Dzień dobry :)
14 lutego to chyba idealna data, żeby zrobić coś dobrego dla samej siebie, a także dla najbliższej mi osoby, Męża
Pewnie jak większość na tym portalu, zabieram się za dietę nie pierwszy już raz :( Nie będę tu opisywać całości moich zmagań, bo pewnie większość już na tym etapie by wymiękła i skończyła czytanie :P więc ograniczę się do ostatniej walki :)
15 września zeszłego roku wzięłam ślub. Wiadomo tego dnia każdy chce wyglądać jak milion dolarów, bo to jednak Młoda Para jest w centrum uwagi no i zdjęcia pozostają z nami do końca życia :P. Od maja 2018 rozpoczęłam taką prawdziwą dietę i do ślubu schudłam do wagi 70,7 kg. Razem z Mężem wyeliminowaliśmy praktycznie całkowicie smażone jedzenie, słone przekąski i większość niezdrowych rzeczy. Od czasu do czasu pozwalaliśmy sobie na coś słodkiego. Ślub, a potem podróż poślubna w słonecznej Kalabrii Tydzień we Włoszech bez myślenia o diecie ... No i od tamtej pory tak tkwimy w tym tyciu
Najpierw było + 5 kilo, eee łatwo przyszło w 2 tygodnie zgubie. Potem doszło kolejne 2 kilo, i kolejne, ....
Dieta miała być już od nowego roku, ale jak widać zapału starczyło tylko do założenia konta.
Bodźcem do dzisiejszej próby było wczorajsze spotkanie z koleżankami. Jedna z nich walczy od połowy października i ma już za sobą 12 kg. Do tego coraz ciaśniejsze spodnie, wszędobylskie fałdki wylewające się spod ubrań.
Jak widzicie w tytule odliczam 213 dni. Tyle czasu zostało do naszej 1 rocznicy ślubu. Wylecimy wtedy na wakacje do jakichś ciepłych krajów, więc nie mam ochoty ukrywać się pod stertą ubrać i pocić sie jak świnia. Dodatkowo 7 września idziemy na wesele do jednej z koleżanek więc też trzeba się prezentować :P
No dobra, żale wylane, a teraz plan działania :)
Nie będę cudować z żadną dietą, tylko klasyczne MŻ. Zdrowo, świeżo, zero tłustego i mega ograniczenie słodyczy, z czym będzie bardzo ciężko :( W ruch pójdzie znowu parowar oraz nasz ukochany grill elektryczny. A już niedługo rozpoczyna sie sezon na nowalijki
Planuję również min 3 razy w tygodniu być na siłowni. Razem z mężem mamy siłownie w domu. Bieżnia, orbitrek, rowerek, atlas, ławeczka, step, ciężarki, platforma wibracyjna i pewnie jeszcze coś by się znalazło o czym teraz zapomniałam. Aż wstyd, że mając taki sprzęt jesteśmy jak dwie świnki. Ale jak to mówią najciemniej pod latarnią :P
Pomierzyłam się dzisiaj i zrobiłam zdjęcia, jak zobaczyłam siebie od tyłu to sie prawie popłakałam ;( nie sądziłam, że jest AŻ tak źle :(
Waga startowa to 82,6 kg
Do otyłości brakuje tylko 0,02 więc zatrzymałam się w odpowiednim momencie.
Zdjęć póki co wstawiać nie będę, bo za bardzo szokują, ale gdy bedą już jakieś efekty to zrobię porównanie ;)
Trzymajcie za mnie kciuki, żebym się nie poddała :(
Teraz szybko do sklepu po zakupy na romantyczną kolację ( spaghetti carbonara, może nie jest jakoś dietetyczne, ale będzie to bardziej obiadokolacja ok 16 ), potem na chwile do pracy, siłownia i trzeba sie przygotować na przyjście męża :)
Życzę wszystkim Wam walentynek pełnych miłości (oczywiście nie tylko w walentynki :))
Laurka1980
15 lutego 2019, 18:23Zazdroszczę Ci bieżni w domu, powodzenia i wytrwałości :)
Ajjyumi
15 lutego 2019, 09:50haha myślałam, że jestem jedyną osobą która mając siłownie w domu z niej nie korzysta <3 teraz mi lepiej. Powodzenia nam, żebyśmy z niej jednak zaczęły korzystać :D
mc.marys
15 lutego 2019, 15:38♥♥♥ ulżyło mi, bo też myślałam, że jestem z tym sama :D Ale nie ma co narzekać i bierzemy sie za siebie :)
andula66
14 lutego 2019, 17:02Dziękuję za życzenia. I wzajemnie. Trzymam mocno kciuki na pewno się uda cel już jest.