Zauważyłam ciekawą rzecz: od wejścia w dietę zaspokajam głód mniejszymi porcjami. Ba, wyraźnie szybciej zyskuję świadomość, że się najadłam wystarczająco. A jem posiłki co najmniej o połowę mniejsze, niż dawniej. Zdarza mi się, chociaż rzadko, że rozkładowy posiłek zjadam pół godziny wcześniej, bo zwyczajnie czuję ssący głód. Ale nie zjadam z tej okazji więcej. Za to kiedy pozwolę sobie ulec zachciance na coś, tracę miarę i sporo wysiłku kosztuje mnie oderwanie się od "zakazanego owocu" - nie osiągam punktu nasycenia.
Cholera, to wszystko naprawdę siedzi w głowie?!
katy-waity
18 czerwca 2014, 13:24też uwazam,że głod dzieli sie na dwa rodzaje, ten fizyczny (naturalny) i psychiczny (może można go nazwac 'łakomstwem";) )
BeeS61
19 czerwca 2014, 07:58I potem mszczą się te wszystkie zagadywania dzieci: "A co byś zjadł? Na co masz ochotę?" Przyzwyczajamy się mieć ochotę, a nie czuć się głodnym.