Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Coming out


Dieta. Przychodzi i odchodzi. I zaś wraca i zaś sobie idzie.

Kurcze, ja sie pieknie trzymałam, nawet wyjechałam w góry z ukochanym, aby spozytkować energię i myslałam, że waga pójdzie w dół. O ja naiwna:).

W pierwszy dzień po górach szliśmy 5 godzin, przez pierwsza godzine myślałam, że wyzionę ducha. My na spontana, bez zimowych butów, w adidasach, na szczescie kurtki zimowe mielismy. Jakies 2 km od schroniska zaczęły sie połacie sniegu i bywało ślisko, na co siarczyście klnęłam w myślach. Przez całą drogę zadziwialiśmy sie wzajemnie "poszli w górę na spontana" bez odpowiednich butów, bez jakiegokolwiek jedzenia itp. Co chwilę na zmiane było ciepło i zimno. Buty przemokły od sniegu. Dotarliśmy do schroniska gdzies tam na zadupiu w górach górzystych, zjedlismy garść frytek, filet z kurczaka(smazony na oleju, a jak..) i porcje surówki( na pewno z majonezem), do tego zielona herbata. Yeah:P. Porcja obiadu byla nie wielka, ale moze to i dobrze, przynajmniej się ogrzałam. Mój Wspaniałomyślny Narzeczony chciał wejśc na szczyt. No ok, to idziemy.. po czym przeszedłszy 30 metrów po 1,5m ubitym(choc czasem zapadającym się sniegu) trzymając się poręczy. Jak w pewnym momencie zjechalam po ubitym sniegu na lodzie, kategorycznie zażądałam odwrotu. Mina Narzeczonego nie była zachwycajaca, ale po kilku namowach odpuścił. Nie mialam zamiaru, aby nas potem zbierali z jakiejś doliny:/. I co z tego, że to byl szlak dla turystów, nie mieliśmy odpowiednich butów -koniec kropka. Tak wiec powrót trwał ponad godzinę, schodząc ze schroniska, musieliśmy uwazac bo mozna bylo zjechać. Powrót to była jedna wielka walka z grawitacja:P.

Nie macie pojęcia jaką ulge poczułam wsiadając do auta.. moje poślady umarły. Wg krokomierza spalilismy ok.1000kcal (niby 800, ale dodaję do tego wchodzenie pod górkę przez 3 godziny). W domu zjedliśmy kanapki, mało, bo nie chciało się jeść.

Następny dzień to był spacer po miejscowościo-wioskach. Po 6 km doszliśmy do pałacyku jednego, drugiego, zjedliśmy pyszne lody (ja - jogurtowe, z owocami swiezymi, bitą smietaną, i odrobiną cynamonu-nie lubię, ale dodali.), a druga połówka- z rumem, lodami waniliowymi i rodzinkami -łeeee..:P. Warto było je zjeść, bo potem gps w telefonie tak nas poprowadził.. że szliśmy 2-3 godziny przez pola, łąki i lasy z bagnem.Było na zmianę gorąco i lekki wiaterek. w pewnym momencie myślałam, że cywilizacja się skończyła, ale wtedy spoglądałam hen daleko i widziałam piękne góry ze śniegiem, amazing!! Po wielu trudach dotarliśmy do głównego miasta, zrobiliśmy w jedną stronę 14 km. W głównym mieście szukaliśmy jakiegoś miejsca na obiad. Trafilismy do pysznej knajpki, gdzie zjedliśmy dobre jadło! ja z Winkiem półsłodkim białym. Naprawdę obiad był niebo w gębie.

Pozwoliłam sobie na:

pieczone ziemniaczki, filet z kurczaka grilowany z serem i pomidorem(to na wierzchu), mialam sos paprykowy-uuch:/ nie zjadłam, i czosnkowy plus paleta surówek i ogorek kiszony - najpyszniejsze. Byłam tak rewelacyjnie napchana, że pojęcia nie macie. Godzine sie delektowaliśmy, no i nie chciało sie wracac do pokojów.

Po obiadku ruszliśmy w droge powrotną. Próbowalismy uciec przed deszczem. Tak więc kolejne 7km wracalismy, byliśmy tak urobieni ..:( W domu zjedlismy jakies kanapki, bo siły nie było:D. Sprawdzalismy, przeszliśmy łącznie łącznie - 24 kilometry, zrobiliśmy pond 35 tys kroków! OMG.Rano w sobote wszystko bolało.

A w sobote pojechalismy do aquaparku! na 4 godziny! pierwszy raz w zyciu przeplynelam długosc basenu, a jak dotarlam do konca to umierałam, kolka chwycilam, dyszałam jak pies po spacerze, MASAKRA. Ale moj chłop nie lepiej, ale dawał radę, bo umiał pływać. Chodziliśmy do jacuzzi, ciepłe, zimne, na basen zewnetrzny, super było. Ale bylismy tak wyczerpani, że w mieszkanku zamówiliśmy sobie pizze dużą z serem, pieczarkami i kurczakiem.

Zjadlam 3 kawalki z keczupem i sosem czosnkowym i zielona herbatą i potem..co robiłam? UMIERAŁAM xD. Byłam najedzona, zmęczona i prawie zasnęłam ;-). 

W niedzielę wróciliśmy do domu, ale wczesniej do rodziców: rosołek i schabowy z ziemniakami i buraczkami. Mniam.

A dzisiaj w koncu staję na nogi i ruszam ze zdrowym jedzeniem i cwiczeniami! Howgh!

PODSUMOWUJĄC:

dużo chodziłam, dużo umierałam:D, jadłam jak jadłam, no ale dużo chodziłam:P, to był spędzony aktywnie czas, baterie naładowane do działania. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.