Przez 3/4 życia byłam szczupłą osobą, wręcz chudą. Od dziecka uprawiałam sport - taniec sportowy, akrobatykę, drobne podrygi w kickboxingu, rekreacyjnie basen czy rollki. Miałam zostać zawodową tancerką. Niestety jak to życie plan został z czasem zweryfikowany różnymi przykrymi wydarzeniami. W wieku 19-stu lat przy wzroście 165 cm warzyłam 49 kilo, nie miałam ani jednego stanika w szafie i nosiłam rozmiar 0 :) potem wpadłam w bardzo ciężką depresję... która trwała półtora roku lub dwa lata. W ciągu tego czasu naprzemiennie tyłam i chudłam. Okresowo albo pożerałam (bo ciężko to nazwać "jadłam") absolutnie wszystko w zasięgu ręki, nie mogłam spać, potrafiłam zjeść całą pizzę, blaszkę murzynka, kilka batonów, litr lodów na jedno posiedzenie. Cały czas ruszałam szczęką, szlajalam się i pożerałam i pożerałam. Osiągając krytyczną wagę 95 kilo... A potem okresowo nie jadłam nic. Kompletnie. Albo podskubałam kromeczkę chleba, albo jedno winogronko... Co doprowadzało do utraty wagi do poziomu 35 kilo. Gdy trafiłam pierwszy raz doi szpitala ze skrajnym wycieńczeniem i odwodnieniem w karcie miałam zapisane 26 kilo. W ten sposób zapewne rozwaliłam sobie doszczętnie metabolizm. A na pewno wątrobę, żołądek, wzrok, jelita, i serce. Od wyjścia z depresji borykam się z wagą. W dalszym ciągu miewam "napady kompulsywnego jedzenia" choć staram się je tłumić. Jednak zauważyłam że im jestem starsza tym waga rośnie, mimo że nie jem wszystkiego co popadnie, staram się zwracać uwagę na dobre rzeczy, aczkolwiek dalej jem za dużo, nie umiem ułożyć sobie jadłospisu, nie umiem gotować ponieważ nie umiem łączyć ze sobą produktów i jestem LENIWA i obawiam się że jest to ostatni dzwonek na ogarnięcie się.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
studentka_UM_Lublin
30 października 2014, 21:20Kochana, wiele doświadczyłaś, dobrych i złych rzeczy, pogubiłaś się trochę... trzymam kciuki, że uda Ci się ustabilizować swoją sytuację, nabrać pewności siebie, pokochać to swoje zdolne ciałko - kiedyś takie wygimnastykowane. Jesteś super dziewczyną, naprawdę. Sylwetka to nie jest w tym momencie priorytet. Zgłoś się do dietetyka, niech pomoże Ci ułożyć fajną, smaczną dietę. Znajdź nowe hobby, które pozwoli Ci się zrelaksować. może zapisz się na fajne zajęcia w fitness klubie - takie, które wyciszają organizm, pomogą odpocząć duszy. Jak w środku będzie panował spokój, to i napadów będzie mniej... Pozdrawiam serdecznie i gratuluję, że udało Ci się przetrwać ten trudny okres. Super, że jesteś z nami nadal :) ps. mam prośbę. jeśli będziesz miała chwilkę i będziesz mogła wypełnić prowadzoną przeze mnie ankietę na temat nawyków żywieniowych to będę wdzięczna. dzięki z góry. tutaj masz link: https://docs.google.com/forms/d/1R8tyVMBmJwI7uaHp3uh9kjP158DKPLkHUg6rM076gdI/viewform
drlifestyle
30 października 2014, 17:29Sylwetka powinna być w Twoich priorytetach daleko w tyle. Powrotu do zdrowia! 3mam mocno kciuki!