Jakis mini postęp jest. Waga w tym tygodniu dwa razy pokazała 67,5. Dzisiaj też, więc tak wpisałam do pomiaru. Oby teraz już szło w dół.
Nadal staram się więcej chodzić a mniej jeździć (i mi to wychodzi :)- w łydkach 0,5 cm mniej dzięki temu :)), pić więcej wody i ograniczyć podjadanie. Z podjadaniem jest chyba najsłabiej.Wczoraj zaczęłam dzień od szklanki wody z cytyną. Tak będę teraz robić codziennie. Poza tym cały czas szukam produktów i sposobów na poprawienie metebolizmu. Wiem, że głównie powinnam ćwiczyć, albo biegać czy coś, ale obecnie to u mnie naprawdę trudne do zorganizowania. Staram się ćwiczyć z malutką, ale obecnie ma katar i chyba idą jej zęby, więc nie chce współpracować. Mąż też nie za bardzo.
W nocy zaczęłam oglądać (resztę nagrałam i obejrzę dzisiaj) Goka o tym, jak to był gruby jako dziecko i jak do tego doszło. Jednym z czynników jest niska samoocena- to na pewno u mnie jeden z powodów nadwagi. Po każdej nieprzyjemnej sytuacji, kłótni z mężem (a tych ostatnio dziwnie dużo) idę się najeść. Nie potrafię też mówić o sobie dobrze. Kiedy koleżanka poprosiła mnie, żebym powiedziała coś o swoich zaletach....nie umiałam. Wiem, że je mam, ale nie potrafię się przemóc o i tym mówić. Skutek uczenia w dzieciństwie, że trzeba być skromnym i nie wypada się chwalić? Nie wiem, ale postanowiłam iśc po pomoc do psychologa. Zobaczymy co z tego wyniknie.
wannabelean
6 czerwca 2015, 11:52GRATULUJĘ! :)