziuchny
8 kwietnia 2014, 07:27A to że utrzymałaś wagę to też dla Ciebie na plus :) Dasz radę zobaczysz :) to tylko i aż miesiąć :)
madziuchny
8 kwietnia 2014, 07:25No to nie pozostaje Ci nic innego jak się ogarnąć i zacząć działać :) Ja od wczoraj też wystartowałam na nowo :) Mój cel z 88 na 75 przy wzroście 172 :) Więc musimy dać radę i Ty i Ja i jak motywacja już jest to za nami połowa sukcesu :)