Jakoś tak trochę zagubiłam się w czasoprzestrzeni. Nie chciało mi się ostatnio nawet dużym palcem u stopy ruszyć. I jak już tak leżałam, sztywno ten palec trzymając, to kontemplowałam o sposobach, które w jakiś cudowny sposób poruszą moje cztery litery. Moje cztery litery oczywiście znajdowały tysiące pretekstów, co by się grzać w ciepełku kanapy, i na każdy pomysł z głowy znajdowały argument przemawiający jednak za wyższością kanapy. Jednakże niepokorna głowa nie dawała za wygraną. I wymyśliła, co by chociaż na spacer w miłym towarzystwie się udać. Tylko w weekend było „zimno i pada, zimno i pada na ten kraj po środku Europy”. Zagaiłam zatem męża, który skutecznie zbunkrowany siedział przed komputerem. Zagajony mąż spojrzał się na mnie spode łba, a następnie powiedział „mhm” i wrócił do tego co na ekranie mu migotało. Mówię zatem do wystającego spod koca nosa córuchny, „chodźże dziecię moje z mamusią na spacerek do parku”. „Nie chce mi się” odparł nos, nie wynurzając się wcale, ale to wcale. Syna starszego się nie czepiałam , bo dzieciak zachorzały, a najmłodsza latorośl jakoś mało konstruktywna na szybki spacer. Myślę sobie podzwonię po znajomych. No i okazało się, że moi znajomi, na dźwięk słów: spacer, kije, park, szybko, reagują podobnie jak moje cztery litery. A do tego są niesamowicie zajętymi osobami, które z chęcią ze mną by poszły, ale:
- nie przyrządziły jeszcze obiadów na przyszły tydzień i właśnie się do tego zabierają,
- boli ich noga/ręka/głowa/inne części ciała,
- za chwile przyjdzie teść/teściowa/mama/tata/szwagier brata ciotki,
- właśnie są w trakcie generalnych porządków,
- za 15 minut będzie wyczekany serial/film/program oraz
- zapomniały że na zakupy iść chciały, dobrze że im przypomniałam.
W zamian za to mogłam:
- przyjść na piwo i byśmy pizze zamówili,
- przyjść na winko,
- wyprowadzić ich psa,
- powłóczyć się po galerii oraz
- umówić się kiedy indziej bo dzisiaj to nie.
Zatem czując się lepsza od tych wszystkich wyżej wymienionych, oraz pacyfikując własne cztery litery, ubrałam latorośl najmłodszą, która w zakresie dysponowania własnym czasem ma jeszcze niewiele do powiedzenia i pojechaliśmy do pewnego przybytku, gdzie konstruktywnie zwiększaliśmy poziom wody w basenie. Dzięki temu od wczoraj mam w domu zamiast jednej dwie chore latorośle. A można było grzać cztery litery w kanapie. Można było :-)
silva27
10 marca 2016, 09:35Podziwiam Cię, że mając trójkę dzieci masz możliwość poleżeć. Ja po pracy lecę pozałatwiać najniezbędniejsze sprawy i jak wracam do domu to padam na twarz, a trzeba jeszcze zdobić kolację dla siebie i dziecka, posiłki do pracy na następny dzień, ogarnąć po tym wszystkim kuchnię z chaosu i jeszcze wyprasować mężowi i synowi koszule na następny dzień, przy czym usypiam już wtedy na stojąco i nogi mi się pode mną uginają stojąc nad deską do prasowania. (Gdzie czas na trening jeśli nie w nocy, nadwyrężając organizm?) Może za kilka lat jak syn będzie starszy uzyskam większą swobodę w działaniu, bo póki co mój tryb życia jest jednym wielkim nieporozumieniem. Abstrahując od tematu tekst jak zwykle przedni! :-)
Lachesis
10 marca 2016, 09:53Kwestia organizacji i priorytetów. Często mam taki sajgon w domu, że Małgosia Rozenek padłaby na zawał. Rozsypuję klocki po podłodze i wołam bawcie się rebiata. Posiłki gotuję w postaci zupy na 2 dni (obiady w szkole i żłobkowe żarcie jest podstawą), a jak nie ugotuję to mam obczajone sklepy z dobrymi pierogami. Generalne porządki robię podczas l4 na dzieci, bo niestety ale tego nie da się uniknąć, albo w weekendy ganiam olewająca mnie rodzinę po domu. Na trening patrz kije, rolki wychodzę kiedy mnie wszystko wkurza, olewając zakres obowiązków domowych. Przez telefon gadam w samochodzie, pomiędzy rozwożeniem, albo w trakcie rozwożenia dzieciarni na zajęcia dodatkowe. Mam zestaw głośnomówiący i czasami niestety słyszą to co nie powinny. Sobie posiłki szykuje po nocach, albo wybieram mało wymagające na co smacznie dopasowana mi pozwala. Dużo pomaga małż, bo bez niego by ich nie było, także niech ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. Dzisiaj musiałam zostać w domu z maluchem pobasenowym, także mam czas na wszystko. A w domu pierdzielnik, ale pomyślę o tym jutro :-) No i czasem padam, także wtedy leżę i nie ruszam palcem :-)
justagg
9 marca 2016, 10:18Masz troje dzieci? Jaka różnica wieku jest między nimi i w ogóle jak jest:)? Co do ludzi ja już przestałam dzwonić wyciągać namawiać efekt jest taki, że chodzę wszędzie sama...
Lachesis
9 marca 2016, 13:14Komentarz został usunięty
Lachesis
9 marca 2016, 13:14No mam. Bywa ciężko, bywa łatwo, zabawnie, a na pewno nie nudno :-) Dwójka starsza, a jeden maluch :-)
beaataa
9 marca 2016, 06:59Ja mam zawsze jakiegoś audiobooka na taką sytuacje. Słuchawki w uszy i pędzę:)
Lachesis
9 marca 2016, 08:59Ja z reguły muzykę, ale to był impuls potrzeby towarzystwa :-)
roogirl
8 marca 2016, 22:19Niestety nie zmienisz ludzi i tych ich ciągłych wymówek. To tylko wymówki, prawda jest taka, że po prostu nie chcą. Pzdr.
Lachesis
8 marca 2016, 22:21Ja ich doskonale rozumiem, bo sama często w stosunku do siebie takie wymówki stosuję. Tylko siebie mogę zmusić...