Ha ha ha ha. W końcu godny mnie tytuł; wielki i napisany tłustym drukiem- zupełnie jak ja w tej chwili.
Na Vitalii nie jestem nowa, więc też nie widzę celu w pisaniu, że od jutra zaczynam, że będę jeść 5 posiłków, pić 1,5 litra wody i skakać na skakance. Po co? Myślę, że wszyscy tu znamy założenia tzw. ,,zdrowego stylu życia" i to nie brak wiedzy, a jedynie konsekwencji skutkuje naszą obecną sytuacją.
Konto już miałam- założyłam podczas ubiegłorocznego sezonu- ale nie jestem w stanie patrzeć na stare wpisy, na zmiany wagi na pasku. Człowiek chce być twardy, ale takie zderzenie boli jak cholera, co jest paradoksem zważywszy na te 40 kilo dodatkowej amortyzacji którą posiadam.
Impulsem do ponownej rejestracji na Vitalii jest nie tylko lato i obrzydzenie na widok tego co wciska się w, rok temu jeszcze luźną koszulkę. Łzy cisną się do oczu, a myśl, że wszystko zmarnowałam jest tą z którą zasypiam i z którą się budzę.
Od października zaczynam studia. Mam nadzieję, że kierunek dla którego poświęciłam te ciężko zrzucone dwadzieścia parę kilogramów. Uczyłam się, siedziałam w domu, często z czekoladą, z zakazem wychodzenia gdziekolwiek, zwłaszcza a siłownie. Dla człowieka, który spędzał tam średnio dwie godziny każdego dnia przy tym stosował niskokaloryczną dietę przeplataną epizodami ED coś takiego nie mogło się dobrze skończyć. I oto jestem. Zamiast cieszyć się z wakacji i przyzwoicie napisanej matury, siedzę w domu, bo wstydzę się wyjść, zwłaszcza na siłownię.
To, że już dwa razy udało mi się dużo schudnąć wcale nie poprawia sprawy. Pierwszy raz odchudziłam się mając 10 lat. przyszło to bardzo naturalnie, wraz z uprawianiem sportu i brakiem czasu na cokolwiek innego niż hobby. Trening, szkoła, zawody. Człowiek jadł co chciał i jeszcze chudnął. A potem zaczął tyć. Bo zmienił klub. szkołę. Bo nie wszystko było takie proste i przyjemne jak dawniej. Zaczął tyć tak gwałtownie, tak dużo, że trafił do szpitala. Na szybko zrzucone 8 kilo i zastój, Rok przerwy, potem fascynacja siłownią, która przerodziła się w niezdrową obsesje, niskokaloryczna dieta przeplatana napadami. 78 kilo, samopoczucie rewelacyjne, ED, ale dało się z tym żyć. Było cudownie; chodziłam na imprezy, od których z racji tuszy wcześniej stroniłam. Zaprzyjaźniłam się. A potem przyszedł jesień i równia pochyła w dół. Stan obecny? Waga koło 100, przyjaciół brak, mojego hobby jakim jest sport nie mogę realizować (przynajmniej nie w obecności ludzi) nie tak powinno wyglądać życie dziewczyny, która ledwo co skończyła szkołę. Nie tak.
Czy więc dziwnym jest, że mam ambicję to zmienić? Nie sądzę. Wstawiajcie zdjęcia grubasów, nazywajcie to kobiecymi kształtami. Ale nie tędy droga. Tolerancja w tym przypadku nie jest wyjściem, jest wrogiem każdego grubasa. Z własnego doświadczenia wiem, że nie ma lepszej motywacji niż słowa ,,Ty spasiona świnio", wypowiedziane raz za dużo.
Kasia7111
9 czerwca 2015, 19:18Jem cztery posiłki dziennie piję ponad 2l wody i co??? Du.....pa bo pomiędzy tym zdrowym i regularnym jedzeniem wpada dużo tego mniej zdrowego :P Słaba jestem, ale walczę ciągle od nowa. Trzymam kciuki i za Ciebie:))
Mukikaki
9 czerwca 2015, 19:08U mnie było podobnie. Moją szczytową formę (czytaj wagę życia ;)) osiągnąłem po maturze. Od wakacji a przed rozpoczęciem studiów wziąłem się za siebie. Łatwo i szybko nie było ale cały czas do przodu. Dziś jest -20 kg od tego czasu. Zachowałem sobie pare zdjęć z tamtego okresu jako przestroga. Bywają gorsze okresy ale znowu biorę się za siebe i walczę. Lepiej tak, niż od razu sie poddać. Powodzenia, tym razem się uda. Tylko uwaga na przyszłe sesje, to takie kolejne matury - tylko że gorsze i dwa razy do roku ;)
Makutraa
9 czerwca 2015, 18:43no to hop