Wczorajszy dzień był zarazem udany, jak i nieudany. Udany, bo do połowy dnia wszystko super się układało. Dieta ok, byłam w Ikei i kupiłam parę ładnych rzeczy, miłe popołudnie w doskonałym towarzystwie. Później, niestety, trochę popłynęłam z jedzeniem. Częściowo było to zaplanowane (koleżanka już tydzień wcześniej zaprosiła mnie na kolację), częściowo nie bardzo (deser po kolacji).
Jadłospis:
- Śniadanie: bułka fitness z masłem, szynką drobiową, serem żółtym i pomidorem.
- II śniadanie: sałata rzymska, pomidor, szczypiorek, łosoś wędzony.
- Obiad: puree ziemniaczane z klopsikami wegańskimi.
- Kolacja: carbonara i wino.
- Deser: kilka cukierków.
Ćwiczenia: 2 h spaceru (po Ikei, ale zawsze :P). Chciałam jeszcze zacząć wyzwanie 30 dniowe na różne partie ciała, ale niestety musiałam sobie gdzieś nadwyrężyć kolano i boli mnie przy zginaniu :(
Dzień uważam za: CZĘŚCIOWO UDANY.
Najbliższe zaplanowane odstępstwo od diety to sobota - imieniny Taty i rodzinna impreza. Nie będę wtedy przecież robić sobie własnych potraw, gdy rodzinka będzie się zajadała smakołykami przygotowanymi przez Mamę. Planuję jednak powalczyć ze sobą i nie jeść wszystkiego, na co mam ochotę, tylko tak, żeby się nasycić i nie przesadzić. Zobaczymy, jak mi pójdzie ;)
Jedno jest pewne: nie poddaję się i walczę dalej! :)